Tenis to moja ukochana dziedzina sportu. Wimbledon, French Open, US Open, Australian Open. Kibicuję tym turniejom od lat a ostatnio szczególnie naszej tenisistce Agnieszce Radwanskiej.
Od pewnego czasu przegrywa regularnie z Białorusinką Wictorią Azarenko. Jeszcze niedawno Agnieszka i Wiktoria, były przyjaciólkami, ale pewnego razu Agnieszka zwierzyła się prasie, że jak gra z Wiktorią to ją wkurza jak Białorusinka przy każdym swoim uderzeniu głośno jęczy. Azarenka jakby na to czekała. Zmarszczyła czoło, zacisnęła zęby, zweryfikowała przyjaźń z Agnieszką i od tego czasu uznałą ją za śmiertelnego wroga, którego trzeba za każdym razem zniszczyć i zmieść z kortu, jak najszybciej się da i tak się niestety dzieje. Niedawno widziałam w BBC długi wywiad z Chris Evert, mistrzynią tenisa lat 70-80 tych. Opowiadała o meczachi przyjaźni z Martiną Navratilową. Papużki nierozłączki. Chris zaopiekowała sie jak siostrą, uzdolnioną tenisistką, nowoprzybyłą emigrantką z Czechosłowacji ( lata 70te!). Spotykały się często w finałach prestiżowych turniejów tenisowych. Chris była zawsze górą, do pewnego czasu. Martina związała się emocjonalnie z kobietą lekkoatletką i przeszła tkzw pranie mózgu. Wbijano jej do głowy, że nie wygra z Chris dopóki, będzie się z nią przyjaźniła. Po jakimś czasie Martina patrzyła na Chris jak na wroga nr 1 i od tego czasu zaczęła z Chris wygrywać. Te dwie sytuacje pasują do siebie jak ulał. Pamiętam też jak siedząc na trybunach pięknych nowojorskich kortów w Queens, Forest Hills, ( też lata 70-te) zobaczyłam Navratilową wchodzacą na kort, a z głośnika odezwał się głos spikera: Ladies and Gntelman, proszę przywitać głośnymi oklaskami Martinę Navratilową ze Związku Radzieckiego. Jak Martina to usłyszała, zrzuciła wielką torbę tenisową z ramion, wzięła się pod boki i wrzasnęła na całe gardło: WHAT!!!!! spiker za chwilę głośno przeprosił i poprawnie zaanonsował: Martina Nawratilowa Czechosłowacja. Kilka lat temu na turnieju J&S na Warszawiance, spotkałam Martinę na korcie, gdzie rozgrzewała się, przed meczem deblowym seniorów, i zapytałam się czy pamięta ten incydent, Powiedziała, że nigdy tego nie zapomni. A czego ja nigdy nie zapomnę?? Dwa lata temu brałam udział w turnieju VIPów PKO Open Challenger w Szczecinie. W nagrodę za dobre sprawowanie (wygrałam wtedy ten turniej) dano mi szansę zagrania debla pokazowego u boku Wojtka Fibaka, z deblowa parą: Karoliną Woźniacką i z Mariuszem Czerkawskim. Mecz miał się odbyć na głównym korcie przy pełnej widowni, bo po nas miał być zawodowy męski finał. Miałam tremę jak szlag i nogi mi się trzęsły ze strachu. Publiczność przywitała nas gromkimi brawami a to jeszcze bardziej mnie zestresowało. No, ale trudno, trzeba było się zmierzyć z tą wyjątkową sytuacją. Obok mnie wybitny Fibak, który przecież uratuje niejedną beznadziejną sytuację podczas gry. Wkrótce zdałam sobie sprawę, że ja prawie wogóle nie gram, bo wszystkie piłki Wojtek mi sptrząta sprzed nosa. Ponosiły mnie nerwy, i spekulowałam: może dawno nie grał i teraz sobie odbija, albo traktuje mnie jak patałacha i nie wierzy, że mogę prawidłowo odbić jakąkolwiek piłkę. Nagle Karolina spojrzała na mnie z naprzeciwka i wyraźnie do mnie, DO MNIE, powtarzam, podała tkzw drop shot-a. Staliśmy razem z Wojtkiem w środku kortu i razem ruszyliśmy to tej piłki, mimo, że była to wyraźnie MOJA PIŁKA. Wpadliśmy na siebie z wielkim impetem, Wojtek zasyczał z bólu i zszedł z kortu. Przy zderzeniu pękła mu kość w nadgarstku i po raz pierwszy w życiu miał kontuzję na korcie i nosił rękę w gipsie na temblaku przez całe sześć tygodni. Następnego dnia w porannym Dzień Dobry TVN Karolina przepraszała, że przez jej podanie, Wojtek zderzył sie z partnerką i ma złamaną rękę. Nie mam absolutnie żadnych szans na wygranie choćby kilka piłek z Wojtkiem, ale gdybym go tak znienawidziła za te piłki zabierane mi sprzed nosa w tym sławetnym deblu, to może zaczęła bym ucierać Wojtkowi tenisowego nosa. Kto wie???
W wywiadach czasami żartuję, że tenis to mój zawód, a śpiewanie to moje hobby, a może muzyka to mój mąż, a tenis to mój kochanek? Jestem zdecydowanie podwójnym zwierzęciem: scenicznym i tenisowym, i dobrze mi z tym.