Michał Wąsowski bez cienia wahań napisał, że rząd przestał kręcić w sprawie fotoradarów – idzie mu tylko o kasę, a nie o bezpieczeństwo na drogach. Ośmielam się nie zgodzić. Idzie i o kasę, i o bezpieczeństwo, a projekt służy temu, by kręcić przestali kierowcy.
Mój zeszłoroczny sprzeciw wynikał głównie z trzech powodów. Po pierwsze, uważałem, że fotoradary stawiane są "na pałę", tak by kierowcy utrudnić jazdę i poniekąd zmusić go do łamania przepisów. Po drugie, uważałem, że Inspekcja Transportu Drogowego z jej ruchomymi fotoradarami ma uprawnienia zbyt szerokie. Po trzecie, uważałem, że rząd w obłudny sposób wyciąga od nas pieniądze tolerując nasze krętactwo – "nie wiem kto prowadził, to chyba nie ja".
Rozmieszczenie fotoradarów było poddane kontroli i w wielu miejscach fotoradary zniknęły, trzeba to uczciwie przyznać. Teraz ITD będzie miała okrojone uprawnienia, nie będzie więc dzikich łapanek. Przepis o tym, by za przekroczenie prędkości odpowiadał właściciel samochodu też ma sens. Po prostu – przestaniemy kręcić.
Wiem, nie zawsze samochód prowadzi właściciel. Ale też umówmy się, komu swój samochód pożyczamy? Żonie, mężowi, dziecku, rodzicowi. Ewentualnie bliskiemu znajomemu. W przypadku krewnych zapłacenie zostanie w rodzinie. W wypadku znajomych będą chyba grać z nami fair i zwrócą nam pieniądze za mandat. No przecież nie pożyczamy byle komu, więc zwrócą, prawda?
Kolega Wąsowski zarzuca rządowi, że chce tylko pieniędzy, a ma o tym świadczyć rezygnacja z przyznawania punktów karnych. Czy to jest postulat, by punkty karne jednak przyznawano? Gratulacje, panie redaktorze! Akurat pod tym się nie podpiszę.
A już zupełną demagogią jest sugerowanie, że projekt jest niesprawiedliwy, bo skoro bogaci i biedni zapłacą tyle samo, to bogaci zapłacą w praktyce mniej. Tani populizm, bardzo tani. A jak policjant daje nam mandat za przekroczenie prędkości to nas pyta o zarobki i daje mandat według zarobków? Tak? Nie wiedziałem. A może złamanie przepisów przez bogatszego stwarza na drodze większe niebezpieczeństwo niż złamanie ich przez biedniejszego? To nowość.
Mam wrażenie, że nikt nikomu nie zabrania przestrzegania przepisów. Nie będziemy ich łamać, nie będziemy płacić. I bogatsi, i biedniejsi. Chyba, że uznajemy naturalne obywatelskie prawo do łamania przepisów, równie obywatelskie prawo do tego, by nie ponosić za to konsekwencji, i równie obywatelskie prawo, by obywatel biedniejszy ponosił je w mniejszym stopniu. To może ma mieć też mniejsze prawa, tak konsekwentnie?
Proponuję ciut mniej demagogii. A teraz jeszcze jedno. Przyznaję, że po tamtej mojej antyradarowej filipice zacząłem jeździć jednak ostrożniej i wolniej. Nie powiem, że nigdy nie przekroczyłem prędkości, z całą pewnością robię to jednak dziś rzadziej niż ponad rok temu. I dodam z pokorą, że strach przed zdjęciem z fotoradaru bardzo mitygująco na mnie wpłynął.
Rok temu po mojej antyradarowej tyradzie ogromna większość mnie poparła. Rozumiem, że teraz będzie odwrotnie. Trudno. Uczciwie stwierdzam jednak, że wtedy – choć dużą część mojej krytyki podtrzymuję – to jednak przesoliłem.
Chcemy, i słusznie, by konsekwencje swych błędów ponosili na przykład lekarze. I politycy. I urzędnicy. I słusznie. Ale czy te konsekwencje zawsze muszą ponosić wyłącznie jacyś "oni"? A my co, święte krowy? Nie, obywatele. Z prawami. Ale i obowiązkami.