Przed prezydentem Andrzejem Dudą test oczywisty i dylemat jasny jak słońce. Albo prawo albo Prawo i Sprawiedliwość. Albo konstytucja albo interes prezesa Kaczyńskiego. Albo szansa na szacunek większości rodaków albo moralna i etyczna klęska.

REKLAMA
Nie ukrywałem w tym miejscu nigdy (w innych miejscach też), że najdelikatniej rzecz ujmując, nie byłem entuzjastą kandydatury Pana Andrzeja Dudy na prezydenta. Uważałem, że w jego politycznym i nie tylko politycznym życiorysie, nie ma nic, co wskazywałoby jasno, że jest kandydatem na męża stanu, na polityka absolutnie samodzielnego.
Uważałem, że Andrzej Duda składał w kampanii wyborczej absolutnie nierealistyczne obietnice, obietnice nie do spełnienia albo obietnice, których spełnienie byłoby groźne. Uważałem też, i uważam dalej, że Andrzej Duda świadomie tolerował wielką kampanię znieważania i zniesławiania swojego rywala, prezydenta Komorowskiego.
Dość krytycznie przyjąłem też wystąpienie inauguracyjne Pana Prezydenta, w którym owe obietnice powtarzał, a potem dość bałamutnie mówił zgromadzonym na inauguracji swym zwolennikom, żeby nie wierzyli, że się nie da. Cóż, w tym i w innych miejscach, podkreślałem jednak także, że wybór narodu jest święty, a karta prezydenta Andrzeja Dudy jest czysta i tylko on zdecyduje o tym jak ją zapisze.
W dwóch tekstach w naTemat podsumowywałem najpierw pierwszy miesiąc, a potem pierwszych sto dni tej prezydentury. Recenzowałem je niezwykle krytycznie, bo uważam, że początek tej prezydentury potwierdzał w 100 procentach wszystkie przedwyborcze obawy.
Gdybym teraz miał podsumowywać pierwsze cztery miesiące tej prezydentury, ocena byłaby szalenie krytyczna, a recenzja niemal miażdżąca. Ułaskawienie Pana Mariusza Kamińskiego i odmowa zaprzysiężenia wybranych przez poprzedni Sejm przynajmniej trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego, stanowią według mnie oczywiste delikty konstytucyjne. Prezydent powinien za nie ponieść odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu.
Jednocześnie uważam jednak, że tak jak w życiu każdego z nas, tak i w życiu polityków, szczególnie głowy państwa, są sytuacje graniczne i testy ostateczne, są sytuacje, które ostatecznie definiują kim jesteśmy, a kim nie jesteśmy. Prezydent Andrzej Duda właśnie stoi w obliczu takiego testu.
Prezydent Duda przysięgał 6 sierpnia na wierność konstytucji. Zobowiązywał się nie tylko do jej przestrzegania, ale także do jej strzeżenia. Na razie, niestety, mówię to z wielkim smutkiem, prezydent pokazał, że potrafi konstytucję łamać, a jej strażnikiem nie jest. Przeciwnie, jest co najwyżej strażnikiem politycznego interesu PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego. Wrażenia są przykre, oceny są krytyczne.
Ale jednocześnie uważam, że Pan Prezydent ma wielką szansę sporą część dotychczasowej krytyki ze strony nie tylko opozycji, nie tylko największych prawnych autorytetów w Polsce i nie tylko władz Wydziału Prawa i Administracji UJ, wymazać, ale i pokazać, że w istocie może być politykiem samodzielnym i odpowiedzialnym.
Rozumiem, że polityczny dylemat stojący przed prezydentem jest trudny. Jeśli w sprawie Trybunału Konstytucyjnego stanie na straży Konstytucji, wejdzie w kolizję ze swoim środowiskiem politycznym, i z prezesem Kaczyńskim, jak od Pana Prezydenta słyszeliśmy, "wielkim politykiem, wielkim strategiem i wielkim człowiekiem, dowody wielkości którego są oczywiste".
Prezes Kaczyński chce opanować, a przynajmniej sparaliżować Trybunał Konstytucyjny. Prezydent RP ma jednak święty obowiązek bronić prawa i konstytucji, bo suwerenem jest w państwie naród, a nie 19 procent narodu, która głosowała na PiS. W Polsce zaś mamy,
przynajmniej na razie, rządy prawa, a nie rządy prezesa Kaczyńskiego.
Jeśli Andrzej Duda chce udowodnić Polakom, że jest głową państwa, a nie podwładnym prezesa, ma obowiązek zaakceptować dokonany przez poprzedni Sejm, wybór trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Do tej trójki może dołączyć dwójka wybrana przez obecny Sejm. Sytuacja prawna w sprawie trybunału jest rzeczywiście skomplikowana, ale w sensie moralnym i prawnym, bo nie politycznym, dylemat stojący przed Panem Prezydentem jest banalnie prosty.
Albo Pan przestrzega prawa albo je Pan łamie. Albo broni Pan Konstytucji albo jest Pan narzędziem prezesa Kaczyńskiego. Jeszcze prościej, albo jest Pan człowiekiem honoru albo jest Pan człowiekiem prezesa. Rozumiem polityczne konsekwencje wyboru, ale powtarzam, w wymiarze moralnym i prawnym, jest on banalnie prosty.
Z najnowszego sondażu wynika, że połowa Polaków ocenia Pana, Panie Prezydencie, krytycznie. Wzrost niemal dwukrotny w ciągu kilku tygodni. Oczywiście, można powiedzieć, że to tylko sondaże, ale ten sondaż wydaje się wielce znaczący. Polacy coraz bardziej krytycznie oceniają Pana działania. Ale jednocześnie, co pokazują inne wskaźniki, wciąż może Pan liczyć na bardzo duży kredyt zaufania.
Jeśli za chwilę w sprawie Trybunału, postąpi Pan zgodnie z prawem, odzyska Pan zaufanie milionów Polaków, którzy w ostatnich miesiącach je tracili. Udowodni Pan, że może i popełnił Pan na starcie wiele błędów, ale jednocześnie, że Polacy wybierając Pana, nie popełnili dramatycznego, może nawet tragicznego błędu. To dla Pana bardzo dobra informacja. Wszystko jest teraz w Pana rękach. Albo mądra, godna prezydenta decyzja, albo złamanie prawa, wstyd i hańba.
Musi Pan, Panie prezydencie, podjąć męską decyzję. Albo jest Pan prezydentem strzegącym prawa albo prezydentem prawo łamiącym. Albo poważnie myśli Pan o wspólnocie Polaków albo wspólnotę tę ogranicza Pan do swych zwolenników, i to też nie wszystkich, bo coraz więcej z nich ma wobec Pana poważne wątpliwości.
Wybór jest prosty. Albo jest Pan prezydentem Polaków albo prezydentem pana Kaczyńskiego i jego podwładnym. Nie powinien się Pan łudzić, że decyzja, którą za chwilę Pan podejmie, pójdzie w zapomnienie. Nie pójdzie. Obywatele będą pamiętać, a niezależne media będą im o tym przypominać.
Powiedział Pan, Panie Prezydencie, w swoim inauguracyjnym wystąpieniu, że jest Pan człowiekiem NIEZŁOMNYM. Duże słowo. I wielkie zobowiązanie. Już za kilkadziesiąt godzin wszyscy Polacy będą wiedzieli czy jest Pan poważnym politykiem, zasługującym na szacunek wszystkich nie tylko z racji sprawowanego urzędu, ale z racji postawy, czy też Pan swój urząd hańbi i demonstruje, że urzędu, a przede wszystkim zaufania Polaków nie jest Pan godny. Albo będzie Pan odnotowany na kartach historii jako przypadkowy prezydent, służący interesom innego polityka albo jako dobry sługa narodu.
Wszystko w Pana rękach. Naród patrzy. Naród oceni. Naród wymierzy sprawiedliwość.