Zaczynał gościnnymi wizytami na blogu 4wheels4life, od jesieni 2010 tworzy stronę, która jest mekką dla wszystkich kochających Toyotę Carinę diesel lub Pontiaca Trans Sport bardziej od egzotycznych Lamborghini i Ferrari, a na widok tygrysich pokrowców na siedzenia świecą im się oczy.

REKLAMA
Złomnik.pl zaczynał od sześćdziesięciu odsłon dziennie, obecnie możesz się pochwalić czterema tysiącami wizyt każdego dnia. Twój "pomnik prawdziwej motoryzacji" mimo tego, że jest bardzo niszowy, ma wielu fanów. Co ich przyciąga?
Przede wszystkim to, że na Złomniku można przeczytać o samochodach, o których nie przeczyta się nigdzie indziej. Żadna inna strona nie pisuje o dziwnych, nieznanych pojazdach, które na pierwszy rzut oka wydają się niewarte uwagi. Żadna inna strona nie dokumentuje tak dobrze ciekawych samochodów pojawiających się na polskich ulicach. Wreszcie, na złomniku trafiają się też ironiczne felietony, pozwalające trzeźwiejszym okiem spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość, nie zawsze związaną z motoryzacją.
Ktoś z Tobą współpracuje, czy jesteś jedynym autorem tekstów?
Jestem jedynym autorem, sporadycznie pojawiają się artykuły "gościnnie" pisane przez inne osoby - do tej pory zdarzyło się to 5-6 razy na ponad 1200 zamieszczonych wpisów.
logo
Złomnik we własnej "osobie" fot. Syndrom
Przeglądam Twoją stronę regularnie, za każdym razem czekają na mnie nowe artykuły, piszesz je sam. Jak to możliwe, że właśnie wokół tych "dziwnych, nieznanych pojazdów" znajdujesz tyle tematów i inspiracji, by teksty mogły pojawiać się codziennie?
Duża część inspiracji pochodzi od czytelników złomnika, którzy regularnie nadsyłają liczne ciekawe zdjęcia czy linki do stron zagranicznych o podobnej tematyce. Niewyczerpaną kopalnią interesujących tematów są samochody zabytkowe wystawiane na sprzedaż na Allegro czy Otomoto. Sprzedający albo nie mają pojęcia, co naprawdę mają, albo żądają kosmicznych cen za złom wart co najwyżej tyle ile waży, a przy tym piszą iście kuriozalne opisy. Hitem z początków istnienia złomnika był zwykły Polonez, opisany przez sprzedającego jako "specjalna wersja dla prokuratorów", przy czym zdaniem sprzedającego, w Polsce liczba prokuratorów wynosiła w latach 80. siedemnaście osób.
Faktycznie, zauważyłam, że ludzie często dzielą się z Tobą tym, co upolują, powstają specjalne miksy zdjęć. Czy w temacie złomnikowych polowań masz jakąś radę? Gdybym na przykład ja, laik, chciała dostarczyć Ci materiałów, bo widzę akurat auto, które wydaje mi się nietypowe, czym powinnam się kierować? Co kocha Złomnik? Im gorzej tym lepiej? Morze rdzy? Model w nietypowej wersji? Co jest najbardziej w cenie?
To jest właśnie coś, co najtrudniej wytłumaczyć. Złomnik jest nieuchwytny, trzeba go poczuć. W cenie są przede wszystkim samochody stare, nietypowe, w oryginalnym stanie i nadal w pełni sprawne, użytkowane na co dzień. W szczególności lubię auta japońskie z lat 80. za ich trwałość i niezniszczalny charakter. W cenie jest też ładna korozja czy mech rosnący na samochodach, bo chociaż podobno mężczyzna powinien w życiu zasadzić drzewo, spłodzić syna i zbudować dom, to ja dodam do tego, że dobrze byłoby, gdyby jeszcze udało mu się zardzewieć jakieś auto. Jako złomnik osobiście od lat hoduję korozję na jednym aucie, które ozdabia nasz ogródek ku uciesze sąsiadów i przechodniów.
A czy nietypowa historia samochodu jest dla Złomnika ważna? Czy na przykład to auto, które korodujesz może się taką pochwalić?
Akurat samochód nad którym "pracuję" nie ma żadnej ciekawej historii, choć zaczął jako pojazd do wożenia snowboarderów w niemieckich Alpach a skończył na polskich budowach, ale wyjątkowa historia związana z samochodem ma kluczowe znaczenie dla respektu na złomniku. Na przykład jeden z moich pojazdów - Fiat 126p z 1977 r. - został kupiony od stróża parkingowego, który kupił go w Polmozbycie jako nowego tylko dlatego, że był wówczas kierowcą asenizacyjnej ciężarówki i wywoził szambo kierownikowi owego Polmozbytu. Dlatego też załapał się na wersję "luksusową" z blokadą kierownicy. Nie do podrobienia jest historia o tym, jak nasz bohater wybrał się swoim Maluchem z Warszawy do Międzyzdrojów bodaj w 1984 r. i spotkał tam Zbigniewa Wodeckiego, od którego wyprosił autograf. "I wiesz pan, wtedy ten Wodecki -piosenkarz, rozumisz pan, sławny człowiek - się oparł o tego Malucha, więc sam pan widzisz, to nie jest zwykły Maluch, jego sam Wodecki dotykał!" - jak nie kochać takich opowieści?
logo
fot. Tymon Grabowski
Takie historie są genialne, ale domyślam się, że nie tylko dla nich tworzysz tę stronę. Na Złomniku można dobrze zarobić?
Nie można. Żadna firma nie chce zareklamować się w medium, którego nazwa brzmi "złomnik", a jego autor jawnie nabija się z nowoczesnych produktów. Sprzedaż złomnikowych gadżetów czy organizacja imprez pozwalają zebrać pieniądze na serwer i domenę, ale zarobek jest z tego żaden. Nad czym zresztą nie płaczę, bo nigdy nie robiłem złomnika dla pieniędzy.
Czyli jest to tylko i wyłącznie Twoja pasja, która na całe szczęście sama się sponsoruje. Jeżeli właśnie chodzi o "nabijanie się", to muszę przyznać, że sama przeglądam Złomnik głównie przez ten Twój kąśliwy, cyniczny styl. Na co dzień też taki jesteś?
Osoby, które mnie poznają, sądzą że w rzeczywistości jestem jeszcze zabawniejszy niż treść złomnika. Srodze się rozczarowują, bo ogólnie jestem trochę ponurakiem, który nie lubi kawy, piwa, papierosów, grilla na działce ze znajomymi, i wspólnego oglądania meczów, a zatem tego wszystkiego, co "normalni" ludzie powinni "normalnie" robić, żeby społeczeństwo ich akceptowało.
To w takim razie co lubisz prywatnie robić?
Oprócz hobby motoryzacyjnego, które objawia się niekontrolowanym dłubaniem przy różnych samochodach (z różnym skutkiem), lubię przede wszystkim eksplorować nieznane miejsca. Czy jest to spacer po osiedlu z następnym pokoleniem złomnika, czy wycieczka rowerowa (bo bardzo lubię jeździć na rowerze), czy wreszcie jednodniowy wyjazd do Wiednia - zawsze znajdę gdzieś coś ciekawego, co wzbogaci moje doświadczenie. Oprócz tego uwielbiam oglądać reklamy i analizować sposób, w jaki reklamodawcy starają się namówić klientów do zakupu swoich produktów. Trochę interesuję się rynkami finansowymi, ale gram na nich tylko wirtualnymi pieniędzmi, zresztą także z różnym skutkiem. Fascynuje mnie też produkcja filmów, niestety na realizację żadnego z moich scenariuszy - ze sztandarowym "Atakiem Marsjan na stację Tłuszcz Główny" - nie mam ani środków, ani inwestora. W nielicznych wolnych chwilach brzdąkam sobie na gitarze.
Słuchając tego mam wrażenie, że Twoja doba ma przynajmniej 48 godzin
Gdyby miała tylko 48 godzin, nigdy w życiu bym się ze wszystkim nie wyrobił!
logo