Liczby nie mogą dyktować nam, czy film jest z tych dobrych czy złych. Ale pokazują, że ludzie poszli na "Mój Rower" z jakiegoś powodu. W "Sub-kulturze" jak zawsze subiektywnie o tym, dlaczego warto wybrać się do kina.

REKLAMA
1. To tylko (aż) fajny film
"Mój Rower" to przede wszystkim przyjemny obrazek. Nie liczcie na to, że odkryje przed wami prawdę o życiu i wprowadzi rewolucję w waszych relacjach z ojcem czy dziadkiem. I DZIĘKI BOGU! Ten film był potrzebny, chociażby po to, aby z czystym sumieniem pójść do kina i dobrze się bawić. Lekka fabuła uderzająca w komediowe tony. Tego nam trzeba, szczególnie w listopadowe wieczory. "Mój Rower" sprawił, że przez półtorej godziny byłem gdzieś daleko od pracy i codziennego życia. Wakacje za jeden... bilet.
logo
Mój Rower Materiały prasowe
2. Urbaniak, czyli TAK SIĘ GRA ALKOHOLIKÓW
"Mój Rower" warto obejrzeć z powodów kilku. Również dla Michała Urbaniaka, który według mnie zagrał. Jak na amatora "zagrał" to naprawdę dużo. Życzyłbym sobie, żeby każdy aktor dyplomowany grać potrafił. Muzyk wcielił się w postać Włodzimierza, który lubi zajrzeć do kieliszka, ale się w tym kieliszku nie topi. To wypośrodkowanie jest potrzebne, bo polski film pełen jest skrajności. Że jak alkoholik to od razu awanturnik, złodziej i domowy tyran. w "Rowerze" jest inaczej. Życiowo dawno tak nie było. I przypomnę to raz jeszcze - zagrał to muzyk a nie zawodowy aktor.
logo
Mój Rower Materiały prasowe
3. Męskie kino w wydaniu dobrym
"Mój Rower" obala tylko jeden mit. Że męskie kino to zawsze mordobicie. Nie potrzebujemy kolejnych klonów "Street Fighter" a już na pewno nie w polskim wydaniu. Zamiast tego, serwowany jest nam produkt regionalny o jakości najlepszej. Bo kino dla facetów to takie, gdzie nie ma zbędnych dramatów, próby wyciśnięcia z nas chociaż jednej łzy. I tak jest z "Moim Rowerem". To film, do którego można się przyznać "Tak, oglądałem". Po prostu bez obciachu. Idźcie.

ZOBACZ TAKŻE MOJE POPRZEDNIE POSTY: