Radosław Sikorski polecił dziś na Twitterze wpis swojej żony, felietonistki Washington Post Anny Applebaum. Dziennikarka pisze o działaniach Moskwy w kryzysie w Syrii. I pisze bardzo ostro. Z Twitterowej rekomendacji ministra Sikorskie nie wynika, że popiera opinie żony, bo może je tylko polecać do przeczytania. Ale gdyby popierał, Polskie relacje z Moskwą stałyby się bardzo napięte.
REKLAMA
A.Applebaum pisze o wystąpieniu rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, który kilka dni temu zapewniał, że syryjski dyktator jest gotowy do dialogu i pokojowego rozwiązywania problemów. Trudno o większą kpinę, gdy al-Assad dowodzi wojskiem mordującym w Hims opozycję.
Applebaum pisze, że słuchając zapewnień Ławrowa, trudno było zachować nieruchomą twarz. Szef rosyjskiego MSZ zasugerował w Damaszku organizację "referendum konstytucyjnego" w Syrii, twierdząc przed całym światem, że Syria jest na nie gotowa w takim stopniu w jakim jest Szwajcaria. Applebaum wyśmiewa zapewnienia Ławrowa o możliwości "gładkiego wprowadzenia demokratycznych reform w Syrii", ironizując że akurat Moskwa ma wielkie doświadczenie na tym polu.
Powót wizyty Ławrowa w Syrii jest oczywisty. Rosjanie sprzedają al-Assadowi dużo broni, a upadek dyktatora skomplikowałby ich pozycję w regionie i mógł zepsuć interesy. Już wystarczająco popsuł je upadek Kaddafiego w Libii. Kiedyś - pisze Applebaum - wizyty podobne do spotkania Ławrowa z al-Assadem nazywano "bratnią pomocą" a nie demokracją. To się zmienia także w ten sposób, że coraz trudniej być na świecie dyktatorem i swobodnie po świecie podróżować, przelewać pieniądze i wysyłać dzieci do szwajcarskich szkół.
Rosjanie - zauważa Applebaum - muszą się martwić o sytuację w Rosji. Gdy ulicami Moskwy maszeruje demokratyczna opozycja, Ławrow i jego szefowie nie chcą by demonstraci uważali, że Miedwiediew i Putin popierają reżim strzelający do własnych obywateli. Dlatego Ławrow w Syrii udaje, że walczy o demokrację, nawet gdy w tym samym czasie syryjska armia masakruje własnych obywateli.
Applebaum zauważa, że Moskwa tworzy orwellowski świat, w którym "popieranie demokracji" oznacza "popieranie krwawego reżimu". Słowa tracą znaczenie.
