Nie jestem fotografem, ale często robię zdjęcia. Mam tanią i raczej kiepską lustrzankę, do której niczego sobie nie dokupiłam (nawet torby) dlatego noszę ją wciąż na ramieniu, a i tak nikt nie chciał mi jej jeszcze ukraść. Czyli musi być naprawdę beznadziejna.
REKLAMA
Do swojego aparatu dołożyłam analogowy obiektyw, który zabrałam z Zenitha mojego chłopaka. Najpierw był przyklejony do Alfy taśmą klejącą, a kiedy to przestało być wygodne zainwestowałam 50 zł i kupiłam przejściówkę. Świetnie się bawię robiąc złe technicznie zdjęcia, często jeszcze je pogarszając poprzez zmianę kolorów w domyślnym programie na MacBooku (najistotniejsza jest dla mnie opcja „zmniejsz kontrast”). Uważam, że to w braku jakości tkwi jakość. I jestem szczęśliwa, bo zdecydowanie lepiej jest, kiedy robi się złe zdjęcia złym sprzętem, niż kiedy robi się złe zdjęcia dobrym sprzętem. Smuci mnie fakt, że najtragiczniejsze z nich robią „profesjonaliści” - mistrzowie fachu ukryci w zakładach fotograficznych przy głównych ulicach w każdym mieście. Przewyższają tandetnością swoich dzieł nawet nastolatki fotografujące się na torach. Czy pamiętacie coś gorszego od zdjęć ślubnych? Od tych pięknych plenerów w parku i przed teatrem? Coś przaśniejszego od loków, stosu koronek i wyżelowanej fryzury pana młodego? Coś bardziej przykrego od końskiego uśmiechu i tipsów wplątanych czule we włosy? Wiem, że nie pamiętacie. Oczywiście warto wspomnieć, iż tradycyjny ślub z założenia jest czymś trudnym do ogarnięcia w przyzwoity sposób. Kiedy przechodzę obok wystawionych w oknie zdjęć młodych par wydaje mi się, że fotografowie nawet nie starają się z tym wszystkim uporać. Zdecydowanymi mistrzostwem w tej kwestii odznacza się załoga legendarnego już Foto Knyt, która swoimi wizjami przebija nawet Wróżbitę Macieja.
Tuż za zdjęciami ślubnymi na liście koszmarów plasują się obrzydliwe sesje w studio. Ludzie uśmiechają się na nich z reguły tak naturalnie, jak chłopiec z pudełka Kinder Czekolady. W szerokim wachlarzu usług do wyboru mamy: zdjęcie w kapeluszu, z półprofilu, przez ramię, z dłonią pod brodą. Wszystko oczywiście na szarym, czarnym, bądź białym tle. A gdy mamy do czynienia z całą postacią, chyba nigdy nie znajdziemy na zdjęciu kogoś, kto jest jakoś w miarę normalnie ubrany. Zaletą tych fotografii jest fakt, że po 20 latach stanowią niezwykły materiał dla antropologów oraz znawców mody. Bawią i uczą.
* Dodatkowym wariantem tego koszmaru jest sesja w plenerze, która różni się od studyjnej tylko tym, że w tle jest jakoś nieprzyjemnie zielono i twarz wygląda przez to jeszcze gorzej.
* Dodatkowym wariantem tego koszmaru jest sesja w plenerze, która różni się od studyjnej tylko tym, że w tle jest jakoś nieprzyjemnie zielono i twarz wygląda przez to jeszcze gorzej.
Na trzecim miejscu tego niechlubnego zestawienia postanowiłam umieścić wszelakie wytwory z fanpage o nazwie X Y Photography, które stanowią chyba 1/3 wszystkich stron na facebooku, bo ciągle na nie trafiam. Oczywiście w tym momencie trochę uogólniam - doskonale wiem, że tam też znajdują się wartościowe zdjęcia. Problem w tym, iż rzadko. Właściwie wszystkie fotografie są takie same, jakby istniał jakiś cyrograf, który każdy zakładający tego typu fanpage musi podpisać, bo przepis na zdjęcie wszędzie jest następujący:
1. Weź swoją koleżankę, której w sumie daleko do prawdziwej modelki, ale inni mówią, że jest ładna
2. Umieść w:
- starej fabryce
- lesie
- w zbożu
- kawiarni
- ew. jeżeli igrasz z konwencją, to na torach lub przy murze (bo z tego już śmieją się już nawet licealiści)
3. Preferowane akcesoria
- futro
- papieros
- butelka Jacka Danielsa
- płachta materiału
- podróbki butów od Campbella
- coś totalnie znikąd: poroże jelenia, obcęgi, rozgwiazdy
2. Umieść w:
- starej fabryce
- lesie
- w zbożu
- kawiarni
- ew. jeżeli igrasz z konwencją, to na torach lub przy murze (bo z tego już śmieją się już nawet licealiści)
3. Preferowane akcesoria
- futro
- papieros
- butelka Jacka Danielsa
- płachta materiału
- podróbki butów od Campbella
- coś totalnie znikąd: poroże jelenia, obcęgi, rozgwiazdy
Zastanawiam się, czy ci ludzie nie mogą wyjść z domu z aparatem i poszukać naturalnych sytuacji? Zabrzmię jak Coelho, ale i bez "ustawki" otoczenie z reguły jest ciekawe. Dlaczego nie mogą robić szczerych zdjęć? One przynajmniej mają w sobie jakąś prawdę. Z takiego gatunku szczególnie kocham stosy amerykańskich zdjęć z lat osiemdziesiątych, nazywanych przeze mnie „Retro Złamasami”
Tani sprzęt fotograficzny w odpowiednich rękach przekonuje mnie dużo bardziej. Naprawdę dobrze jest zainwestować ok. 100 złotych w analogowy aparat i tworzyć zdjęcia, które jeżeli tylko się wywołają (co niestety nie zawsze się udaje) na pewno będą miały cudowny klimat. Ponadto nie ma chyba nic lepszego od otrzymania już gotowych skanów na płycie i pędzenia do domu, żeby zobaczyć jak wyszły.
