... scena niczym z Westernu.. po prawej stronie na światłach stoi skuter po lewej motocykl. Ich kierowcy nie spoglądają na siebie tylko patrzą na drogę przed nimi, bo gdy zmieni się zielone rozpoczną oni taniec między innymi pojazdami, aby wykazać się umiejętnościami niczym mityczni wojownicy…
Przeciskając się w korkach zawsze szkoda było mi motocykla, bo ciągłe jeżdżenie na niskim biegu oraz częste włączanie sprzęgła było nie lada okrucieństwem dla silnika. I tak wpadłam na pomysł kupienia skutera o pojemności 125ccm. Nie chciałam wybierać zbyt dużej maszyny, bo moje dzienne dystanse nie przekraczały 100km. A do tego mały skuter pozwala na o wiele sprawniejsze przeciskanie się między samochodami.
I tak po kilku tygodniach poszukiwań stałam się właścicielka Yamahy Cygnus... maleństwa przypominającego wyglądem „50tkę”, aniżeli maksi skutery. Wielokrotnie jeżdżąc trasami ekspresowymi zaskakiwałam kierowców samochodów. Miny ich mówiły jedno: „Czy to motorower z nitro?”, a później: „O matko! Baba na skuterze!!”… wszystko to kończyło się zazwyczaj na serdecznych pozdrowieniach oraz krótkich pogawędkach na światłach i tak o dziwo zaprzyjaźniłam się z kierowcami aut…
Natomiast, jako zagorzała motocyklista byłam zaskoczona reakcjami motocyklistów. Prawie nikt nie odpowiada na uniesioną do góry lewą dłoń w geście pozdrowienia… na początku tłumaczyłam sobie, że może jadąc inni mnie nie dostrzegają, ale gdy sytuacje te powtarzały się na światłach i ludzie udawali, że mnie nie widzą.. mówiąc kolokwialnie „olewali” mnie to już było to dziwne, bo światek motocyklowy zawsze słyną z serdeczności i braterstwa.
Do tego w ciągu tych kilku miesięcy dostrzegłam w mieście notoryczną rywalizację pomiędzy użytkownikami jednośladów. Co drugi pojawiający się na światłach gość na motocyklu chce zaznaczyć, że to on ma najlepszego "sprzęta" (jakkolwiek to rozumieć). Najczęściej wygląda to tak, że motocykl, który stoi koło mnie rusza spod świateł bardzo dynamicznie, a później zaczyna slalom gigant między autami. A przecież niepisana reguła mówi, że jeśli zamierzamy jechać pomiędzy stojącymi samochodami powinniśmy wybrać skrajne najszybsze dwa pasy tak, aby nie denerwować innych użytkowników drogi, bo a to raz z lewej, a to z prawej muszą kogoś przepuszczać. To pozwala również zminimalizować niebezpieczeństwo stłuczki.
Bawi mnie widok panów z kompleksami, którzy za wszelką cenę chcą być pierwsi, w szczególności, kiedy ich notorycznie wyprzedzam.. nie kombinując, nie pędząc, po prostu płynnie, spokojnie jeżdżąc. I tak, gdy raz, drugi, trzeci wyprzedzasz takiego delikwenta, który a to wskakuje na chodnik, a to wyczynia jakieś cuda między autami, co rusz trącając lusterka aut… chcąc nie chcąc na mojej twarzy pojawia się uśmiech, przez co okazuje się, że sama padam ofiarą tej głupiej "rywalizacji" w korkach. ;-)