Były premier Francji Jean-Marc Ayrault wrócił niedawno do wielkiej gry. Został teraz Ministrem Spraw Zagranicznych. Przy tej okazji odżyły dawne anegdoty z nim związane, a dziennikarze nad Sekwaną powtórnie przytaczają fragment wypowiedzi premiera na okazję otrzymania przez Gérarda Depardieu rosyjskiego paszportu. Ayrault powiedział wtedy o aktorze, że jest “żałosny”.
Depardieu zareagował: "…Żałosne - powiedziałeś. Żałosne? To właśnie jest żałosne" - pisze aktor na początku swego listu. I dalej: "…wyjeżdżam. Nie zabiłem nikogo. Przez 45 lat dałem Francji 145 milionów euro podatku. Nie proszę, aby mój wyjazd był akceptowany, ale bym mógł przynajmniej być szanowany! Nikt, kto opuścił Francję nie został obrażony tak jak ja.” Na koniec dodał: "Kim jesteś, żeby mnie oceniać, panie Ayrault?". "Pomimo moich ekscesów, mojego apetytu i mojej wielkiej miłości do życia, jestem wolny, proszę Pana" – pisał aktor w liście do premiera.
We Francji nadal nie chcą płacić podatków także inni bogaci aktorzy: Emmanuelle Béart, Alain Delon, José Garcia, a także słynny pisarz Eric Emmanuel Schmit. Nie kwapi się do tego Zinedine Zidane, a także producent Dany Boon. Lista jest długa, bo dotyczy przemysłowców, kreatorów mody, artystów.
Tymczasem tygodnik „Marianne”, jak przystało na najbardziej patriotyczny tytuł nad Sekwaną, opublikował powody, dla których Francuzi nadal powinni być „Francuzami”. Pisze tak: ”…przyjacielu, zastanów się przez chwilę! Wyjechać, wyemigrować na drugi koniec świata? To będzie raczej koniec twoich dni...”
Słowa te kieruje „Marianne” do potencjalnych emigrantów. Dalej czytamy: „…świat cię zna, ale czy ty go znasz? Paryż, bulwary, będziesz po nich płakał. Zapach metra… długo nie wytrzymasz. Zrobiłeś dużo dla Francji, ale pamiętaj, że Francja zrobiła także dużo dla ciebie”.
A oto najważniejsze powody, dla których warto być Francuzem (wymienia je „Marianne”):
Tak zwany „French kiss”: Że jest zawsze owocem miłości, że zdarza się tylko na moście i dzięki niemu nic innego się nie liczy. Świat przestaje istnieć. Jak u Doisneau. To nie jest pocałunek Judasza, jaki daje Depardieu. To raczej ten z Rodina, w paryskim muzeum.
Claude Lanzmann, autor „Shoah”, powiedział, że należy zatrzymać paszport francuski i na nowo pokochać Francję. A było to tuż po jego odkryciu „Réflexions sur la question juive” Jean Paul Sartre’a w 1946 roku. To książka, która pomogła mu na nowo oddychać we Francji, zaakceptować uśmiechy Francuzów i samemu się uśmiechać…
Bo sekularyzm uwalnia nas od ciemności! Świeckość jest nie tylko zasadą. Jest sztuką życia, potwierdzaną od samego urodzenia. We francuskim akcie stanu cywilnego nie ma żadnej wzmianki o religii. Religia nie może być narzucona dzieciom, jej nauczanie nie jest obowiązkowe. Szkoły państwowe, świeckie i bezpłatne są wolne od wierzeń i tradycji rodzinnych. Taki jest cel! Każdy może wybrać swoją wiarę, albowiem ma wolność myślenia. Tak jak cała Francja, wolna od wszelkich, religijnych ograniczeń.
Bo nigdzie tak nie czuć serów. Czy próbowaliście kiedyś w Tokyo zjeść Maroilles, ser wyrabiany w La Thiérache? Nie ma nic straszniejszego od polskiego camemberta lub austriackiego münstera. To tak, jakby odtworzyć Taj Mahal w Bawarii. Tylko we Francji smakują sery, bo one tylko tutaj pachną. Gdzie indziej - śmierdzą. Taki niuans.
Francja jest republiką, francuski podatnik nie płaci na żadne wydatki rodziny królewskiej, tak jak w Belgii, w Luksemburgu, w Hiszpanii, w Anglii, w Holandii czy w Szwecji. Na szczęście pozbyliśmy się tego zbędnego bagażu podczas Rewolucji.
Bo wino jest lepsze tutaj niż woda. Wszędzie na świecie są dobre wina. Francuskie wina są także dostępne w wielu miejscach na kuli ziemskiej. Ale idealnie chłodne Chablis, sączone w jednej z dzielnic Paryża lub kieliszek Cassis Rosé Fruité, patrząc leniwie na Cap Canaille – tak! tego smaku nigdzie się nie odnajdzie.
Zamorskie terytoria francuskie to nie tylko plaże, słońce i punch. To również poeci jak Aimé Césaire, to część naszych kolonialnych wyrzutów sumienia. To także dżungla w Gujanie, śnieg w Saint-Pierre-et-Miquelon i cudne fale na Tahiti. To my. To Francja. To Paul Gauguin w Atuonie i Henry Matisse w Papetee.
Bo w Paryżu zawsze się coś świętuje. Nie ma paryskiej dzielnicy bez cudowności. Od Lillas po Clichy. I Boulogne. Każdego roku 30 milionów turystów przyjeżdża do Paryża tylko po to, aby połazić jego uliczkami. Wpadają do muzeów, do sklepów, do kawiarń. To prawda, że dzisiejszy Paryż jest trochę inny od tego, opisywanego przez Hemingwaya - ale, czy to coś zmienia? Posłuchaj Gainsbourga, może on coś podpowie…
Bo to my, Francuzi stworzyliśmy bagietkę. I nie chodzi tylko o to, aby chwalić się naszymi piekarzami, którzy robią najlepsze bagietki pod słońcem. Trzeba również przyznać, że kawałek chrupkiego chleba posmarowanym świeżym masłem na tarasie le Balto w La Garenne-Colombes jest równie wielkim przeżyciem, co przejażdżka gondolą po Canal Grande. Albo i większym.
„Proszę więc, przyjacielu, pomyśl o tym, co zostawiasz i nie opuszczaj mnie. Twoja Francja” – apeluje na koniec „Marianne”.