SKUPIEŃSKI MARKETING - marketing polityczny, budowa stron www, copywriting, media społecznościowe, blogosfera
Nosiłem się z tekstem o przydatności Twittera długo. Kiedyś już jeden popełniłem, w pewnym sensie był on przyczynkiem do rozpoczęcia mojej współpracy z "Kampanią na żywo" Tomasza Machały, za którą nawiasem mówiąc bardzo tęsknię (ale o tym kiedy indziej), a później serwisem NaTemat. Cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że zachwyt polskiej, nazwijmy to, branży politycznej nad Twitterem jest przesadzony, zupełnie nieadekwatny do jego siły rażenia w Polsce. Każda "branżunia" ma swoje "fetysze", dlatego jakoś szczególnie mnie to nie raziło, ale ostatnio "moda na Twittera" zaczęła, mam wrażenie, rozlewać się poza nią, a nadal jest nieuzasadniona. Jej objawem jest np. tekst Franciszka Orlińskiego w NaTemat sprzed kilku dni, pt. "Szef klubu PiS o Twitterze: Przereklamowany blichtr. Bez mediów społecznościowych można wygrać?"
Przyczynkiem do tekstu Franciszka Orlińskiego była wypowiedź Mariusza Błaszczaka z PiS dla serwisu 300polityka.pl, który stwierdził, że Twittera nie używa: "Otworzyłem sobie konto na Twitterze, ale z niego nie korzystam. Stwierdziłem, że więcej jest w tym blichtru niż użyteczności".
Orliński komentując sprawę zastanawia się "Czy ugrupowanie, którego czołowy polityk ogłasza ważne społecznościowe medium "przereklamowanym blichtrem" może wygrać w demokracji 2.0?". Zwraca także uwagę, że zdaniem sztabu Baracka Obamy, "media społecznościowe odegrają w kampanii w tym roku jeszcze większą rolę niż cztery lata temu", po czym dodaje, że "Politycy w Polsce swoje jednak wiedzą i albo mają na kampanię inne pomysły, albo nie chcą wygrać".
Nie jest moją intencją obrona Mariusza Błaszczaka. Jak słusznie zauważył w dyskusji pod tekstem Fan Page Socjokracja: "Z ciekawości zajrzałem na fanpage Błaszczaka na FB. Nie licząc wczoraj w sierpniu całe trzy wpisy. Wskaźnik "talking about" ok 100 osób przy ponad 5000 fanów. Szału nie ma. Może to być wynik przemyślanej strategii dotarcia do określonego elektoratu a może być strach/nieznajomość/nieświadomość mediów społecznościowych. Stawiam na to drugie". Zgoda, Błaszczak tuzem social media nie jest, ale w kwestii Twittera ma rację, nawet jeśli przypadkiem. Zauważa bowiem bardzo rozsądnie: "Myślę, że ta forma komunikacji jest trochę przereklamowana (…). Sprawdzałem, kto mnie śledzi i są to głównie politycy i dziennikarze, a z nimi mam przecież kontakt na bieżąco". To zdanie w zasadzie mogłoby zamknąć dyskusję na temat Twittera, ale pozwolę sobie je znacząco rozwinąć.
Niech przemówią liczby
Otóż "ważne medium społecznościowe w Polsce" na wykresie liczby użytkowników wypada na przestrzeni ostatnich dwóch lat dość blado.
Nie porównuję Twittera nawet z Facebookiem, który zwiększył swoją oglądalność ponad 2-krotnie przez dwa lata. Daleko Twitterowi także do NK.pl, która pomimo spadku oglądalności o 15% w ciągu dwóch lat, i tak ma prawie 7 razy więcej użytkowników niż "ważne medium społecznościowe w Polsce". Z kim jeszcze przegrywa Twitter? Np. z serwisem Goldenline.pl, który ma 25% więcej użytkowników niż Twitter. Niewiele mniej użytkowników (11 tys.) niż "ważne medium społecznościowe w Polsce" ma serwis wykop.pl, który jest po prostu społecznościowym agregatorem treści.
Warto zauważyć, że przez półtora roku liczba użytkowników Twittera wzrosła o 35%. To niezły wynik, ale nie powala. Niestety w czerwcu 2010 Twitter miał mniej niż 941 tys. UU w Polsce, przez co nie zmieścił się w zestawieniu Megapanel, stąd nie mogę podać, jaki jest wzrost w perspektywie 2 lat.
Polska to nie Ameryka
Bardzo dobrze, że polscy politycy, dziennikarze i marketerzy zaglądają za ocean w poszukiwaniu pomysłów marketingowych, często USA to ich kolebka, szczególnie w marketingu politycznym. Warto jednak pamiętać, że pewnych rozwiązań żywcem nie można kopiować, np. zachwytu nad Twitterem.
W USA (dane emarketer.com) Twitter urósł na przestrzeni dwóch lat o 59%, podczas gdy w Polsce o 35%. Wolniej, prawda? W USA Twitter goni Facebooka (w 2010 na 1 użytkownika Twittera przypadało 6,5 użytkownika Facebooka, w 2012 już 5,29). W Polsce tendencja jest odwrotna. W 2010 na jednego użytkownika Twittera przypadało 8,5 użytkownika Facebooka, obecnie to już 8,95).
Facebook czy Twitter?
Oczywiście są osoby, do których twarde dane nie przemawiają, np. Eryk Mistewicz, chyba najgorętszy propagator Twittera w Polsce, bowiem jak mówił w wywiadzie dla Przemysława Pająka (Spider's Web): "Co do Twittera, nie liczby tu są najważniejsze, ale specyfika użytkowników, których udało mi się namówić do wybrania właśnie tego serwisu, a za którymi poszli następni. Dziś, po dwóch latach (wywiad jest z kwietnia 2011 - przyp. TS), Twitter używany jest przez elitę tego pokolenia. Politycy, artyści, sportowcy głośne nazwiska, ludzie biznesu i mediów, eksperci i aktorzy sceny publicznej tu dają najważniejsze dla nich wpisy, oceny, informacje, zdjęcia. W tej rywalizacji nie ilość jest ważna ale jakość."
Kurcze, to jak to jest, że pomimo tego, że na Twitterze zebrała się "elita pokolenia", a na Facebooku, zdaniem Mistewicza, "Coraz więcej osób (…) ma swoje konto, i jeśli jest ono aktywne, to najwyżej wrzuca tam treści nie mając najmniejszej ochoty na śledzenie wpisów innych osób" to nadal Facebook jest częściej cytowany niż Twitter?
Mity Twittera, mity Mistewicza
Przy okazji dyskusji nad Twitterem, warto obalić kilka mitów z nim związanych, które Eryk Mistewicz nagminnie podaje.
1) Twitter generuje wspaniałe narracje
Często przywołuje się przykład wypowiedzi Radosława Sikorskiego o Powstaniu Warszawskim na Twitterze, jako takiej, która wzbudziła medialną burzę. A gdyby pojawiła się na Facebooku, to by nie wzbudziła? A gdyby pojawiła się w lokalnym wydaniu gazety to by nie wzbudziła? Oczywiście, że by wzbudziła. Media będą śledzić polityków bez względu na kanał czy serwis, którego używają. Jeśli Janusz Palikot będzie swoje kontrowersyjne myśli zamieszczał na blogu, dziennikarze będą śledzić blog, jeśli na Facebooku, będą subskrybować Fan Page, jeśli na Twitterze, będą obserwować kanał na Twitterze, bo może im to dać ciekawy temat. Twitter nie jest pod tym względem szczególnym medium, za to nie daje tylu możliwości co inne, z racji na niewielką liczbę użytkowników.
2) Twitter jest łatwiejszy niż Facebook i wymaga mniej czasu
Kolejny mit popularyzowany przez Eryka Mistewicza brzmi, że Twitter jest łatwiejszy niż Facebook: "Gdybym każdego dnia miał przedzierać się przez Facebook i wszystkie strony ważnych dla mnie nadawców w Internecie, portali informacyjnych, nie ruszyłbym do pracy do południa. Twitter plus dobrze sprofilowany, spersonalizowany kanał RSS i już w chwilę po przebudzeniu wiem, co ważne, co kto myśli, co się będzie działo. Jeśli można sobie życie ułatwić Twitterem, po co je utrudniać?"
Ja od rana przeglądam i Twittera i Facebooka, a do pracy jakoś docieram. Każdy kto obserwuje przynajmniej kilkuset użytkowników Twittera wie, że timeline jest po prostu nie do ogarnięcia na bieżąco, wymagałby bowiem ciągłego obserwowania. Jedynym rozwiązaniem są więc "listy użytkowników" i zewnętrze aplikacje do ich prezentacji. Tak samo listy można tworzyć na Facebooku, tylko ich przeglądanie jest łatwiejsze.
Poza tym, na zdrowy rozum. Jak to jest, że skoro Twitter jest prostszy niż Facebook i w dodatku na Twitterze jest elita pokolenia, to w Polsce i na świecie ludzie wybierają Facebooka znacznie częściej niż Twittera? Mistewicz zdaje się zdemaskował jakiś samobójczy pęd użytkowników internetu na świecie, którzy utrudniają sobie pozyskiwanie informacji, korzystając z Facebooka, a nie Twittera.
3) Twitter jest narzędziem nie tylko dla polityków
W swoim kwartalniku "Nowe Media" Mistewicz pisze "Twitter nie jest narzędziem dla polityków w większym stopniu niż dla prawników, stomatologów, kibiców Polonii Warszawa bądź fascynatów inscenizacji historycznych. Jeden z fanów tego serwisu we francuskim miasteczku zbudował kanał Twittera dla niewielkiej piekarni".
Ten przykład z piekarzem uważam za genialny. Piekarze, rzucajcie się na Twittera, tylko nie podepczcie po drodze stomatologów i kibiców… Tutaj Mistewicz w moim odczuciu wybrał się poza granicę absurdu bardzo daleko, nawet jak na niego. Oczywiście formalnie ma rację. Piekarz może się na Twitterze zarejestrować, ale komunikację będzie prowadził jedynie dla siebie. Na Twitterze w Polsce jest 1,5 mln ludzi. Ja bym nie mógł polecić żadnej firmie, a tym bardziej małej, kampanii na Twitterze. Po prostu nie mógłbym rano spojrzeć w lustro, bo wiem, że to działanie pozbawione sensu. Z kim ta firma będzie rozmawiać? Do kogo będą trafiały jej tweety?
Pomijam już w tej części zachwyty Mistewicza nad tym, że Twitter ma intuicyjną wyszukiwarkę, że Twitter każdego z użytkowników jest inny, że to narzędzie globalne, które zamieścił w swoim tekście "Dziesięć mitów Twittera" w "Nowych Mediach". Cóż za znaczące elementy przewagi nad innymi serwisami, np. Facebookiem, który wcale nie jest globalny, nie ma intuicyjnej wyszukiwarki i jest taki sam dla każdego użytkownika;)
Twitter jest dobrym narzędziem dla polityków?
Tutaj wyjątkowo, częściowo zgadzam się z Mistewiczem. Twitter jest dobrym narzędziem dla polityków. I tu koniec mojego przytakiwania, bo tylko dla niektórych. Założenie konta na Twitterze poleciłbym jedynie tym politykom, którzy chcą skrócić dystans dzielący ich do zainteresowania ogólnopolskich mediów, czyli w zasadzie jedynie politykom drugiego lub trzeciego szeregu w klubach parlamentarnych lub tym, którzy z jakiegoś powodu wypadli z obiegu np. Piskorski, Olechowski, Rokita itp. Bo faktycznie, prawdą jest, że branża "polityczna" na Twitterze jest silna. Jest tam wielu dziennikarzy, trochę polityków "z pierwszej ligi", toczą się ciekawe dyskusje. Ale jeśli ktoś na brak zainteresowania mediów narzekać nie może, tak jak właśnie szef klubu PiS Mariusz Błaszczak, to Twitter nie jest mu do niczego potrzebny. Dziennikarze i tak napiszą to co ma do powiedzenia po poście na FB, wpisie na blogu, wywiadzie czy zwykłej rozmowie telefonicznej. Tak samo Twitter odpada jako medium dla samorządowców i polityków lokalnych. Kogo z mediów ogólnopolskich zainteresują "twitterowe narracje" radnego Pcimia? Nie przebije się z nimi nawet do lokalnych mediów, bo dziennikarze w nich najpewniej… nie używają Twittera, w końcu ma on w Polsce jedynie 1,5 mln użytkowników.
Dodatkowo, Twitter nie może być miejscem dialogu z wyborcami, bo ich tam zwyczajnie nie ma. Warto tu przypomnieć, że m.in. taka jest idea mediów społecznościowych, a konkretnie działań marketingowych w nich prowadzonych, żeby marka (tu polityk), stała się bliższa ludziom, weszła z nimi w interakcję.
Dajcie spokój z tym Twitterem
Z niewielkimi wyjątkami (politycy drugiego szeregu czy odsunięci w cień, którzy chcą dotrzeć do mediów), korzystanie przez polityków z Twittera jest więc bez sensu. Nie warto wydawać pieniędzy albo poświęcać czasu na to medium, póki nie wyjdzie ono poza próg niszowości w Polsce (o ile to w ogóle kiedyś nastąpi). Na razie warto inwestować w Facebooka, skoncentrować się na nim i tam prowadzić dobrą komunikację. Owszem, jak to trafnie ujął kiedyś w krótkiej wymianie zdań ze mną na Twitterze Michał Kolanko, jeden z twórców serwisu 300polityka, "Twitter znakomicie nadaje się do komentowania polityki". I na razie do niczego więcej.