
Zawsze, kiedy ktoś oferuje mi coś za darmo czuję się dziwnie. Gdy jakaś hostessa w sklepie zaprasza do wzięcia darmowego jogurtu lub soku, czy do mojej ręki zostaje wciśnięta bezpłatna gazeta, w głowie włącza mi się alarm i następuje przypływ jakiejś niepewności. Od samego początku mojej świadomej egzystencji na tym świecie mam wrażenie, że tak naprawdę rzeczy darmowe nie istnieją - albo nie są darmowe, albo po prostu ich samych nie ma. Są też takie, których nie dość, że nie ma, to za próbę ich uzyskania trzeba zapłacić publicznym upokorzeniem. Mowa tu o słynnych bluzach z facebooka, butach z twittera, czy podkładkach pod myszki z Milki, którymi na pewno zostaliście jakiś czas temu zaspamowani.
