Czy nastały czasy, gdy każdy przyzwoity człowiek musi założyć maskę, tak jak kiedyś wpiąć w klapę marynarki opornik? Zastanawiam się nad tym od rana, gdy zobaczyłem zdjęcie Moniki Olejnik w masce podczas prowadzenia „Gościa Radia Zet”.

REKLAMA
Moim zdaniem te czasy nie nadeszły. Gest koleżanki uważam za przesadzony i teatralny. Kolejny zresztą w tym tygodniu. Czytałem, że Monika Olejnik częstowała Janusza Palikota papierosem (twierdząc że to skręt) podczas „Kropki nad i” w poniedziałek. Happening ma się więc dobrze także w mediach.

Skończyłem parę lat temu 30 lat, więc nie jest moim zadaniem moralizowanie. Ale wydawało mi się, że zadaniem dziennikarzy jest pytać, opisywać, docierać do sedna. A nie przebierać się i odgrywać role. Założenie maski nie zmieni faktu że dziennikarze (ja także) zbyt późno zajęli się opisywaniem ACTA. Że bardziej interesowały nas inne tematy. Przyznaję – bardzo często błahe.
Zastanawiam się, co się teraz zdarzy. Z pewnym niepokojem myślę, że Kamil Durczok może wystąpić dziś w masce prowadząc Fakty, Piotr Kraśko Wiadomości, a Tomasz Lis w poniedziałek podczas „Tomasz Lis na żywo”. Z niepokojem, bo znaczyło by to, moim zdaniem, nie że ci trzej panowie widzą niezwykłe zagrożenie międzynarodową umową, ale że raczej chcą jakoś skorzystać na społecznym ruchu, który wyrósł.
Janusz Czapiński porównuje go do Solidarności w 1980 roku. Zamiast 21 postulatów, teraz jest tylko jeden. Ale ruch jest niewątpliwie autentyczny. Niewątpliwie ma energię. Napędza go obawa o utratę tego, co dla jego członków jest najważniejsze – obecnej wolności w internecie. A sieć stała się dla znacznej grupy Polaków najważniejszym miejscem bycia, a czasem życia.
Niektórzy twierdzą, że ten ruch zdemoluje scenę polityczną. Inni przekonują, że to bzdura. Ten ruch nie ma na razie liderów. Ale ma sprawę, która go łączy. To sugeruje, że jest czymś więcej niż happeningiem, czymś więcej niż akcją i zrywem.