Nareszcie nadszedł koniec kłamstw o tym, jak to rząd stawia fotoradary, by było bezpiecznej na drogach. Platforma Obywatelska, projektem ustawy, właśnie przyznała się do tego, że fotoradary mają służyć jednemu: zarabianiu kasy. Nikt już nawet nie próbuje udawać, że zmiany służą bezpieczeństwu. Politycy PO mówią teraz o „porządkowaniu kompetencji”.
Nie będzie już punktów karnych, a mandat za fotoradar zawsze zapłaci właściciel. Do tego koniec z sztywnymi stawkami: wedle nowych przepisów, zapłacimy ułamek od średniej pensji krajowej. Kary w terenie zabudowanym i dla notorycznych piratów mają być podwójne.
Do tego Straż Miejska straci możliwość używania fotoradarów, będą do dyspozycji tylko dla Inspekcji Transportu Drogowego. ITD nie będzie mogła, z kolei, używać już nieoznakowanych pojazdów z wideorejestratorami. To wszystkie ważne zmiany, jakie zakłada projekt ustawy stworzony przez posłów PO. Swoje poparcie dla zmian wyraziło już Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Ministerstwo Infrastruktury – przypomnijmy, że w to ostatnie włączono resort transportu.
Już nie bezpieczeństwo, a „porządkowanie”
Wiceminister infrastruktury Zbigniew Rynasiewicz wyjaśnił w rozmowie z RMF FM, że zmiany te służą „uzdrowieniu” systemu fotoradarów i „porządkuje kompetencje służb”.
Znamienne jest, że nikt już nie próbuje wmawiać nam, że to dla naszego bezpieczeństwa na drogach. I słusznie, bo zmiany proponowane przez PO nie tylko nie zwiększą bezpieczeństwa w ruchu drogowym, ale wręcz mogą mu zaszkodzić.
Dla kierowców szczególnie ważne są tutaj dwa aspekty: brak punktów karnych i to, że płacić mandaty ma właściciel. To pokazuje jasno, że rządzących nie interesuje, czy kierowca, który złamał przepisy, zostanie za to właściwie ukarany. Ważne jest tylko to, żeby ktoś zapłacił. W sumie nie należy się temu dziwić – Jacek Rostowski planował przecież, że z fotoradarów do budżetu wpłynie 1,5 miliarda złotych, a tymczasem kierowcy pokazali mu figę z makiem i wpływy liczone były w milionach.
Koniec z punktami, koniec strachu
Do tej pory i tak kierowcy często migali się od odpowiedzialności, tłumacząc, że np. nie mogą wskazać kto prowadził auto, bo „komuś je pożyczyli”. Wówczas właściciel płacił więcej, ale kierowca unikał punktów karnych. Taka praktyka – którą tylko moi znajomi stosowali dziesiątki razy – pokazywała, że kierowcy boją się głównie punktów. Płacić mogą, byle mieć czyste konto.
Nowe przepisy za fotoradary.Kary nakładane na właściciela pojazdu. Więc nie chodzi o to aby ukarać kierowcę.Kasa misiu kasa. Budżet misiu...
Teraz ten jedyny element, którego naprawdę boją się wszyscy kierowcy, zostanie usunięty. W zamian ma zostać zmieniony system naliczania kar. Będziemy płacić procent od średniej pensji krajowej. Przy przekroczeniu prędkości o 10km/h zapłacimy 1,5 proc. średniej krajowej, ale już za przekroczenie o 50km/h zapłacimy 20 proc. Do tego wspomniane na początku podwyższone mandaty w terenach zabudowanych i dla notorycznie łamiących przepisy.
Bogaci będą hulać do upadłego
Rozwiązanie to najlepiej podsumował jeden z naszych Czytelników: to jeden wielki ukłon w stronę bogatych kierowców. Tych biedniejszych mandaty, szczególnie przy dużym przekroczeniu prędkości, mogą wykończyć – i w tym sensie będzie to skuteczne.
Ale już każdy bardziej zamożny posiadacz samochodu będzie mógł szaleć z prędkością do woli – nawet przy podwojonych mandatach. Skoro nie może stracić prawa jazdy, ba, nawet nie dostaje punktów, to czym miałby się przejmować? Wyjmie pieniądze z portfela i zapłaci. I dalej pojedzie 200km/h, bo po prostu go na to stać. W takiej formie nowe przepisy mogą przyczynić się do tego, że wariatów na drogach, zamiast mniej, będzie więcej.
Wszystko dla kasy
Do stworzenia procederu pt. „bogaci będą przekraczać prędkość do woli” przyczynia się też druga zasada – płaci właściciel pojazdu. Taki system ma niewątpliwie wyeliminować miganie się od odpowiedzialności tłumaczeniami, że nie pamiętamy kto prowadził lub nie rozpoznajemy kierowcy. Gdyby ten przepis nie szedł w parze z likwidacją punktów, można by nawet rozmawiać o jego zasadności. Ale w takiej sytuacji wiadomo już, że chodzi tylko o jedno: by ITD nie musiało dopytywać, ścigać i szukać – ale mogło od razu, bez zbędnych problemów, skasować właściciela na odpowiednią kwotę.
Przynajmniej to koniec ściem
To zmiany najważniejsze z punktu widzenia obywateli. Zmiany niekoniecznie eksponowane przez rząd. Wiceminister Rynasiewicz, komentując projekt ustawy, wolał mówić o „porządkowaniu kompetencji”. Nie dziwię mu się – zamianę punktów na kasę trudno jest obronić w jakikolwiek logiczny sposób. Lepiej więc milczeć.
Ktoś siadł, policzył i teraz prawdziwa kasa popłynie do budżetu państwa z kieszeni kierowców, będzie ciężko. #Fotoradary
Z drugiej strony, to i tak postęp w stosunku do tego, co było w 2013 roku. Wówczas rządzący z zapałem w oczach przekonywali, że dostawiają setki fotoradarów po to, by na drogach było bezpieczniej. Sławomir Nowak swojego czasu, jako jeszcze minister transportu, powiedział nawet, że fotoradary mają rzesze zwolenników – ale na cmentarzach.
Dzisiaj Nowak, gdyby wciąż był ministrem, mógłby powiedzieć, że fotoradary mają nową rzeszę popierających: bogatych kierowców. Oczywiście, taka wypowiedź z ust żadnego polityka PO nie padnie. Będziemy słuchać o „porządkowaniu kompetencji” i „uzdrawianiu”. Ale przynajmniej nikt nam już nie wciska, że rząd dostawiał fotoradary, by żyło nam się lepiej. I przynajmniej jasno już widać, że liczą się w tym wszystkim tylko pieniądze.
Ludzie, którzy mają samochody za 600 000 zł. będą mogli spokojnie mijać fotoradary z dowolną prędkością. Mandatami zajmą się ich księgowi. Dziś punkty są doskonałym rozwiązaniem dla wszystkich od najbiedniejszych do najbogatszych.
Harcepan Mawekrwi · Najbardziej aktywny komentator · V LO w Lublinie
"Już zacieram ręce. Stać manie na Mercedesa, stać i na mandaty tylko na te punkty musiałem uważać. Teraz mam abonament na łamanie prawa - jak zapłacę nie stracę prawa jazdy i nie muszę zwalniać przed fotoradarami. A stać mnie na to bo mój czas jest cenny więc teraz mogę jeździć szybciej". Pomyślał drogowy arogant, prezes średniej wielkości firmy na kredytach i wcisnął mocniej gaz w podłogę...
Adrian
Adrian
Jest to usprawnienie maszynki do zarabiania budżetowych pieniędzy. Nie po to postawiono tyle nowych fotoradarów, żeby wpływy z nich były 17 krotnie mniejsze od założonych.
A tak z nowymi przepisami sprawa dla policji się upraszcza: nie muszą wzywać właściciela do zidentyfikowania kierowcy, ba na zdjęciu nie musi być widoczna jego twarz. Dodatkowo za przekroczenie prędkości zapłacimy tylko mandat bez punktów karnych co też zwiększy wpływy.