Reklama.
Przecież Tusk powinien postąpić zupełnie inaczej. W czasie rozmowy, słysząc brednie Putina, powinien powiedzieć twardo - nie nada, Władimir Władimirowicz, wy chotietie sdielat bolszoju oszybku. A po zakończeniu rozmowy powinien wyjść i na konferencji prasowej powiedzieć, że Putin to zbir, a Polska na rozbiór się nie zgodzi.
Wszyscy uznaliby oczywiście Tuska za kompletnego idiotę, bo Kreml powiedziałby, że Tusk bredzi. W Waszyngtonie i w stolicach europejskich uznaliby Tuska za idiotę, bo zdradza to, co mówi Putin albo zmyśla słowa Putina.
Pan prezes Kaczyński miota się i wścieka się, że o wszystkim natychmiast nie powiedziano prezydentowi Kaczyńskiemu. To w istocie byłoby doskonałe rozwiązanie problemu. Przypomnijmy tylko, że niedługo potem podobne sugestie jak w rzeczonej rozmowie z Tuskiem, Putin wyraził tak, że na własne uszy słyszał to Lech Kaczyński. Powiedział mianowicie, że Ukraina to sztuczne państwo, sugerując, że jak będzie okazja, to się je zlikwiduje. Jak zareagował na to świętej pamięci prezydent profesor Lech Kaczyński? Ktoś pamięta?
W każdym razie prezydent Kaczyński, wiedząc już o planach Putina od samego Putina, bardzo chciał uczestniczyć w obchodach katyńskiej rocznicy z tymże Putinem. Przecież awantura była nie o to, że z Putinem się w Smoleńsku spotka, ale o to, że się nie spotka.
Cały świat w owym czasie prowadził wobec Rosji politykę resetu. Przypomnijmy, że zainaugurowała ją Ameryka, gdy prezydentem został Obama, a więc już po Gruzji i już po słowach Putina o sztucznym ukraińskim tworze. Czy ktoś może tu przypomnieć konkretne wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego przeciw polityce resetu, prowadzonej przez USA i największe kraje europejskie?
Oczywiście mamy teraz to, w czym Polska jest najlepsza – rozbuchaną histerię wokół słów Sikorskiego, a szczególnie słów Putina, z którymi i tak nie można było niczego zrobić, poza tym, co zapewne zrobiliby panowie Kaczyński z panem Macierewiczem, bo ci, jak wiadomo, rozwiązaliby każdy problem, może oprócz tych, które sami stworzyli.
Oczywiście powiedziawszy to, co powiedziałem, nie mogę nie stwierdzić, że marszałek Sikorski popełnił błąd. Nie dlatego, że lata temu nie powiedział o tym, co usłyszał, ale że teraz powiedział to, co wtedy usłyszał.
Efekt jest bowiem taki. Kaczyński histeryzuje. Prawicowi PIS-żurnaliści tradycyjnie dostali głupawki i histeryzują. Celem jest Sikorski. Celem jest Tusk. Pan marszałek w trudnej sytuacji postawił swego byłego szefa, a za chwilę szefa Rady Europejskiej. Albo Tusk stwierdzi, że Putin tak nie mówił, czyli zdezawuuje Sikorskiego albo powie, że mówił, czym uczyni sobie kłopoty na swym stanowisku zanim je obejmie.
Rosjanie skorzystają bowiem błyskawicznie z okazji, by zdezawuować polskiego szefa unijnej rady. Czy oto chodziło Sikorskiemu? Nie sądzę, ale wyszło jak wyszło.
Niestety marszałek Sikorski nie potrafi przyjąć do siebie dość mądrej zasady, która w polityce bardzo pomaga - nigdy nie szkodzą mi słowa, których nie wypowiedziałem.