Ja jak zwykle kilka dni po wysypie tekstów o WOŚP, ale cóż, coś się tam musi uleżeć, zanim powstanie myśl. I tak myśl krąży wokół moich znajomych, przyjaciół, co są ekspertami od WOŚP. Zwłaszcza prowadzących komparatystyczne studia dotyczące funkcjonowania Orkiestry i Caritas.
Ja to się Wam naprawdę dziwię. Po co? Czy naprawdę potrzebujecie tego, by Owsiak był gorszy od ks. prałata Mariana Subocza? Czy to, że ktoś ma koszta w swojej działalności oznacza że jest złodziejem? Czy odwaga w Waszym życiu polega na odmawianiu nastolatkom zbierającym do puszek z czerwonymi serduszkami, jak zachęca Krystyna Pawłowicz na łamach Frondy? Czy zwykła, ludzka zawiść nie podpada przypadkiem pod któryś z grzechów głównych? Czy nie dacie rady żyć bez przeświadczenia, że ktoś Was do czegoś zmusza, naciąga, tłamsi? Czy to, że coś nie jest katolickie w nazwie jest od razu powodem do tego, by to niszczyć? Czy tworzący na łamach różnych pism, publikacji z głoską "rze" swoją niepokorność polegającą na obrzucaniu kogoś błotem tym razem muszą ćwiczyć na Owsiaku?
Nie podobało mi się to, że Owsiak używał Maciarewicza do promocji swoich działań, czy jednak nie ma to czegoś wspólnego z odwetem?
Nie powiem jakie to emocje we mnie budzi, jak czytam i słucham o tym, ile zła jest w WOŚP, podczas gdy sam dawno temu uczestniczyłem w wypadku samochodowo - kolejowym w Bieszczadach i jeden z poszkodowanych był uratowany dzięki sprzętowi z WOŚP.
Podczas gali z okazji założenia koalicji na rzecz bezpiecznej szkoły do której należy także Fundacja Falochron, widziałem jak Prałat Subocz i Jurek Owsiak kurtuazyjnie wymieniali prezenty - świeczkę za koszulkę. Czuć było napięcie w tych gestach, ale i ducha rywalizacji, z której płyną dobre rzeczy. Czy nie może być tak dalej?