Monika Jaruzelska jest w szczególnej i z nikim nieporównywalnej sytuacji. Jej ojciec budzi emocje nadzwyczajne. Jako dowód służą sondaże społeczne, grudniowe demonstracje przed domem oraz sądowe procesy. Z panią Moniką porównywać się nie zamierzam, bo byłoby to absurdalne. Ale wyobrażam sobie, co musi przechodzić skoro ja, zaledwie "syn posłanki" słyszę to jako zarzut niemal codziennie.

REKLAMA
W prawicowej prasie i prawicowej blogosferze nie ma artykułu o mnie, nie ma cytatu ze mnie, albo choćby wzmianki, bez przypomnienia, że moja mama jest posłanką Platformy Obywatelskiej. Jest to zdaniem sympatyków tej części sceny politycznej argument rozstrzygający wszelką dyskusję o mojej rzetelności, niezależności i obiektywizmie.
Stwierdzenie: "Tomasz Machała, syn posłanki Platformy powiedział" oznacza więc: Tomasz Machała, syn posłanki Platformy skłamał". Prawicowe media uznają, że ta rodzinna "wada" uniemożliwia mi wykonywanie zawodu zaufania publicznego, jakim jest dziennikarstwo. Nie chodzi zresztą tylko o media. Długo wielu posłów PIS uznawało mnie za trędowatego, nadal niektórzy uważają mnie za podwójnie podejrzanego. Nie dość, że z mainstreamu, to jeszcze z mamą w partii Tuska.
To podejście dotyczy oczywiście raczej Platformy a nie mnie. Zaczynałem karierę w mediach, gdy mama zaczynała karierę w Sejmie. Ja byłem początkującym dziennikarzem Radia Eska, gdy ona była debiutującą posłanką Akcji Wyborczej Solidarność. Gdyby po rozpadzie AWS znała tych, a nie innych ludzi, byłaby może w PiS. Wtedy oczywiście nie byłoby żadnego problemu. Hipokryzja jest jedną z silnych w tym środowisku cech. Silne jest też moralne wzmożenie szczególnego rodzaju. To co my robimy jest zawsze uzasadnione i moralne, wszystko co robią inni jest świństwem, zdradą i zaprzaństwem. O nas pisze się tylko z wielkiej litery. O nich tylko z małej.
Jestem od Platformy znacznie dalej, niż niektórzy dziennikarze od PIS, mimo że nie mają w partii członków rodzin. Mi przynajmniej nikt nie zarzuca aktywnego wspierania jakiejś partii w kampanii wyborczej. Za zarzutem mamy w Platformie nigdy nie idzie żaden konkretny. Tak jakby "mama w PO" była artykułem kodeksu karnego nie wymagającym dodatkowych tłumaczeń.
Jestem zmęczony powtarzaniem, że pracuję na własny rachunek, na własne sumienie. Ta zbiorowa, rodzinna odpowiedzialność jest tak naiwna, że zazwyczaj nie chce mi się prowadzić dyskusji. Naiwne jest nawet przekonanie, że dzieci dziedziczą przekonania polityczne po rodzicach. Rozmawiałem ostatnio z jednym z czołowych polityków lewicy. Powiedział, że jego syn poszedł w bardzo ostry, kontestujący konserwatyzm.
Tak naprawdę chodzi zresztą tylko o cynizm. Argument "mamy" jest najłatwiejszą do wyciągnięcia pałą. Zdałem sobie z tego sprawę wiele lat temu, gdy rzecznik PIS, z którym byłem na "cześć cześć" i "ty" po materiale, który mu się nie spodobał zrobił na stronie PiS sondaż: Czy materiał Machały w telewizji był nierzetelny, bo jego mama jest w Platformie.