Są dwie metody mówienia o gospodarce i jej przyszłości. Można starać się ją zrozumieć, zawsze zresztą popełniając błędy i dając innym powody do nieustających żartów z chybionych prognoz.

REKLAMA
Albo można działać według amerykańskiej reguły zdawania testów. Reguła ta mówi: przy uczciwym teście (kilka odpowiedzi, tylko jednak właściwa, brak punktów karnych za błędna odpowiedź) nie należy próbować zgadywać odpowiedzi, jeśli się jej nie jest pewnym, bo zgadując „na nosa” statystycznie częściej popełnia się błąd. Zamiast tego lepiej z góry wybrać sobie jedną odpowiedź – np „B” – i zawsze zakreślać tę samą.
Są więc ekonomiści i analitycy, którzy po prostu zawsze wybierają jedną prognozę, np. „będzie katastrofa” albo „będzie cud”. Jeśli konsekwentnie przez całe życie zawodowe to samo powtarzają, to przecież kiedyś ich prognoza w końcu się sprawdzi. A oni przez resztę życia chodzą w glorii „tych jedynych, którzy przewidzieli kryzys”.
PS. Rada praktyczna: lepiej wybrać opcję „będzie katastrofa”. Bo jak się mówi, że będzie dobrze i się nie sprawdzi, wracamy do punktu wyjściowego (drwin). A jak się stale przepowiada kryzys, można zawsze liczyć na ludzi, którzy powiedzą: „świetny ekonomista, jak zwykle słusznie przewidywał kryzys. Tym razem jakoś się udało go uniknąć, albo rząd sfałszował statystyki. Ale oczywiście on miał rację”.