Pisałem już o tym wiele razy w odniesieniu do Kościoła katolickiego. Teraz wypada napisać w odniesieniu do sprawy Lemańskiego. Bo oto słowo staje się ciałem, teoria potwierdza się idealnie na empirycznym przykładzie.
REKLAMA
"Każda władza deprawuje, władza absolutna deprawuje absolutnie". To słowa zdaje się Lorda Actona (sympatyczni komentatorzy niech to wnikliwie zbadają). Władza papieża w całym Kościele jest absolutna. Władza biskupa w diecezji jest absolutna, parafianie mogą się tylko wściekać, nie mają żadnego wpływu na wybór swojego proboszcza, są jak dzieci, którym się wyjaśnia co mają robić i myśleć.
Proboszcz jak się dobrze nie ułoży z biskupem, będzie fruwał od parafii do parafii. Przykład ks. Lemańskiego pokazuje, bo on zmierzył się z systemem władzy absolutnej, i oczywiście został pokonany. Choć pewnie zasługuje na zwycięstwo moralne.
Dobrze obrazują autorytarną strukturę środowiska kościelnego wglądy, dostarczane nam przez ks. Lemańskiego, w najbliższe biskupie otoczenie, swego rodzaju sitwę, dwór klakierów, gotowych słuszność biskupią zawsze wyłuszczyć, z chęcią zbierających choćby haki na nieposłusznego kapłana.
Prawo kanoniczne nie chroni najniżej stojących, choć zawiera pewne pozory (ks. Lemański się przeliczył), jest na usługach sprawnego działania przełożonych. Można się odwoływać, ale odwoływać się można nie do niezależnego pionu sądowniczego w Kościele, ale do wyższych przełożonych. Sędziowie w Rzymie czy diecezji mianowani są (i zależni) przez - odpowiednio - papieża i biskupa. Brak trójpodziału władz jest synonimem władzy absolutnej, wolnej od jakiegokolwiek niezależnego nadzoru.
***
Teraz biskupi. Otóż sądzę, że nie wielu jest na tej ziemi ludzi tak czujnych etycznie, by byli w stanie nie ulec zepsuciu, jakie sprawia władza absolutna. Ci biskupi, większość z nich, taki bp Michalik i inni, to byli sympatyczni księża. Dostając władzę decydowania o losach ludzi (ks. Lemański jest tutaj dobrym obrazkiem, nie muszę wreszcie nic wyjaśniać), uznając, że władza ta im się należy, że sprawują ją bez uzurpacji, tworzą w sobie wewnętrzne nastawienia bycia sędziami życia i śmierci poddanych. Zycia zarówno fizycznego (utrzymanie, miejsce pracy, towarzystwo życiowe itd.), jak i duchowego (w wielkim skrócie: miarą wartości duchownego, kryterium spokoju jego sumienia jest biskupia, wsparta opinią całego biskupiego dworu, pochwała, ocena).
Jeśli decydujesz o wszystkim co dotyczy życia innych ludzi, jeśli ich jest wielu, proszę wczuć się w tę sytuację, o wszystkim - to znaczy nie jest to sytuacja szefa w pracy, bo on decyduje o tym, co się dzieje w czasie pracy, i co dotyczy pracy (a poza tym, codziennie jesteś po pracy), ale o wszystkim, o miejscu zamieszkania, chwilach przenosin, o tym, co masz robić, czego ci robić nie wolno, o tym, co masz uznawać za dobre, słuszne, a o czym masz myśleć, że jest niesłuszne, o całym twoim życiu, wtedy stajesz się despotą. Nazywa się to "władzą kapłańską". Przejmujesz na siebie uprawnienia, które ci się nie należą, nie należą ci się z natury rzeczy. Z czasem nabierasz przekonania przeciwnego, że ci się to należy, że należy ci się z natury rzeczy kapłańskiej (biskupiej) "posługi". Uznajesz, że masz prawo wydawać totalny osąd o każdym człowieku, o każdym księdzu, który jest od ciebie całkowicie egzystencjalnie i psychicznie zależny.
I tacy są nasi biskupi. Każdego osądzają w sposób totalny, jeśli nie chcą, nie uznają dobrej intencji nikogo, bo to oni decydują. Jeśli uznają, że "złe media", to "złe media", jeśli stwierdzą, że "zły Lemański", to tak jest i koniec.
Z tego nawyku osądzania ludzi i ich spraw, totalnego osądzania, bez umiaru, wbrew ciekawej nauce Jezusa ("nie sądźcie, abście nie byli sądzeni"), bierze się to, co wielu postrzega jako bufonowatość itp. Wielu postrzega to jako bufonowatość, nie postrzega tego sam zainteresowany, bo on nie widzi swojego nadęcia, przyzwyczajony od lat do wydawania takich sądów, przyzwyczajony przez klakierów, że takie sądy są zawsze słuszne.
Wiele można by pisać o tym niezwykle interesującym środowisku, jednym z ostatnich zamkniętych środowisk autorytarnych w demokratycznym państwie, gdzie ingerencja władzy o charakterze absolutnym sięga najgłębiej w życie ofiar, bo zawłaszcza ich sumienia, ich poczucia słuszności, prawości, nie mówiąc o tym, co poniżej.
Morał jest taki, jak to na początku zaznaczyłem. Wystawiony na pokusę władzy absolutnej, uznający, że sprawowanie takiej władzy jest niewątpliwie słuszne, ulega deprawacji. Nie ma ni jednego, który nie uległby deprawacji, dysponując przez odpowiednio długi czas władzą absolutną i w sposób aktywny z przekonaniem słuszności ją wykonując. A ja sam jestem tego świadkiem naocznym.
