Pan Figurski wypowiedział się w Gazecie szczerze. Powiedział, że w centrum jego uwagi są pieniądze, zarabianie na życie, najlepiej dużo. Powiedział, że swoją pracę traktował nie jako jakąś misję, chęć na przykład przemiany narodu przy pomocy satyry, ale wyłącznie jako formę zarobkowania, i że brak zarobków na dostatecznie wysokim poziomie jest dla niego frustrujący.

REKLAMA
Pan Figurski, okazało się, powiedział rzecz niestosowną. Stąd olbrzymie oburzenie na, co tu dużo mówić, pewien cynizm tej wypowiedzi. Swój urok miało to, że Pan Figurski nie bardzo rozumiał, że to coś niestosownego.
Pytanie teraz ważne, dlaczego Pan Figurski tego nie rozumiał? Może myślał, że nie on sam tak postępuje, że to postawa popularna w środowisku, w którym się obraca?
Moralne oburzenie przeciwko wypowiedzi Pana Figurskiego tych, którzy byli oburzeni, jest zarazem - nolens volens - świadectwem oburzonych we własnej sprawie, jest mianowicie deklaracją, że oni sami są inni, że oni, tu musimy się domyślić, nie dla pieniędzy tylko, ale dla idei działają w swoim życiu (w tym miejscu potrzeba wstawić odpowiednie wysokie wartości, dajmy na to: ojczyzna, Bóg, rodzina, sprawiedliwość, prawda, dobro bliźniego swego itd.). Takie deklaracje należy przyjąć z pełnym zaufaniem, by nie rozniecać w naszym kraju i tak już rozbuchanej atmosfery podejrzeń.
A jednak, być może Pan Figurski nie jest jedynym człowiekiem, który myśli podobnie? Być może są tacy, którzy też pracują wyłącznie dla pieniędzy i brak sushi może być dla nich brakiem dotkliwym?
Nie wykluczone, że są tacy, którzy myślą podobnie jak Pan Figurski, jednak unikają jego szczerości z motywów pragmatycznych. Uznaliby bowiem taką wylewność za szkodzenie sobie, za tworzenie złego wizerunku własnej osoby, co mogłoby się odbić także na dochodach. Może więc są tacy, którzy sprytnie deklarują wysokie wartości, bo dzięki temu zarabiają pieniądze? Może deklarują wysokie wartości, by pielęgnować w sobie dobre zdanie na swój temat, co oczywiście daje komfort życia, zadowolenie, które jest tak ważną wartością.
Jednakże, by to zadowolenie było autentyczne, potrzeba autentycznej, szczerej, wiary we własne zaangażowanie w świat wyższych wartości. Tak, by samemu nie mieć co do tego żadnych wątpliwości. Dopiero wtedy bowiem możliwy jest rzeczywisty komfort, na jaki przecież zasługuje zaangażowany po stronie wyższych wartości. Zakłamana zostaje wtedy sama podstawa własnego odniesienia do świata i do innych ludzi. Nie ma ratunku dla ontologicznie dobrego.
Jako były ksiądz, mając jakąś wprawę w pouczaniu moralnym innych, zachęcam do pewnej nieufności co do własnej szlachetności. By nie wyszło na to, broń Boże, że Pan Figurski, swoim szczerym wyznaniem, okazał się najszlachetniejszym, bo niezakłamanym, z puli stawiających pieniądze za dominującą w życiu wartość. By nie okazało się, o zgrozo, że on jedyny powiedział to, co inni wiedzą, ale nie powiedzą. By oburzenie na jego wypowiedź, jakże słuszne, nie było wyłącznie deklaracją własnej szlachetności. Jedno bowiem jest pewne, włócząc trupa Pana Figurskiego, wszyscy czujemy się lepsi. Za to należy podziękować Panu Figurskiemu.
Na koniec - baczność! - krótka historia umoralniająca: "Powiedział też (Jezus) do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony". (Łk 18:9-14)