Rozmawiając z ludźmi o tym, co dzieje się na świecie, a w szczególności o niepewności i zmienności na rynkach finansowych, od lat muszę się zmierzyć z tym samym problemem. Kiedy mówię, że wszystkie inwestycje są ryzykowne, zawsze znajdzie się ktoś kto odpowiada: nieprawda. Stracić można na wszystkim, ale nie na złocie. Bo w odróżnieniu od wydrukowanych na papierze aktywów finansowych, złoto zawsze trzyma swoją wartość i nie podlega rynkowym wahaniom. A często znajdzie się jeszcze ktoś, kto doda: gdyby tylko przywrócić wymienialność pieniądza na złoto, żadnego kryzysu finansowego na świecie by nie było.
Moje odpowiedź zawsze była taka sama. Oczywiście, że złoto długookresowo trzyma swoją wartość - nie tylko w skali lat, ale wręcz wieków. Oczywiście, że w stosunku do tracącego wartość papierowego pieniądza jego cena systematycznie wzrasta. Ale to wcale nie oznacza, że na inwestycji w złoto nie można stracić. Nie straci się, jeśli kupi się złoto za rozsądną cenę. Jeśli natomiast kupi się je za cenę spekulacyjnie wywindowaną w górę, łatwo można na tym interesie bardzo źle wyjść.
W ciągu minionych lat, miesięcy i dni ze złotem działy się istne cuda. Najpierw, od początku kryzysu jego cena trzykrotnie wzrosła. Potem, poczynając od jesieni minionego roku, spadła o jedną czwartą – a w ostatnim okresie zdarzył się wręcz spadek o ponad 10% w ciągu zaledwie 4 dni. Czym wytłumaczyć te wahania?
Generalnie rzecz biorąc, w sytuacji jakiejkolwiek paniki (a przynajmniej poważnego niepokoju) inwestorzy na całym świecie są gotowi natychmiast wyzbywać się wszystkich aktywów ryzykownych. A za takie uważane są aktywa ze wschodzących rynków, w tym z Polski. Kupują natomiast aktywa z krajów uważanych za bezpieczne przystanie: USA, Niemiec, Szwajcarii, a gdy są jeszcze bardziej przerażeni - inwestują w najpewniejsze z aktywów finansowych świata, czyli złoto. Ceny złota w warunkach niepewności rosną, podczas gdy waluty wschodzących rynków tracą (bo wszyscy naraz je wyprzedają). Stąd dochodzi często do paradoksów: złe wiadomości o gospodarce USA powodują, że wzmacnia się dolar i złoto, a osłabia złoty czy korona, choć akurat u nas wszystko jest w porządku.
Systematyczny wzrost cen złota w minionych latach wynikał więc z przekonania, że w warunkach kryzysu finansowego wszelkie inwestycje w papierowy pieniądz – nawet dolar i euro – są bardziej ryzykowne od zakupu magicznego kruszcu. W takiej sytuacji ludzie jednak stracili rozum i kupowali złoto za wszelką cenę, nawet wówczas gdy gołym okiem było widać, że jest ona spekulacyjnie zawyżona. Wystarczyła lekka zmiana nastrojów odnośnie perspektyw gospodarczych świata, by spekulacyjna bańka pękła, pozostawiając u wyznawców wiary w złoto poważne straty.
Ani pierwszy, ani ostatni raz. W czasie zawirowań finansowych i inflacji w latach 1973-82 złoto radziło sobie znakomicie jako bezpieczna lokata inwestycji, a jego ceny wzrosły ponad czterokrotnie. Jednak ułuda całkowitego bezpieczeństwa szybko prysła, gdy w latach 1983-84 ceny złota spadły o jedną trzecią, a spadek ten pożarł niemal cały wypracowany przez dekadę zysk. Kto kupił złoto za rozsądną cenę, zarobił. Kto kupił je za cenę spekulacyjnie zawyżoną, stracił.