Byłem świadkiem na weselu przyjaciela. Przez kilka dni zajmowałem się obowiązkami „starszego”, kompletnie oderwany od codziennego życia. Przegapiłem lądowanie na Marsie, ale piłem mleko prosto od krowy. Przypomnieli mi jak mieszkając w dużym mieście, bardzo łatwo jest oderwać się od rzeczywistości. W końcu udało mi się zapomnieć o całym świecie.

REKLAMA
Kilkadziesiąt kilometrów za Radomiem są Białobrzegi, a jeszcze dalej stoi mały kościół w Radzanowie. To właśnie tam sakramentalne „tak” powiedział mój przyjaciel, a ja stałem za nim przerażony żeby nie nadepnąć wielkiego welonu jego wybranki. W Polsce są tysiące takich miejsc jak Radzanów, ale siedząc za biurkiem w warszawskim wieżowcu, bardzo łatwo ich nie zauważyć.
Dzień 1: Przygotowania
Mamy 50. Rocznicę śmierci Marylin Monroe, trwa dyskusja o koncercie Madonny w rocznicę Powstania Warszawskiego, jedni bawią się w Katowicach na OFF Festivalu, inni szaleją na Woodstocku. Zdobywamy trzy medale olimpijskie, w tym 2 złote.
Przygotowania do wesela trwają w najlepsze. O 8 rano jedziemy odwiedzić księdza i złożyć podpisy – bo ksiądz lubi mieć wszystko załatwione wcześniej żeby nie było później niepotrzebnych nerwów. Mały przystrojony kościół, z tyłu wita nas ksiądz, który zna pannę młodą od wielu lat. Dopełniamy formalności i można jechać na salę – trzeba przygotować 500 balonów i jeszcze raz przetrzeć podłogi. Na szczęście pomagają nam koleżanki z sąsiedztwa. Z wielkim entuzjazmem dekorują salę – to dla nich też forma rozrywki od codziennych obowiązków. Tutaj poza szkołą trzeba zadbać o gospodarstwo, wstać o świcie, zająć się zwierzętami i czasem zacząć dzień nawet kilka godzin wcześniej niż koledzy i koleżanki z miasta. Z kolei wesele to doskonała forma spędzenia weekendu.
Dzień 2: Wesele
Afera Amber Gold zbliża się wielkimi krokami. Polacy liczą nadal na medal w siatkówce na Igrzyskach Olimpijskich. Barack Obama świętuje 51. urodziny.
Od 8 rano w domu panuje pełna mobilizacja. Fryzjerka jest już na miejscu, a kobiety ustawiają się w kolejce. Najpierw oczywiście panna młoda, zaraz za nią druhna i mama, później reszta rodziny. Czeka je jeszcze wizyta wizażystki i skomplikowany proces zakładania wielkiej, białej sukni.
Tymczasem na piętrze… mężczyźni mają święty spokój. Możemy spać nawet do 10, nikt nas nie zaczepia, pan młody ma być wypoczęty na swój wielki dzień. Dzisiaj nie obudził mnie natarczywy budzik w telefonie. Za budzik posłużyła mucząca z rana krowa sąsiada. Spokojnie jemy śniadanie, może nawet uda nam się rozegrać małą partie na playstation – ostatnią walkę w Soul Calibura w stanie kawalerskim.
Amerykańskie filmy wypaczyły nam wiele obrazów. Kilka pozostało jednak niezmiennych w większości kultur. Pamiętacie te sceny, kiedy panna młoda schodzi po schodach w ślubnej sukni, a wszystkim zebranym zapiera dech w piersiach? To dokładnie tak wygląda!
Błogosławieństwo – rytuał chyba najbardziej religijny z całej ceremonii. W domu panny młodej, rodzice i dziadkowie i rodzice chrzestni błogosławią młodych, którzy klęczą przed nimi i całują kilkukrotnie krzyż. Jako człowiek niezwiązany silnie z wiarą katolicką, obserwowałem zjawisko wzruszenia rodziców, którzy oddają swoje dzieci, zakładające lada moment kolejną rodzinę. Łzy babci pana młodego wprawiły w osłupienie nawet kamerzystę. Skończyły się żarty i przygotowania, zaczął się ich wielki dzień, na który przygotowywali się prawie dwa lata.
To nie hollywoodzka produkcja, nie ma wydumanej przysięgi i namiętnego pocałunku. Zamiast tego będzie prawdziwe wzruszenie, trzęsący się głos panny młodej i zakochany wzrok pana młodego. W tle przerażeni świadkowie, którzy pilnują każdego centymetra długiego welonu, który w małym kościele robi wrażenie odrębnego bytu.
Morze ryżu i grosików przy wyjściu z kościoła zapamiętamy na długo. Nikt nie zdaje sobie sprawy jak denerwujący jest ryż za kołnierzem. Nie wspomnę już o ryżu za dekoltem.
Nie zabrakło bram na drodze do domu weselnego. Pielęgniarki z Warszawy i ich sznur powiązanych strzykawek i rurek do intubacji zrobił furorę. Czeka na nas grupa dzieci, którym oczy błyszczały się z zachwytu na widok kosza cukierków. Są i czujni wielbiciele wiejskiego sklepu, polujących na ławce na przejeżdżającą parę. Bardziej tradycyjnie być nie mogło. Wesele czas zacząć.
Tak jak nie ma stereotypowego Polaka, tak pewnie nie ma stereotypowego wesela. Na pewno niczego na nim nie zabrakło – tańca, śpiewu, wyśmienitego jedzenia, oczepin i zabawy ponad podziałami do samego świtu. Biorąc udział w oczepinach, kultywując tradycyjne zabawy weselne i tańcząc przy akompaniamencie wesołej kapeli zastanawiałem się jak bardzo będzie mi szkoda, jeżeli te tradycje zaczną w Polsce wymierać. Nie chcę być posądzony o hipokryzję, bo nie jestem nawet wielkim zwolennikiem samego aktu małżeństwa, ale ze względu na dorobek kulturowy i tradycje polskiej wsi – warto takie wesele przeżyć, póki jeszcze można.
Tekst ukazał się pierwotnie na tomaszjaroszek.pl.
Dzień 3: Poprawiny
W niedzielę o godz. 13.30 odszedł na wieczną służbę ostatni z nich – mjr Ignacy Skowron, ostatni obrońca Westerplatte. Igrzyska Olimpijskie trwają w najlepsze. 2 lata temu urząd Prezydenta objął Bronisław Komorowski. Premier Włoch, Mario Monti ostrzega przez rozpadem stresy euro.
Poprawiny zaczynają się o 15.00. Dzisiaj już nie ma stresu, że coś się nie uda, że ktoś nadepnie welon albo coś pójdzie niezgodnie z planem. Możemy cieszyć się jedzeniem, tańcem i śpiewem. Warszawa jest pełna wystawnych restauracji, ale nigdzie nie poczujemy zapachu takiej kiełbasy, ani nie posmarujemy chleba takim smalcem. Wszystko jest takie aromatyczne, że aż trudno uwierzyć, że prawdziwe. Rodzice państwa młodych nie denerwują się tak jak wczoraj, chociaż co jakiś czas zerkają na stoły czy nikomu niczego nie brakuje.
Jest pewna zależność pomiędzy weselem tradycyjnym a nowoczesnym. Na tym drugim nie wszyscy bawią się dobrze, bo nie każdemu to pasuje, chociaż mogłoby wydawać się odwrotnie. Na tradycyjnym weselu dobrze bawi się każdy – wspólny język znajdzie tu profesor i człowiek bez wykształcenia, rolnik i wielkomiejski biznesmen, wszyscy będą podrygiwać w rytm, jaki wyznaczy kapela.
Kończymy wieczór dyskutując przy kuchennym stole, objadając się swojską kiełbasą i zapijając weselną wódką. Nikt niczego nie udaje. Kiedy mówię, że nie piłem nigdy mleka, akcja rozgrywa się błyskawicznie. Jeden telefon i jutro o świcie czeka na mnie świeże mleko – Podobno i tak „nie jest już takie jak kiedyś. No wiecie… Unia Europejska.”

Dzień 4: Uff…

Łazik Curiosity ląduje na Marsie. Świat wstrzymuje oddech – niedługo pojawią się pierwsze zdjęcia z obcej planety. Całkowity budżet misji Mars Science Laboratory wynosi 2,5 miliarda dolarów.
Michał i Basia są szczęśliwym małżeństwem, to ich pierwsze dni z obrączkami na palcach. Zaczynają planować podróż poślubną, oglądają prezenty po weselu. Ja w końcu wypiłem mleko od krowy. Michał kupuje wędkę, dawno nie był na rybach.
Wielki świat nadal istnieje, ale jest daleko stąd. I nikomu to nie przeszkadza.
Tomasz Jaroszek
*wiem, że znowu nie o rynkach finansowych, ale nie mogłem się powstrzymać, bo w końcu udało mi się na kilka dni o świecie finansów zapomnieć. A strefa euro nadal stoi.