No to mamy pierwszego, rodzimego szahida, Jacka S., którego niemiecki paszport co nieco uspokoił nasz zraniony patriotyzm. I pierwszy atak na meczet ze świńskimi łbami pod pachą. Mamy też dyskusję nad uchodźcami z Syrii, których religijne wyznania są dla nas istotniejsze, niż ich bezpieczeństwo. Dżichad—na szczęście do tej pory wyłącznie jako temat dyskusji—zawitał pod strzechy.

REKLAMA
Ale jeśli tytuł mojego wpisu jest właściwy (a mam zamiar argumentować, iż tak jest), jakim cudem największym postrzeganym niebezpieczeństwem dla naszej Zachodniej cywilizacji jest islamski fundamentalizm? Co w nim takiego specjalnego? Czy naprawdę obawiamy się rosnącej liczby przygłupów wierzących, iż wysadzenie się w powietrze i zabranie ze sobą dziesiątek niewinnych istnień, zapewni im pośmiertną orgię w hollywoodzkim stylu z siedemdziesięcioma dwiema dziewicami? Naprawdę? Jakaż racjonalnie myśląca osoba mogłaby uwierzyć, iż jest to właściwa droga do odbudowy legendarnego kalifatu, poza niewykształconym, pozbawionym perspektyw i zajęcia oraz seksualnie wycofanym młodym mięsem armatnim. A jednak najświeższa demografia bombowych samobójców każe się zastanowić dlaczego wykształceni na Zachodzie młodzieńcy z satysfakcjonującym IQ, w erze iPhonów i darmowej pornografii, dają się porwać VII wiecznym bredniom.
Religie są jedynymi totalitarnymi systemami, którym udało się przetrwać bez większych szkód zawieruchy historyczne XX wieku. Podczas gdy świeckie reżymy totalitarne, takie jak faszyzm i komunizm, przeszły nagły okres rozkwitu, krótki czas (nie dla tych, którzy w nich żyli) panowania i spektakularny upadek, religie zdołały utrzymać swój żelazny uścisk nad duszami i rozumami milionów. Możemy dyskutować o kryzysie Kościoła katolickiego na Zachodzie, ale w niczym to nie zmienia faktu, że religijny żar w żaden sposób się nie wypalił, a wręcz wydaje się przybierać na sile. Trudno by wymienić jakikolwiek krwawy konflikt na świecie w ostatnim półwieczu, który nie byłby podżyrowany religijnym uzasadnieniem dla potwornych aktów ludobójstwa. Nadal zabijamy się z powodu średniowiecznych argumentów.
Nie ma potrzeby na szczegółową analizę historii Kościoła katolickiego, aby dostrzec, iż przez wieki ambicje tej instytucji sięgały daleko poza rząd dusz zarówno wiernych, jak i niewiernych. I choć na Zachodzie udało nam się nieco oswoić bestię, w dużym stopniu z racji jej od poczęcia instytucjonalnej natury, w żaden sposób nie zapanowaliśmy nad jej niezaspokojonym głodem do totalitarnych rządów. Jeżeli ktoś ma wątpliwości, powinien przysłuchać się blisko obecnej debacie na temat in vitro. Ale dzięki bogu (ironicznie), przywykliśmy sądzić, iż konflikty religijne na Zachodzie skończyły się wraz z Kontrreformacją.
Dwudziesty wiek był świadkiem narodzin nowych, totalitarnych ideologii: faszyzmu i komunizmu. Choć obie były ideologiami świeckimi, trudno nie zauważyć ich wyraźnych zapożyczeń w wizerunku i demagogii od ich starszych, religijnych krewnych. Obie stworzyły wyraziste semiotyki, boskie kulty jednostek, niepodważalne artykuły wiary takie jak rasa i proletariat i armie uzbrojonych wyznawców. Tworzyły nowe kościoły rozumu. Posiadały naukę po swojej stronie (o tak, eugenikę uważano kiedyś za szacowną dziedzinę) i ten zniewalający organon ideologii totalitarnej—monopol na prawdę. A skoro oba totalitarne reżymy przedstawiały się jako “racjonalne” ideologie, przynajmniej teoretycznie, nie wymagały od swych wyznawców aktu wiary. Można było spokojnie uznawać się za nawróconego bez obawy bycia oskarżonym o wzniecanie ogni Inkwizycji.
W samej rzeczy, komunizm otwarcie proklamował wyższość historii nad religią, określając tą ostatnią “amfą dla mas” (wiem, że chodziło o “opium”, ale “amfa” brzmi bardziej hipstersko). I choć faszyzm został całkowicie zdyskredytowany w najbardziej krwawym konflikcie naszych czasów, a jego “naukowe” podstawy odrzucone z pogardą i obrzydzeniem, komunizm nadal propagował swoje “naukowe” wpływy, aż do lat siedemdziesiątych zeszłego wieku i pomimo swych monstrualnych zbrodni przeciw ludzkości w niewyjaśniony sposób zdołał zachować wyższość nad swym upadłym konkurentem. Do dzisiejszego dnia można natknąć się na członków komunistycznych partii w takich krajach Europy jak Grecja, Włochy, czy Portugalia, jakkolwiek chybotliwe stały się podstawy ideologiczne ich istnienia po upadku Związku Radzieckiego.
Jakkolwiek dziwne i odpychające mogą nam się dziś wydawać ideologie faszyzmu i komunizmu, trzeba przyznać, iż niosły w sobie pewien intelektualny potencjał (jeden atrakcyjniejszy od drugiego, jako że kategoria “rasy” była od początku skazana na klęskę), który na swój sposób “wymiatał”, rozbudzając serca i umysły swych wyznawców. Bez wątpienia, w XX wieku obie ideologie “wymiatały” na tyle, iż odmieniły na zawsze naszą współczesną historię.
A teraz na powrót do Allacha i islamskiego fundamentalizmu. Czy ktoś na poważnie gotowy jest argumentować, iż poza marginalnymi grupami pozbawionych głosu, rozczarowanych, niezadowolonych i napalonych malkontentów, rzeczywistość szariatu może przedstawiać atrakcyjną propozycję dla obywateli Zachodniego świata? Czy naprawdę istnieje ryzyko, aby mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, Europy, czy też samej Polski masowo odkryli nagle, iż Allach “wymiata”?
To prawda, że nasz Zachodni dom w ostatnich czasach nieco się zabałaganił. Odwiedza nas coraz więcej niespodziewanych, często niechcianych gości, walczymy z kryzysem, ze strukturalnym bezrobociem, z rosnącymi nierównościami społecznymi i z coraz większą liczbą sfrustrowanej młodzieży, która nie przepracowała ani jednego dnia w swoim życiu. A kiedy jesteśmy niezadowoleni, szukamy przyczyn naszej mizerii. Totalitarne ideologie, ze swej natury, dostarczają wszystkich odpowiedzi.
Nasza fascynacja totalitarnymi ideologiami może być równie stara jak ludzkość. Jej źródła biją głęboko w naszej egzystencjalnej konstytucji. Odwieczna platońska dychotomia pomiędzy ciałem, a umysłem/duszą nie opuszcza nas od czasów, gdy zdecydowaliśmy się porzucić bóstwa natury i podążyć za Buddą do lasu poszukując nirwany. Budda, wraz z Platonem, są prawdziwymi ojcami totalitaryzmu. Od ich czasów, dla wielu z nas potrzeba jedności, związku między duszą i ciałem, porzucenia zwątpienia, znalezienia relacji pomiędzy tym co ziemskie i boskie, które oba systemy oferowały z gotowością, stały się pokusami nie do odparcia. Jasny cel, usunięcie egzystencjalnych wątpliwości i uwolnienie nas od potrzeby podejmowania własnych decyzji tworzą wybuchowy afrodyzjak.
Pomimo to wierzę, iż ideologie totalitarne stanowią zagrożenie dla naszego świata, tylko wtedy gdy są intelektualnie atrakcyjne, jak faszyzm i komunizm boleśnie dowiodły. Dla cywilizacji, która przeżyła rzezie i ognie Kontrreformacji, która wydała na świat Lutra i Galileusza, wojujący Islam z jego średniowiecznymi argumentami i podobnym wizerunkiem, nigdy nie sprosta temu kryterium. Jakkolwiek groźne i irytujące, i niekomfortowo swojskie może czasem przybrać oblicza, Allach na szczęście nie “wymiata”.