Sposób reagowania hierarchów polskiego kościoła na wykorzystywanie seksualne dzieci ze strony księży pokazuje, że kościół bardziej martwi się o dobro, komfort i bezpieczeństwo członków własnej organizacji, niż o dobro i bezpieczeństwo ofiar księży pedofilów
Wanda Nowicka. Posłanka na Sejm VII kadencji i Wicemarszalkini Sejmu. wieloletnia działaczka na rzecz praw kobiet i praw człowieka
W zeszłym tygodniu wysłałam list do Rzecznika Praw Dziecka z apelem o reakcję na oburzające słowa biskupa Tadeusza Pieronka, który powiedział o postawie Kościoła Katolickim wobec księży pedofilów: „Żadna siła nie powstrzyma człowieka od tego, żeby skorzystać z pewnych możliwości jakie daje człowiekowi wolna wola i do czego pchają go namiętności. Przepraszam bardzo, świata nie zmienimy”.
Również tygodnik Newsweek podjął temat postępowania biskupów wobec księży pedofilów. Lektura tego tekstu pokazuje, że wypowiedź biskupa Pieronka jest czubkiem góry lodowej ochrony i solidarności biskupów z pedofilami w szeregach duchowieństwa. Ofiary molestowania seksualnego, które chcą powstrzymać swoich oprawców przed skrzywdzeniem kolejnych dzieci są traktowani przez sądy kościelne jak oskarżeni. Są pytani o to, czy są alkoholikami, czy w dzieciństwie nie odbywali stosunków seksualnych lub czy jako dzieci nie oglądali pornografii. Biskupi oczywiście nie odsuwają księży podejrzewanych o pedofilię od kontaktów z dziećmi, ani też nie zgłaszają spraw do organów ścigania.
Na całym świecie biskupi, którzy otrzymywali sygnały o księdzu wykorzystującym seksualnie dzieci, reagowali według stałego schematu: przekonywali o niewinności oskarżonego, podważali wiarygodność ofiar, poszukiwali spisku ze strony „wrogów kościoła” oraz przekonywali ofiary do milczenia prośbą lub groźbą. Takie same mechanizmy występują w rodzinach dysfunkcyjnych, gdy dochodzi do ujawnienia molestowania seksualnego ze strony członka rodziny. Jednak od instytucji religijnej, która ciągle poucza innych o tym co jest moralne, a co niemoralne, należałoby oczekiwać wyższych standardów moralnych, niż te występujące w rodzinach patologicznych. W ostatnich latach mogliśmy śledzić wiele bulwersujących spraw, w których biskupi bronili w sposób godny lepszej sprawy księży pedofilów.
Szeroko opisywana przez polską prasę sprawa księdza Romana J. ze wsi Mała na Podkarpaciu jest przykładem tego, że księża pedofile mogą liczyć na silne wsparcie ze strony miejscowego biskupa. Ksiądz J. został w 2010 roku aresztowany w związku z molestowaniem seksualnym czterech dziewczynek. Po stronie księdza stanęła wtedy murem miejscowa społeczność, która wystosowała list w obronie księdza. Biskup rzeszowski Kazimierz Górny (przewodniczący Rady ds. Rodziny Konferencji Episkopatu Polski) apelował o zbieranie podpisów w obronie księdza. W tym samym czasie na ścianach miejscowych budynków pojawiły się napisy atakujące ojca dwóch ofiar molestowania, które mówiły „to Judasz, świr, gwałciciel, pijak”. Ksiądz J. został najpierw skazany na karę 2,5 roku bezwzględnego więzienia. Po apelacji sąd złagodził wyrok i wymierzył Romanowi J. karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na cztery lata.
Działalność Romana J. miała jeszcze jeden dramatyczny skutek w życiu mieszkańców Małej. Prokuratura prowadząca śledztwo w 2010 roku sprawdzała związki pomiędzy księdzem J. a śmiercią 12-letniej Kasi, która w 2005 roku popełniła samobójstwo. Ojciec Kasi w czasie zeznań przed prokuratorem przypomniał sobie, że rok przed śmiercią Kasi ksiądz J. zabrał córkę na wyjazd na Słowację. Z powodu braku dowodów prokuratura nie mogła postawić Romanowi J. zarzutów. Ksiądz J. po wyroku zamieszkał w domu księdza seniora w Rzeszowie. Nic nie wiadomo o tym, by biskup Górny wymierzył mu jakąkolwiek karę za molestowanie seksualne dziewczynek.
Innym przykładem zamiatania spraw księży pedofilów pod dywan była głośna sprawa proboszcza Michała M. z Tylawy, o której pisałam w liście do Rzecznika Praw Dziecka. W tej sprawie arcybiskup Józef Michalik (obecny przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski) nie zgłosił sprawy molestowania dziewczynek organom ścigania. Zamiast tego abp Michalik bronił proboszcza z Tylawy w liście do wiernych i w żaden sposób nie ukarał proboszcza, po tym jak został on skazany za molestowanie dziewczynek.
Sposób reagowania hierarchów polskiego kościoła na wykorzystywanie seksualne dzieci ze strony księży pokazuje, że kościół bardziej martwi się o dobro, komfort i bezpieczeństwo członków własnej organizacji, niż o dobro i bezpieczeństwo ofiar księży pedofilów. Nic nie zapowiada, aby w najbliższym czasie miało dojść do jakiejś znaczącej zmiany w postępowaniu hierarchów kościelnych. Ani biskup Pieronek, ani arcybiskup Michalik, ani też biskup Górny nie zamierzają przepraszać za swoje słowa, ani za czyny swoich podwładnych. Są oni gotowi zaryzykować bezpieczeństwo obecnych i przyszłych ofiar księży pedofilów tylko po to, by skutecznie bronić swoich braci. Tylko zdecydowana reakcja ze strony społeczeństwa obywatelskiego, wspólnoty wiernych oraz organów państwa odpowiedzialnych za zdrowie i bezpieczeństwo dzieci, jest w stanie rozbić zmowę milczenia biskupów w sprawie pedofilii we własnych szeregach. Dlatego czekam niecierpliwie na reakcję Rzecznika Praw Dziecka na słowa biskupa Pieronka.