Oczywiście nie tylko nie we wszystkim się z PiS-em zgadzam, nawet nie w większości spraw z tą partią się zgadzam, a nawet nie w zdecydowanej mniejszości. Ale w jednej się zgadzam. Profesor Gliński powinien dostać prawo wystąpienia przed parlamentem.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Wniosek PiS-u o konstruktywne wotum nieufności i ponowne zgłoszenie profesora Glińskiego na stanowisko premiera jest przedsięwzięciem skazanym na klęskę, a więc niepoważnym. Platforma i pani marszałek Sejmu uparli się jednak, by temu przedsięwzięciu nadać pozory powagi odmawiając kandydatowi PiS-u prawa zaprezentowania swych poglądów.
Jeśli PO uważa, że Gliński jest śmieszny, a inicjatywa PiS-u niepoważna, to tym bardziej pan Gliński powinien dostać prawo powiedzenia tego, co chce powiedzieć. Jeśli tego prawa mu się odmawia, to najwidoczniej aż taki kuriozalny jak mi się wydaje, pomysł z Glińskim Platformie się nie wydaje.
Albo inaczej - ona, Platforma, też uważa całe przedsięwzięcie z Glińskim za kuriozalne, ale postanowiła, że PiS-owi w żadnej sprawie nie odda ani centymetra. A już szczególnie ani centymetra kwadratowego sejmowej mównicy. To błąd.
Nie w inicjatywie PiS-u jest problem, bo ta jest skazana na niepowodzenie. Sprawa ta jest ważna i poważna z zupełnie innego powodu. Platforma narusza tym po prostu dobre obyczaje. A dobry obyczaj wskazuje, by kandydat głównej partii opozycyjnej na premiera mógł powiedzieć parlamentowi, co jako premier chciałby zrobić.
Parlament ma święte prawo kandydaturę Glińskiego odrzucić, co zresztą zrobi. Posłowie koalicji mają święte prawo, i kandydata i jego program skrytykować, co pewnie uczynią. Powinno się to jednak odbyć po wystąpieniu kandydata, a nie bez wystąpienia albo zamiast niego.
Zaryzykuję tu pewne porównanie. Z tego, co pamiętam, Tadeusz Mazowiecki nie był posłem, gdy występował w Sejmie jako kandydat na premiera. Pewnie także wtedy znalazłby się jakiś paragraf sejmowego regulaminu, który by mu to uniemożliwił. W kontraktowym Sejmie obowiązywały jednak inne standardy niż dziś.
Nie idzie tu więc ani o porównanie Glińskiego do Mazowieckiego, ani o zestawienie powagi obu wniosków. Idzie wyłącznie, aż o kwestię dobrych obyczajów. Właśnie zostają one naruszane i dzieje się to ze szkodą, nie dla PiS-u i dla profesora Glińskiego, ale dla Platformy i standardów parlamentarnych w Polsce.