Zdecydowanie za mało uwagi poświęcono skandalicznej decyzji PiS-u, który nie wpuścił reportera Jakuba Sobieniowskiego na swój wieczór wyborczy. Ta decyzja była bowiem symboliczna – pokazuje, co czekałoby wszystkich tych, którzy ośmielaliby się nie spijać z ust prezesa wszelkich jego złotych myśli, gdyby przez przypadek prezes doszedł do władzy.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
PiS nienawidzi TVN-u. Nie wiem, co jest źródłem tej obsesji, ale jest ona faktem. Politycy tej partii występują w TVN często i gęsto. Nie chcę być nadmiernie złośliwy, ale czasem mam wrażenie, że pewne okienka w TVN 24 PiS-owi nawet wyleasingowano, stąd pan prezes może do takiej Olejnik, Durczoka czy Kolendy-Zaleskiej nie przychodzi, ale w jednym okienku w tej stacji czasem się jednak pojawia.
TVN ma prawo zatrudniać kogo chce i nie jest żadnym problemem, że pracują w tej stacji ludzie tacy i siacy, którzy z jakimiś partiami sympatyzują, nie sympatyzują z żadną albo sympatyzują z partią określoną. To o TVN-ie i TVN 24 świadczy dobrze. Zresztą pracowałem tam wiele lat i mogę stwierdzić, że nikt nikogo o polityczne poglądy i sympatie tam nie pytał i na pewno nie pyta.
PiS ma jednak obsesję TVN-u. I z całą pewnością ma obsesję na punkcie Jakuba Sobieniowskiego. Znam jej źródło. Otóż Sobieniowski jest reporterem, a nie podstawką do mikrofonu. Gdy robi materiały o PiS, podaje kontekst tego, co PiS robi. Gdy Sobieniowski daje wypowiedzi prezesa, to konfrontuje je z tym, co prezes mówił wcześniej. Gdy prezes zaprzecza sobie, to Sobieniowski to ujawnia.
Krótko mówiąc, Jakub Sobieniowski jest porządnym dziennikarzem, a nie pasem transmisyjnym. Pracuje po to, by widzowie mieli cały obraz, a nie obrazek skrojony w siedzibie PiS-u przy Nowogrodzkiej.
PiS nienawidzi Sobieniowskiego za jeszcze jedno. Trzy lata temu pan prezes, a było to 13 dni przed wyborami, wystąpił w moim programie. PiS-propagandyści, zgodnie z przewidywaniami, uznali, że wypadł znakomicie. Dopiero potem, głównie w internecie, przyznawali, że ten występ był szalonym błędem i mógł go kosztować wyborczą porażkę, co jest przesadą, ale jakoś z tym nauczyłem się żyć.
Pan prezes też był chyba lekko zdenerwowany, bo kilkanaście godzin po programie, gdy Jakub Sobieniowski zadał mu pytanie o jego wypowiedź na temat Angeli Merkel, zapytał dziennikarza, czy jest polskim dziennikarzem. Jeśli prezes nie poległ definitywnie w poniedziałek, to już we wtorek tak. W PiS-ie zdaje się nie są w stanie wybaczyć Sobieniowskiemu, że prezes "przez niego" znowu okazał się sobą.
Jakuba Sobieniowskiego trzeba bronić. Nawet nie z sympatii czy z szacunku dla niego. Z czystego egoizmu. Bo dziś pada na niego, a jutro może paść na innych, którzy zadają niewygodne pytania i mają czelność porządnie wykonywać swoją pracę.
Koleżankom i kolegom z TVN-u może niezręcznie wypowiadać się w tej sprawie, bo to trochę jakby występowali w swojej sprawie. Mi zręcznie, bo choć Sobieniowskiego znam, lubię i szanuję, współpracuję z TVP, nie mam więc w występowaniu w jego sprawie jakiegokolwiek interesu, poza interesem obywatelskim.
TVN za żadne skarby nie powinien odsuwać Jakuba Sobieniowskiego od materiałów o PiS. I to jego konsekwentnie powinien próbować go akredytować przy wszelkich organizowanych przez PiS imprezach. Bo dziś ta sprawa to symbol. Poczują słabość jednych, będą naciskać na innych. Tacy są. Tak mają.
PS O napisanie tego tekstu nikt mnie nie prosił. Z Jakubem Sobieniowskim o całej tej sprawie nawet nie rozmawiałem. Uznaję po prostu, że zabranie w tej sprawie głosu jest moim psim obowiązkiem.