Chciałem bardzo przeprosić. Chciałem bardzo przeprosić Pana Cezarego Łazarewicza za nagonkę, której jest celem, a której prawdziwym celem wcale nie jest, bo nie o Łazarewicza w niej idzie, ale o mnie, co zresztą niektórzy przyznają całkiem otwarcie i publicznie, słowa nagonka oczywiście nie używając.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Cezary Łazarewicz popełnił grzech śmiertelny. Napisał tekst o ojcu Jarosława Kaczyńskiego. Dlaczego tekst ten ukazał się teraz? Bo zbliżała się akurat rocznica Powstania Warszawskiego, a PiS pracowicie kreował wizerunek Jadwigi Kaczyńskiej jako bohaterki Powstania, choć w Powstaniu udziału nie brała, całkowicie ignorując rolę jaką odegrał w nim prawdziwy bohater, czyli ojciec prezesa Kaczyńskiego. Już to samo w sobie czyni napisanie tego tekstu uzasadnionym. Niestety, nie bardzo uzasadnione w oczach dziennikarskich zwolenników PiS-u jest pisanie czegokolwiek, co nie byłoby wyłącznie bałwochwalstwem. I co też tam napisał redaktor Łazarewicz?
Otóż, z całym szacunkiem dla Czarka, nic co dawałoby mu szansę na Pulitzera. Powstał rzetelny obraz ciekawego człowieka płynącego na wzburzonych falach polskiej historii. Bohatera Powstania, który nie przecząc swej przeszłości chciał się jakoś zmieścić w pokracznej PRL-owskiej rzeczywistości. W tekście tym pojawił się też wątek dystansu braci do ojca i dystansu między ojcem braci a ich matką. Ludzka historia, jakich wiele.
Jeśli zajrzymy do francuskiej prasy i do francuskich książek znajdziemy wiele takich tekstów o rodzicach ex - prezydenta Sarkozy'ego. Także o tym dlaczego Sarkozy był blisko z matką, a z dystansem traktował ojca (mniej więcej z tych samych powodów co Kaczyński). W amerykańskich książkach i gazetach znajdziemy multum tekstów o rodzicach Obamy i o podobnych rodzinnych relacjach. Nikt we Francji nie wpadł na pomysł, by autora którejkolwiek z publikacji zgłosić do "nagrody" "hiena roku". Podobnie w Ameryce. Nie tylko dlatego, że tam takich nagród nie mają.
Cezary Łazarewicz przywołał w swym artykule wypowiedzi nie nazwanych z imienia i z nazwiska osób. On je zna, ja je znam, on im obiecał anonimowość, co jest normalną praktyką. I tyle. Nikt, absolutnie nikt z krytykujących Łazarewicza, nie napisał niczego, co podważałoby jego ustalenia. Za cóż więc miałby dostać "hienę"?
1. Miał czelność pisać o rodzinie Kaczyńskiego.
2. Miał czelność pisać o niej nie na kolanach.
3. Miał czelność swój tekst opublikować w "Newsweeku".
4. Miał czelność opublikować go w tygodniku, którego naczelny jest przez tzw. prawicę znienawidzony, czego ta nie ukrywa.
Czarku, rozumiem, że po długich latach rzetelnej pracy dziennikarskiej jest Ci przykro, musisz jednak zrozumieć, że tzw. obrońcy wolnego słowa, perorujący o tym jak jest ona w Polsce zagrożona albo jak jej po prostu nie ma, mają postkomunistyczną predylekcję do definiowania kto o czym i jak ma pisać oraz tego kto co i jak oraz o czym pisać nie ma prawa.
Popełniłeś więc grzech niewybaczalny. Naruszyłeś nienaruszalne reguły wyznaczone przez wydział prasy KC PiS.
Oczywiście ta nominacja dla Ciebie ma charakter profilaktyczny. Niech każdy kto naruszy totalitarnie definiowane przez naszych prawicowców reguły gry wie, że stado na niego ruszy, że będzie gnojony przy każdej okazji, niech każdy wie, niech każdy zapamięta. Oni zawsze ruszają stadem, zawsze atakują grupowo. Tak lubią, tak mają.
Gdy w zeszłym roku szedłem do telewizyjnego studia, by zrobić wywiad z Jarosławem Kaczyńskim śmiałem się do koleżanek i kolegów wymieniajać tytuły tekstów, które w następnych dniach w prawicowej prasie i na prawicowych portalach przeczytam. "Kaczyński zmiażdżył Lisa", "Lis bezradny w starciu z prezesem" i takie tam. Przyznaję, że nie wymagało to wielkiej umiejętności przewidywania. Oni są naprawdę do bólu przewidywalni. Miałem oczywiście sporą satysfakcję czytając kilka i kilkanaście dni później w tych samych mediach, że prezes zrobił wielki błąd, iż poszedł do Lisa,bo przez to PiS mogło przegrać wybory. Oczywiście znowu przeginali. I tak by je przegrał. Sekwencja była jednak zabawna. Kaczyński tak bardzo zmiażdżył Lisa, że przegrał przez niego wybory.
Nie w tym rzecz, idzie o to, że pewna grupa dziennikarzy swój zawodowy sukces i swoje kariery, związała z sukcesem politycznym prezesa. Kto mu w tym przeszkadza, musi być stygmatyzowany, potępiony, skopany. Byłego prezesa SDP, Stefana Bratkowskiego nazwą sklerotycznym staruszkiem, Waldemara Kuczyńskiego wariatuńciem mającym antyPiS-owskie obsesje, Jacka Żakowskiego pseudoautorytetem. Nazwiska można mnożyć, określenia też.
Niech każdy wie, że za podniesienie ręki na partię i sekretarza generalnego trzeba zapłacić wielką cenę. Reputacji. Dobrego imienia. Dobrego samopoczucia.
Ci, którzy od lat uczestniczą w tworzeniu przemysłu nienawiści, pogardy i podłości, z zimną konsekwencją będą upadlać i niszczyć. Cezary Łazarewicz miał pecha. Trafiło na rzetelnego dziennikarza i delikatnego, wrażliwego człowieka. Może nie przez przypadek trafiło. Miało przecież zaboleć, prawda? Miejcie satysfakcję, drodzy koledzy. Łazarewicza zabolało.
Łazarewicz musi jednak zrozumieć, że nie o niego szło. Nie wiem czy przyniesie mu to ulgę, może nawet przeciwnie, ale jest jak jest, trudno to ukrywać.
Prawicowcy, którzy rzucili się na Łazarewicza nie zrozumieli oczywiście, że nazywając go hieną, skompromitowali większość tzw. dziennikarskiej twórczości z prawicowych mediów. Roi się w nich od lustrowania ludzi i przodków. Pełno w nich podłych tekstów, w których nie przytacza się nawet anonimowych źródeł. Linczuje się w nich po prostu nielubianych ludzi, ot tak, dla zabawy. Gnoi się ich dla sportu. To jest tam normą. Ale na "hienę" nie zasługują Pani Kania i Pan Sakiewicz, ani Pani Zalewska Luiza, ani Pan Gursztyn, ani Panowie Karnowscy i wielu, wielu innych. Zasługuje na nią redaktor Łazarewicz. Dlaczego? Bo jest dziennikarzem, a nie jednym z prawicowych agitatorów.
O co więc w tej całej zabawie idzie?
Pan Krzystof Kłopotowski napisał w portalu wpolityce, trzeba mu to oddać, z wielką szczerością, że "hiena" należy się nie Łazarewiczowi, ale Lisowi. Dokładnie! Też tak uważam! Czasem jednak piszecie prawdę!
Przestańcie więc uprawiać gierki, nie idźcie naokoło, walcie tam gdzie jest prawdziwy cel! Dajcie mi tę "hienę". Serio. "Hiena" dla Lisa, to brzmi dziwnie, ale damy radę!
Plujecie na mnie od lat. W dawnym "Dzienniku", w "Rzeczpospolitej", w "Uważam Rze", gdzie piszecieie albo wspominacie o mnie niemal w każdym numerze, na prawicowych portalach i portalikach. Publikowaliście teksty oczerniające i wyjątkowo drańskie, w których wszyscy wypowiadali się anonimowo. Ja wiem, o mnie tak można, przecież nie jestem prezesem ani krewnym prezesa PiS-u. Ja Was rozumiem.
Rozumiem wściekłość i frustrację. Ale Boże mój, cóż ja mogę.
Krótko mówiąc, proszę o nagrodę "Hieny roku" albo dziesięciolecia, "hienę" za dokonania kwartału, roku albo za całokształt. Nazywaliście mnie, prawicowi dziennikarze, "sługusem Tuska", "uczniem Jakubowskiej", "szmatą", "ścierwem", "agentem", pisaliście, że w czasie wojny byłbym szmalcownikiem. Ja nie wspominam o PiS-owskich oddziałach internetowych, ale o tym, co przeczytałem w gazetach i na portalach, tam gdzie sami się pod swymi tekstami podpisywaliście. Mi "hiena", że tak powiem, nie robi. Mnie "hiena" nawet całkiem ubawi.
Mam tylko prośbę do szefa SDP, organizacji przejętej przez PiS-owskich agitatorów, jedną, wielką prośbę. Jak już mi "hienę" przyznacie, to ogłoście to wcześniej, bo chcę ją odebrać osobiście. Wy na mój widok, jak wasi wychowankowie pobuczycie, ja - niech każdy ma frajdę - powiem Wam co o was myślę. Prosto w oczy.
Czarku, machnij na nich ręką. Jesteś dziennikarzem. Oni nie mogą tego o sobie powiedzieć.