Sześćset lat temu spłonął na papieskim stosie w Konstancji Czech Jan Hus. Wierzył podobnie jak Piotr Waldo, Jan Wiklif , Marcin Luter czy Jan Kalwin, że inne chrześcijaństwo jest możliwe. Chrześcijaństwo "z ludzką twarzą", które nie chełpi się tronem, władzą i purpurą, ale pamięta o tym, czego nauczał pewien Żyd z Nazaretu.

REKLAMA
logo
http://www.digital-guide.cz/media/thumbs/digital_guide/selekce_realie/vyznamne_osobnosti/myslitele/mistr_jan_hus/jan-hus-upaleni-2_jpg_800x800_q85.jpg

Przemoc to odwieczny problem wszelkiej religii, która ponad człowieka i kwestie jego duchowości kładzie nacisk na dogmat i władzę.
Dlatego francuski teolog ewangelicki i historyk Jacques Ellul twierdził, że gdy rozpoczął się w starożytności flirt między tronem a ołtarzem, uwieńczony uznaniem chrześcijaństwa za religię państwową Cesarstwa Rzymskiego, chrześcijaństwo zdradziło samo siebie. Instytucja, która miała przechowywać i kontynuować nauczanie subwersywnej Prawdy, znoszącej wszelką hierarchię i nierówności między ludźmi w imię braterskiej i siostrzanej miłości, doprowadziła do subwersji – wykolejenia – tejże Prawdy. Kościół strzelił sobie sam w stopę, zamiast podążać ścieżką wytyczoną przez swojego Mistrza.
Ellul zauważa w swojej pracy Anarchia i chrześcijaństwo wydanej ostatnio w polskim tłumaczeniu dzięki inicjatywie Krzysztofa Śpiewli: „[W] przeciwieństwie do tego co uczyniono i powiedziano później, Prawda nie jest ani zbiorem dogmatów, ani decyzjami synodów papieskich, ani doktryną, ani nawet Biblią rozumianą jako księga. Prawda jest Osobą! Nie chodzi więc o przyjęcie chrześcijańskiej doktryny, tylko o zaufanie osobie, która do was mówi”.
Ówczesny zinstytucjonalizowany Kościół zaufać Czechowi nie potrafił i nie chciał. Martwił się bardziej kwestią ciała niż ducha oraz tym, aby materialistycznie władać ludzkim sumieniem. Hus, który otwarcie krytykował arogancję i nadużycia ówczesnych purpuratów musiał więc spłonąć.
W historii Kościoła Husów nie brakowało. I po dziś dzień znajdują się tacy, którzy przypominają klerowi nużącemu się w merkantylnej rozkoszy wartości ewangeliczne. Zmieniły się tylko formy uciszania „niepokornych” i zepchnięcia ich na margines ziemskiej instytucji. Uświadamia nam to chociażby głośna niegdyś sprawa ks. Wojciecha Lemańskiego, która powróciła ostatnio do polskich mediów. Dowiedzieliśmy się parę dni temu, że ze względów na koszty postępowania, były proboszcz Jasienicy nie może dochodzić sprawiedliwości w swojej własnej wspólnocie. Ot taki finansowy sposób na zabetonowanie kościelnego wymiaru sprawiedliwości. Dekrety biskupów rzymskokatolickich okazują się zatem równie skuteczne i nieodwracalne, co niegdyś średniowieczne stosy.
Z podobnymi trudnościami spotykają się także w Polsce Kościoły protestanckie, jak świadczą o tym ostatnie doniesienia serwisu ekumenizm.pl.
Na szczęście wśród chrześcijan znajdują się i tacy, którzy potrafią krytycznie odnieść się do ziemskiego Kościoła, który zbyt często nad Wisłą zamiast chleba daje swoim wiernym kamienie. Problem w tym, że o wiele im trudniej, gdy zajmują "kościelne etaty"...
Jednak „[t]o wszystko, co dostrzegamy – zauważa Ellul w przywołanym powyżej pamflecie – to jedynie charakter socjologiczny i instytucjonalny Kościoła, to bynajmniej nie jest Kościół”.
Święto, które obchodzą dziś między innymi Kościoły protestanckie uświadamia nam, że wspólnotę chrześcijańską powinniśmy budować z dala od blichtru władzy, mamony i przemocy. Tego życzę „na Husa” tym, którzy mimo trudności nadal ufają Prawdzie Nazarejskiego Mistrza i wierzą w to, że inny Kościół jest możliwy.