Polską pieśń na Euro 2012 wyśpiewały starsze panie z zespołu "Jarzębina". Udowodniły, że można mieć swoje lata i być przy tym sexy. Moc przerobowa porównywana do tej, którą posiada Doda. Ale nie zauważyliśmy potencjału. Skupiliśmy się na tym, że "Koko, Euro spoko" to utwór wiejski i dostaliśmy od tego myślenia piany. Bo my już nie chcemy się kojarzyć z bigosem, krowami i ogórkami z Hajnówki, które zachwala sama Magda Gessler. Mamy w Europie uchodzić za pionierów nowoczesności, za naród, który umie wylać beton, postawić hipermarket i ubrać się w Ha Emie. Szkoda, bo gdyby połączyć siłę przebicia tego utworu z naszym poczuciem humoru to wygraną mielibyśmy w kieszeni. Przynajmniej tę komercyjną. A tak wygrały kompleksy. Podaliśmy sami sobie kaszankę w sosie własnym zwanym "polska żółć". Dlaczego "Koko, Euro spoko" to hit z którego powinniśmy być dumni? 5 prawd.

REKLAMA
Prawda nr. 1: Będą o tym pisać. ZA GRANICĄ
"Koko, Euro spoko" i emerytki, które hit ten wyśpiewały to temat wdzięczny dla mediów. Już nie tylko tych polskich, ale i zagranicznych. To te panie wzbudzą sensację w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. "The Sun" uwielbia takie historie. "Bild" również. Staruszki wyglądają oryginalnie, brzmią ciekawie i w ostateczności są produktem, który mówi coś o kraju w którym Euro 2012 się odbędzie. Jest zatem o czym pisać. A to jest zadanie "mistrzowskich hitów". Promować. Stara prawda mówi "Nie ważne, jak piszą, ważny by pisali".
Prawda nr. 2: Kompleks Celine Dion
Polacy wciąż spragnieni są zachodnich gwiazd. Chcemy, aby na imprezach plenerowych śpiewała Leona Lewis, bo Kasia Kowalska jest za bardzo polska. Podobnie jest z hitem na Euro. Nam się wydaje, że piosenkę polskiej kadry powinna śpiewać Celine Dion. Bo to prestiż, zalatuje wielkim światem. Myślimy, że międzynarodowe sławy przyciągną uwagę, będą cekinami przypiętymi do szarego kożucha. Być może tak by to wyglądało, ale pytanie, czy kożuch w cekiny naprawdę ma być wizytówką polskich rozgrywek? Jarzębina to nie kombajn różnych pomysłów. One są swojskie, prawdziwe i zjawiskowe. Jesteśmy oryginalni. I to wykorzystujmy.
Prawda nr. 3: Zaskoczymy świat. POZYTYWNIE. Element zaskoczenia może działać na naszą korzyść. Do Polski zjadą się kibice z całego świata, którzy zasiądą na trybunach i zanim obejrzą mecz, będą musieli wysłuchać polskiego przeboju. Trudno. Zapewne będą liczyć na seksowną blondynkę albo rockowy zespół. U nas będzie inaczej. Na murawę wyjdą starsze damy w ludowych strojach. Miny fanów piłki nożnej - bezcenne. W ruch pójdą komórki, aparaty, kamery. Jest żart, zabawa i niedowierzanie. Filmiki i zdjęcia z występu od razu lądują na Facebooku, Twitterrze i innych społecznościowych portalach. To jest promocja, o której przyszli gospodarze mogą pomarzyć. Bo Jarzębina jest zjawiskiem, który internet pokocha. W show-biznesie mówi się, że coś "żre", czyli jest interesujące, trzeba o tym pisać więcej, bo temat zdobywa czytelników. Jarzębina proszę Państwa żre. I chwała im za to.
Prawda nr. 4: Zabawiajmy gości
Kochamy się smucić. Robimy to podczas każdej imprezy państwowej, podczas każdego święta masowego. Powaga, nadęcie, stanie na baczność od rana. I oczywiście łzy, łzy, łzy. Rozumiem 11 listopada, ale Euro 2012? Odnoszę wrażenie, że wielu z nas ma problem z definicją "piłkarska piosenka". To ma być żart, dość zabawna przyśpiewka a nie pieśń narodów. Tu nie chodzi o to, aby na scenę wyszła Irena Santor z wieńcem róż i odśpiewała smutny szlagier o Polakach. Tu chodzi, powtórzę raz jeszcze, o ZABAWĘ. Jarzębina, czyli grupa pań w złotym wieku bawić się potrafi, a my nie. I tu jest problem. Jeżeli tak jest, to przynajmniej udawajmy, że jest inaczej. W końcu jesteśmy gospodarzami, mamy zabawiać gości. Naprawdę nie oczekujmy, że hymn Polski odśpiewa nam Beyonce w namiocie Lecha. Cieszmy się z tego, co mamy. A będzie cacy.
Prawda nr. 5: TO NIE JEST OFICJALNA PIOSENKA EURO 2012!
Ostatnia rzecz. Ranga piosenki biało-czerwonych. Oficjalną piosenką mistrzostw Europy w piłce nożnej jest utwór Oceany "Endless Summer". Niemiecka piosenkarka wyśpiewała coś, co przypomina wczesne utwory Ace of Base. Nie chodzi o inspirację a o trop w jakim powinno się iść, jeżeli chodzi o piłkarskie piosenki. Ma być wesoło, letnio, przyjemnie. To Oceana ma za zadanie promować na świecie Euro 2012. Jej piosenka ma hulać na listach przebojów na całym świecie. To teledysk ma być emitowany w zagranicznych stacjach muzycznych. Za to Oceana dostała pieniądze. Ona ma za zadanie NAS promować. Naszą imprezę. A nie zespół Jarzębiny. "Koko, Euro Spoko" to piosenka nasza, dla nas. Grana na naszych ziemiach, przed każdym meczem Polaków. I tyle. Tu jej rola się kończy. To po prostu piosenka. Nie drugi hymn. Wyluzujmy. Jak wspomniałem wcześniej, Jarzębina może być ciekawostką dla zagranicznych mediów. Nie odniesieniem.