
Jeszcze nie mogę ochłonąć po spotkaniu Quincy Jones'a, po tych trzech dniach spędzonych w Gdańsku podczas wspaniałego wydarzenia, jakim był koncert Solidarity of Art. Nie jestem żadną płaczką, ale od przyjazdu z Gdańska do Warszawy (12go sierpnia 2012) siedzę w domu, słucham wszystkich płyt, jakie mam, nagranych, wyprodukowanych przez tego geniusza wszechczasów i ryczę. Ze wzruszeniem czytam po raz nie wiem który, imienną dedykację na płycie" Body Heat", w której umieścił piękne zdanie, trzymające mnie w pionie: "Ursula, you are the best".
REKLAMA
On jest ostatnim, on jest jedynym, najwspanialszym, pełnym ciepła, troski o muzykę i o muzyków, życzliwym jasnym przewodnim światłem dla nas wszystkich kochających muzykę!!! Jego arcyciekawe opowieści podczas proszonej kolacji w piątkowy wieczór, na której byliśmy w kilka (dokładnie sześć) osób. Pokazywał widniejący na palcu pierścień, z którego był bardzo dumny.
"Patrzcie, to jest rodowy pierścień Franka Sinatry, zapisał mi go w swoim testamencie" mówił Quincy z zadowoleniem. "Pracowaliśmy razem przez 40 lat. To był mój największy przyjaciel". Opowiadał, jak doszło do pierwszego spotkania z Dinah Washington. Zaproponowano jej producenta. Zapytała: "A kto to?" Quincy Jones, odpowiedziano. Dinah zdziwiona odpowiedziała: "Nie znam". Zaraz potem padło zdanie: "Nie szkodzi, on też Cię nie zna". Nasz guru opowiadał o tym, jak bez przerwy jeździ i podróżuje po całym świecie i nie zamierza wyhamować. Narzekał, że ma 40 funtów nadwagi, natomiast chwalił bardzo swoich lekarzy. Otóż raz w roku jeździ do Karolinska Sjukhuset (szwedzki Szpital światowej sławy w Sztokholmie) na ogólne badania, że ma tam 16 lekarzy wszelakich specjalności i wszyscy muzycy!!! Twierdzą oni, że jest w świetnej formie, natomiast namawiają go na dietę.
Zaraz potem kelner (siedzieliśmy w restauracji hotelu Raddisson w Gdańsku) przyniósł Quincemu zamówione danie. W kokilce pełnej sosu pływały kurze udka. Mistrz spożywał ten smakołyk chyba z godzinę, zachwycając się nim bez końca. Każdego zmuszał, żeby skosztować chociażby kawałeczek. Mnie jako wegeteriankę ten test ominął. Ogólnie, podzielano jego zachwyt. Po skonsumowaniu posiłku, Quincy poprosił szefa kuchni. Przed nami stanął młody człowiek w białym fartuchu i wysokiej białej czapie. Quincy go pięknie pochwalił i poprosił o przepis na te delicje. Po 15 minutach szef wręczył mu recepturę. Quincy był zachwycony, wyjął z torby swoją opasłą biografię po angielsku i zaczął pisać dedykację szefowi, na całą pierwszą stronę. Powtarzał, że w innych miejscach to nie do pomyślenia, bo obowiązuje tajemnica receptur. Na koniec zamówił puchar lodowy z ciastkiem w środku. Jak wylądował deser przed nim, skomentował to tak: "Dobrze, że moi lekarze ze Sztokholmu tego nie widzą!!".
Siedzieliśmy do trzeciej rano, popijając wino rose specjalnie dla niego dostarczone tego dnia prosto z Francji. Następnego dnia były próby, na których był obecny ciałem, duszą i sercem. Podchodzili do niego artyści biorący udział w koncercie, stremowani, szczęśliwi, że mogą zamienić z nim kika słów, uścisnąć go.. Ja przywiozłam z Warszawy kilka jego płyt, dwie Michaela Jacksona plus mojego ukochanego wokalistę, James Imgrama, którego płyty też produkował. Trzeba zobaczyć autografy i dedykacje na płytach, które mu wszyscy podsuwaliśmy. To piękne, pełne czułości elaboraty, troskliwie skomponowane. Poprosiłam, aby podpisał płytę dla mojej siostry Danusi, koniecznie chciał, żeby mu opowiedzieć jej życiorys (poleciałam na skróty z litości do kolejki!!!) i dopiero potem napisał jej piękną, obszerną dedykację. W trakcie koncertu wszystkich zapowiadał z wielką uwagą i każdego suto komplementował. Moja córka Mika była wzruszona, gdy po zaśpiewaniu standardu "I am beginning to see the light" pod jego batutą, objął ją na scenie i powiedział: "Jestem dumny, że chciałaś ze mną wystąpić".
To jest mistrz nad mistrze. Ma tyle doświadczeń, poznał tylu wspaniałych ludzi, nie tylko artystów i czuje się, że chce obdarować jak najwięcej chętnych, swoim skarbem, doświadczeniem, wiedzą, bagażem przeżyć i miłością do muzyki. Modlę się, żeby nas ogrzewał swoim świętym ciepełkiem jeszcze przez długie, długie lata. Amen
