„Jeśli papieżem zostanie wybrany któryś z Włochów lub typowy watykański kurialista to niezależnie kto nim będzie, będziemy mieli do czynienia z pewnym gestem, może już ostatnim, wobec starej i zgorzkniałej Europy”. To wypowiedź jednego z kardynałów cytowana przez włoskie media przed tygodniem. Tymczasem dziś wiele wskazuje, że papież ze "starej i zgorzkniałej" Europy jest nie tylko możliwy, ale coraz bardziej realny.
Jeśli wierzyć watykanistom kard. Scola ma już blisko 40 głosów elektorskich. Inni włoscy papabile też nie są bez szans i choć Europa jako kontynent chrześcijański jest w defensywie to wciąż w Kościele sprawuje faktyczną władzę. I choć nasz kontynent cierpi z jednej strony na kompleks laickości, wypierający religię z przestrzeni publicznej, braki lub słabość formacji kapłańskiej, a z drugiej na nieumiejętność poradzenia sobie z problemami dogmatyczno – dyscyplinarnymi to w Watykanie nadal europejscy kardynałowi nadają ton.
Oczywiście, te problemy w różnym stopniu dotykają tzw. katolickie kraje, inaczej wyglądają one we Francji, gdzie coraz częściej do głosu w Kościele dochodzą małe i prężne wspólnoty, niż w laicyzujących się w szybkim tempie Hiszpanii czy Irlandii. Inna jest sytuacja Kościoła we Włoszech a inna w Polsce. Jeszcze inne problemy maja katolicy w krajach, gdzie są formalną czy faktyczną mniejszością. Paradoksalnie, to co łączy europejskich kardynałów to poczucie pewnej kulturowej i duchowej tradycji, która w takich momentach jak konklawe nabiera szczególnego wymiaru.
Gdyby Europa (a nawet sami Włosi) chcieli zastosować głosowanie blokiem to mogą przeprowadzić wybór papieża bardzo sprawnie. Wśród 115 elektorów samych Włochów jest 28, kolejnych trzydziestu paru to reprezentanci innych europejskich nacji. Ale na szczęście to ludzie o bardzo różnym doświadczeniu i wizjach tego, czego papiestwu dziś potrzeba.
I kiedy konserwatyści upatrują ratunku w kurialnym kardynale Mauro Piacenzy, dobrze wykształconego hierarchy rodem z Geniu, którego BXVI powołał całkiem niedawno (wcześniej pracował w Kongregacji ds. Biskupów) na szefa Kongregacji ds. Duchowieństwa, inni uważają, że taki wybór nie będzie dobrze przyjęty przez katolicki świat. Być może osłabieniem jego kandydatury są pochwały jakie wobec kardynała wygłaszają regularnie lefebryści, ale na pewno jego pozycja w roli papabile jest mocna.
Podobnie jak i obecnego arcybiskupa Genui i szefa włoskiego Episkopatu, kard. Angelo Bagnasco. Uznawany wręcz za przeciwnika wpływowego kard. Bertone genueński metropolita swoją karierę kościelna zawdzięcza głownie Benedyktowi XVI, a obserwatorzy kościelnego życia podkreślają jego zdystansowanie do spraw politycznych widoczne choćby w zdecydowanym krytykowaniu Berlusconiego, na co wielu innych włoskich hierarchów zwykle nie było stać.
Jednak wloskim kandydatem numer jeden, zarówno dla mediów jak i sporej części opinii publicznej jest metropolita Mediolanu, kard. Angelo Scola. Wybitny prawnik i intelektualista, pochodzący, o czym sam otwarcie mówi, z antyklerykalnej rodziny były rektor Uniwersytetu Laterańskiego na pewno ma wszelkie intelektualne i duchowe kwalifikacje, aby zostać następnym papieżem.
Problemem może być jego wiek, kardynał skończył już 72 rok życia i jego wybór będzie z konieczności wyborem „papieża przejściowego”. Z drugiej strony, tak samo myślano kiedy wybierano Jana XXIII a tymczasem to właśnie ten papież doprowadził do Soboru Watykańskiego II i przełomu w wielu sprawach związanych z reforma Kościoła. Czy Scola może być właśnie takim papieżem „nowych czasów” choć ze starej Europy? Niewątpliwie ma ku temu być może najwięcej atutów.
A jeśli nie Włoch, to kto? Moim zdaniem niedocenianym papabile jest węgierskich kard. Péter Erdő. Ten prymas Węgier na poprzednim konklawe był najmłodszym kardynałem wybierającym Benedykta, ale od lat jest jednym z najważniejszych europejskich biskupów. Stoi zresztą na czele Rady Biskupów Europy i cieszy się opinia człowieka środka, umiarkowanego, ale i odważnego w stawianiu pytań przed którymi stoi współczesny Kościół. Zwolennik nowej ewangelizacji, w przeszłości naukowiec i rektor katolickiego uniwersytetu w Budapeszcie przyniósłby do Watykanu być może zupełnie inne spojrzenie na nowe czasy przed którymi stanie nowy papież. Tyle spekulacji z „europejskiego” podwórka.