Jarosław Kaczyński zapowiada kolejny marsz - tym razem 13 grudnia, tym razem "w obronie mediów i demokracji". Pytanie do Was, zignorować Kaczyńskiego czy powiedzieć "dość" i zorganizować kontrmarsz.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Od jakiegoś czasu zastanawiam się czy to nie my, media, jesteśmy odpowiedzialni za utrzymywanie na powierzchni pana Kaczyńskiego. Bo Kaczyński jedzie bez trzymanki, co chwilę coś gada, obraża logikę i rozum, ale wciąż jest w stanie szokować. A wiadomo, gdyby powiedział coś sensownego, to może by się do mediów nie przebiło, a ponieważ bredzi i szokuje, to przebija się wszystko. Media nagłaśniają kolejne ekscesy Kaczyńskiego, poparcie dla Kaczyńskiego rośnie, szaleństwo jest usankcjonowane i nagłośnione.
Jeśli taki mechanizm w istocie działa, to rozwiązanie jest proste. Wyłączyć wtyczkę. Niech sobie gada. Nie nagłaśniać, nie cytować, niech margines pozostanie marginesem. Z drugiej strony ten margines jest liderem największego ugrupowania opozycyjnego. Ten człowiek uważa, że może rządzić naszym krajem, może decydować o naszej teraźniejszości i o przyszłości, nas i naszych dzieci. Czy można ignorować wypowiedzi lidera opozycji?
Dylemat jest trudny. Przepraszam za słowo z tytułu i jego powtórzenie tutaj, olać Kaczyńskiego jest łatwo. On gada, my puszczamy to mimo uszu, koniec. Z drugiej strony demokracja domaga się debaty, Tylko jak debatować z szaleństwem. Jak wyciągać średnią z sensu i bezsensu, ze słów mądrych i z bełkotu.
Wyobrażam więc sobie całkowite zignorowanie Kaczyńskiego, wypowiadanych przez niego kompletnych bredni i z jego pomysłów, chce maszerować, niech maszeruje, trochę świeżego powietrza mu nie zaszkodzi. Wyobrażam też jednak sobie organizację kontrmarszu. Bo jak Kaczyński chce maszerować w w imię wolności słowa, to właściwie człowiek powinien się dołaczyć. I by się dołaczył, gdyby nie wiedział, że kaczyńska wolność słowa to triumf wicebliźniaków Karnowskich, Sakiewiczów, Ziemkiewiczów i innych niepokornych wobec wszystkiego oprócz PIS-u i SKOK-ów. Parafrazując dawny dowcip - jaka jest róznica między wolnością słowa a wolnością słowa w wersji Kaczyńskiego. Taka jak między krzesłem a krzesłem elektrycznym. Ale jak Kaczyński chce bronić wolności słowa, to wiadomo, że chciałby wziąć za pysk, więc naprawdę trzeba bronić wolności słowa.
Na pytanie zawarte w tytule mam swoją intuicyjną odpowiedź, z której muszę wyciągnąć konsekwencję. Ale mam pytanie do Was. Olać Kaczyńskiego, zignorować go czy powiedzieć - DOSĆ! Ani kroku dalej!