Pan Piotr Duda wydał oświadczenie w związku z tekstem na temat jego wydatków, który jutro ukaże się w "Newsweeku". W oświadczeniu są obelgi, insynuacje i groźby. Nie ma tylko jednego. Konkretów, które świadczyłyby o tym, że tekst "Newsweeka" zawiera informacje nieprawdziwe.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Z oświadczenia dowiadujemy się, że panu Dudzie nie podoba się "Newsweek" (domyślamy się, że podobają mu się inne tytuły), że nie podoba mu się, że ktokolwiek ma czelność pisać o nim krytyczny tekst, że walczy o dobrą sprawę, a poza tym ma dobre notowania. Poza tym twierdzi, że za coś się mszczę, choć prawdę mówiąc, jak w przypadku drugiego pana Dudy, prezydenta, publikujemy po prostu tekst na podstawie informacji, które udało na się zdobyć.
Rozumiem graniczące z paniką zdenerwowanie pana Dudy. Tekst w "Newsweeku" całkowicie go kompromituje i pozbawia go jakiejkolwiek wiarygodności. Z przykrością informuję pana Dudę, że nasi informatorzy podpisali oświadczenia, że to co powiedzieli "Newsweekowi", potwierdzą także w sądzie. Z jeszcze większą przykrością informuję też pana Dudę, że zgłosili się do nas kolejni informatorzy, którzy przekazują nam na jego temat kolejne ciekawe informacje.
Obrona przez atak jest dość banalna, a w przypadku przewodniczącego Dudy, żałośnie przewidywalna. Wie on po prostu jak na tekst w "Newsweeku" zareagują normalni członkowie "Solidarności", który pewnie nie mają pojęcia jak sobie żyje lider ich związku.
Przewodniczący Duda, jak w oświadczeniu, będzie pewnie dalej obrażał, insynuował i desperacko odwracał kota ogonem, by zaciemnić obraz sytuacji. Jest on jednak całkiem jasny. A ponieważ panu Dudzie zastraszyć się nie damy, wkrótce będzie jeszcze jaśniejszy. Zobaczymy obrońcę uciśnionych w pełnej krasie.