Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Piotr Duda zapowiedział powołanie świadków, którzy stwierdzą, że nie był w apartamencie w dniach, które sugerował Newsweek. Tyle, że wcale nie pisaliśmy, że w tych akurat dniach był w hotelu. Przeciwnie. Wyraźnie zaznaczyliśmy, że wiele razy rezerwacje były dokonywane na jego nazwisko, a w apartamencie były inne osoby, natomiast - równie wyraźnie - stwierdzaliśmy, że pan Duda był w tym apartamencie kilka razy (w tekście te daty są podkreślone na żółto). Lepiej byłoby, gdyby Pan Duda polemizował z tym, co jest napisane, a nie udowadniał coś, czego nie kwestionujemy.
Piotr Duda nie przedstawił faktur czy przelewów, świadczących o tym, że płacił za swe pobyty. A to jest klucz. Czyli nie płacił albo płacił 85 złotych. Świetna cena za apartament, za który płaci się 1300 - 1500 złotych na dobę.
Przewodniczący Solidarności odsłonił się całkowicie, gdy - chyba bezwiednie - wyrzucił z siebie dwa stwierdzenia. Powiedział mianowicie, że "to nie był żaden Penthouse czy luksus" i zapytał czy miałby spać w recepcji. Pozostawiam ocenie Państwa czy apartament- 150 metrów kwadratowych z pięknym widokiem na morze, z sauną, pełną obsługą i przeszklonym sufitem za 1500 złoty doba to luksus czy nie. Według szefa "Solidarności" nie.
Drugie, zupełnie wstrząsające stwierdzenie przewodniczącego Dudy - "pojechałem do swojej własności". Dokładnie "do swojej własności". I wszystko jasne, powinni to zapamiętać członkowie "Solidarności, dobrze zapamiętać.
Sposobem właściwym demagogom przewodniczący "Solidarności" zamiast wyjaśnić fakty i przedstawić rachunki, zaatakował podającego informacje, czyli pismo, autorów i mnie osobiście. Zasugerował między innymi, że tekst miałby być moją zemstą za proces, który wygrał z moją żoną.
Otóż były dwa pozwy, nie przeciw mojej żonie, ale w sprawie jednego zdania z jej zapowiedzi do materiału. Jeden pozew został oddalony w całości. W drugim, wbrew życzeniom pana Dudy, sąd stwierdził jedynie, że zdanie było nieścisłe. Jeśli więc ktoś miałby się mścić za de facto przegrany proces, to pan Duda, którego roszczenia, jak i roszczenia związku "Solidarność", w ogromnej części oddalono. O innych atakach personalnych nawet nie wspomnę. Nie odbiegały od poziomu, do którego przyzwyczaił nas P. Duda, choćby ostatnio, gdy o pani premier powiedział, że powinna iść do psychologa.
Pan Piotr Duda zarzucił dziennikarzom Newsweeka nierzetelność. Skoro tak, dlaczego nie zgodził się na spotkanie z nimi, w czasie którego mógłby skomentować dokumenty i zeznania świadków, którzy - co poświadczyli na piśmie - to samo zeznają przed sądem.
Dziś Piotr Duda nie chciał jednak odpowiadać na żadne pytania. Nie tylko na pytania obecnego na konferencji dziennikarza Newsweeka, ale także innych dziennikarzy.
"Nikt mi nie zamknie ust", powiedział Piotr Duda, a zaraz potem uciekł z konferencji.
Łatwiej rzucać emocjonalne oskarżenia i polemizować z czymś, co nie zostało napisane, ewentualnie obrzucać błotem autorów i naczelnego pisma. Zdecydowanie trudniej jest pozwolić zweryfikować prawdziwość swych twierdzeń odpowiadając na pytania.
Piotr Duda zamiast odpowiedzieć na pytania uciekł. Lepiej niech więcej nie powołuje się na swą przeszłość komandosa.
Powtarzam, podtrzymujemy wszystkie kluczowe informacje z naszego tekstu. Zgłaszają się do nas kolejni świadkowie, mamy kolejne informacje. Pan Duda sam zamknął dziś sobie usta. Nam ich nie zamknie.