Nie lubię polemizować z tekstami dziennikarzy naTemat, ale tym razem muszę. Muszę, bo organicznie nie cierpię estetycznego lepperyzmu i prostackiego populizmu, który każde dyskwalifikować każdego, kto ma więcej, a gdy ma dużo więcej, każe go dyskwalifikować absolutnie.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Pani Agacie Komosie bardzo nie spodobała się wypowiedź pani Jolanty Pieńkowskiej, której z kolei, bardzo nie spodobali się rolnicy, próbujący dokonać swymi wartymi średnio pół miliona złotych traktorami, inwazji na Warszawę.
Pani Komosa, sądząc ze zdjęcia, jest osobą młodą, wykazuje wszelako czujność klasową, jakby była ZMPówką z lat 50-tych. Język jej też jest zaangażowany i proletariacki, radykalny i rewolucyjny. Jakby to była wciąż epoka socreralizmu.
Pani Komosa używa oto merytorycznych argumentów i określeń, typu jaśniepaństwo, magnateria i Wersal. Znaczy pani Pieńkowska, sorry, buzia w kubeł, jest pani żoną bogacza, a skoro tak, to nie ma pani tych samych praw co lud pracujący miast i wsi, nie może pani na przykład mówić co pani sądzi o palących opony górnikach i najeżdżających na Warszawę rolnikach. Jakby pani była żoną biedaka, to może mogłaby Pani wypowiadać swe poglądy, ale jako żona człowieka majętnego ma pani ograniczone prawo korzystania z wolności słowa.
Pani Jolanta Pieńkowska ma, zdaniem pani Komosy, ograniczone prawa obywatelskie, bo dojeżdża do pracy (znaczy dolatuje do stolicy) samolotem. Pytanie czy mogłaby wyrażać swoje zdanie dopiero wtedy, gdyby do siedziby TVN dojeżdżała ciągnikiem?
Ja nie odmawiam nikomu prawa do niezgody na jakąś opinię i prawa do polemik z ową opinią. Ale kwestionuję prawo kogokolwiek do dyskwalifikowania czyjejś opinii, dlatego, że ktoś ma za dużo albo za mało. Toż to nie tylko populizm, ale czystej wody idiotyzm.
Egalitaryzm tak. Rozumiem. Populizm? Odrzucam. Sam jestem egalitarystą w tym sensie, że nie przepadam za warszawką, nie uczestniczę raczej w życiu "society", nie imponują mi czyjeś pieniądze ani majątek, nie cierpię organicznie pretensjonalnie nowobogackich demonstracji
przynależności do jakiegoś pseudolepszego świata nuworyszów. Nie przepadam za arywistami, nie lubię pazernych. Ale odmawianie komuś prawa głosu, bo zarobił ciężką pracą pieniądze albo jest związany z kimś takim? To wulgarne, ordynarne i niemądre.
Teraz, mam nadzieję, że nie wszyscy komentujący komentują już po dwóch akapitach - pana Leszka Czarneckiego, męża pani Jolanty Pieńkowskiej znam o tyle, że raz z nim rozmawiałem. Jolantę Pieńkowską znam od lat 25-ciu, ale ostatni raz widzieliśmy się chyba 10 lat temu. Ostatni "kontakt" z panem Leszkiem i z Jolantą, to pozew jaki trafił do Wprost w czasach, gdy byłem naczelnym tego pisma, za jakąś nieważną notatkę na ich temat w rubryce satyrycznej.
Jolanta Pieńkowska i Leszek Czarnecki, wykazali się wtedy, tak uważam, brakiem poczucia humoru i dystansu. Ale dziś brakiem dobrego smaku wykazują się wszyscy ci, którzy uważają, że prawo do wypowiadania swoich opinii mają wszyscy poza tymi, którzy coś mają, szczególnie gdy mają miliony oraz wszyscy, którzy uważają, że posiadanie majątku przekreśla prawo do posiadania racji.
Nawiasem mówiąc, w takiej Ameryce, gdzie o prezydenturę ubiegają się ludzie, którzy są bogaci, bo musieli pokazać w życiu, że coś potrafią i nie są nieudacznikami, przyjęcie kryterium klasowego, oznaczałoby, że nie miałby prawa do wypowiadania swych opinii na jakikolwiek temat żaden z ostatnich 40-tu prezydentów. Na szczęście w USA nie było komunizmu nawet przez tydzień i nie są komunizmem oraz populizmem skażeni, jak w Polsce, młodzi całkiem ludzie, którzy mieli szczęście PRL-u i komuny nigdy nie powąchać.