Wśród odstrzelonych zwierząt miały znaleźć się sarny.
Wśród odstrzelonych zwierząt miały znaleźć się sarny. wikipedia / Marek Szczepanek
Reklama.
O co dokładnie poszło? Pod koniec stycznia sejmik województwa pomorskiego zgodził się, by z lasów wokół gdyńskiego lotniska zniknęła niemal setka zwierząt. 89 zostanie odstrzelonych, a 10 przeniesionych w inne miejsce. Zwierzęta, wśród nich dziki, sarny, borsuki i zające, miały stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi korzystających z lotniska wojskowego Gdynia – Babie Doły.
Okazało się jednak, że zagrożenie jest rezultatem braku ogrodzenia, które nie oddzielałoby zalesionej części jednostki wojskowej od użytkowanego lotniska. Dziwnie zatem brzmiała już sama argumentacja wojskowych, że odstrzał pomoże w pozbyciu się „niebezpiecznych” zwierząt. Jak bowiem chciało wojsko rozwiązać problem pojawiania się saren czy dzików, nie posiadając płotu. Co więcej, jak mundurowi, którzy zarządzają tym miejscem mogli pozwolić na to, aby na ten teren wstęp mieli też ludzie. Jeśli pojawiłoby się na nim dziecko, to też stwarzałoby zagrożenie.
Niestety radni nie uznali argumentów Regionalnej Rady Ochrony Przyrody dotyczących potrzeby ogrodzenia lotniska. Poszli na skróty i zgodzili się na strzelanie. Na szczęście skończył się okres polowań na zwierzęta przeznaczone do odstrzału, a potem wkroczył marszałek, który uchylił postanowienie radnych. Niestety sprawa nadal nie ma swojego szczęśliwego finału. Sejmik mówi o tym, że decyzję o odstrzale rozpatrzy ponownie i ograniczy odstrzał zwierząt. Mam jedna nadzieję, że zamiast o zabijaniu czworonogów, podejmie decyzję nakazującą wojskowym ogrodzenie lotniska.
Mam nadzieję, że sprawie będą też przyglądali się organizatorzy Open'era.