Pieniądz to jedno, czyste sumienie drugie. Sprawa rytualnego uboju testuje, na czym nam bardziej zależy. Nic niezwykłego: jakieś racje są po obu stronach, ale trzeba dokonać wyboru, a cała sprawa z rytualnym ubojem wcale nie jest pod tym względem dla nas najtrudniejsza.
Pieniądz to jedno, czyste sumienie drugie. Pieniądze potrzebne są nam do zaspokajania potrzeb i aspiracji. Spokojne sumienie potrzebne jest nam do dobrego samopoczucia. Póki między zdobyciem jednego i drugiego nie ma sprzeczności, nie ma też problemu. Ale prędzej czy później znajdujemy się w sytuacji, w której musimy dokonywać wyboru. I wtedy wcale nie jest łatwo, zwłaszcza w sytuacji gdy u kogo innego w grze jest głównie sumienie, a u kogo innego pieniądze. I kiedy rachunek korzyści i strat rozkłada się bardzo nierówno.
Stosunkowo najprostszy dylemat to wałkowana obecnie sprawa rytualnego uboju zwierząt. Na szczęście nigdy w życiu nie widziałem na własne oczy, jak się go dokonuje – ale nieco obrazków z telewizora plus odrobina wyobraźni wystarczają by stwierdzić, że mówimy o zjawisku drastycznym, a na pewno sprzecznym z opinią większości Polaków na temat godziwego stosunku ludzi do zwierząt. Na jednej szali mamy więc moralny dyskomfort. Na drugiej mamy za to niemałe dochody, które osiągają nasi hodowcy i zakłady mięsne dzięki eksportowi mięsa do krajów wymagających uboju rytualnego. Sumienie każe powiedzieć: nasz kraj musi zarabiać pieniędzy na czymś, co dla większości jego mieszkańców nie powinno mieć miejsca. Zdrowy rozsądek podpowiada: nie oszczędzimy w ten sposób cierpień żadnemu zwierzęciu, po prostu zmiast polskich zakładów mięsnych to samo zrobią zakłady w innym kraju (chętni się znajdą). Nie przesądzając wyniku powiem, że wystarczy obie szale porównać – a zobaczymy, jaką decyzję powinniśmy podjąć.
Trudniejszy jest dla nas dylemat z papierosami. Komisja Europejska proponuje chyba rzeczywiście skuteczne narzędzie zniechęcania do palenia, poprzez zabranie całej atrakcyjności opakowań i zakaz dodawania aromatów do tytoniu. Im bardziej producenci narzekają, że ograniczy to sprzedaż, tym mocniejszy staje się argument o prawdopodobnej skuteczności działań. Jest oczywiście problem przemytu – ale nie przesadzajmy, on wiąże się raczej z ceną, a nie z kulturową atrakcyjnością palenia. Nasze sumienie powinno mówić jasno: powinniśmy ten pomysł popierać, bo wprawdzie tytoniu nie należy zakazywać, ale należy jak można zniechęcać do palenia. Problem jednak jest taki, że Polska jest największym w Unii producentem papierosów, a polscy producenci najwięcej stracą na ograniczeniu popytu na tytoń. Sumienie mówi wyraźnie co zrobić, ale akurat w naszym przypadku koszt posłuchania sumienia może być wyjątkowo wysoki. Nic więc dziwnego, że trudniej nam podjąć komfortową decyzję.
Prawdziwy problem mamy jednak wówczas, gdy nie jesteśmy wcale pewni głosu sumienia. Tak jest w sprawie pakietu klimatycznego Unii – bardzo kosztownego dla nas wspólnego zobowiązania o redukcji gazów cieplarnianych. Większość polskiego społeczeństwa ma do tej sprawy stosunek ambiwalentny (w odróżnieniu od bardziej ekologicznie uświadomionych narodów zachodniej Europy). A tymczasem realizacja pakietu będzie się dla nas wiązać z dużymi, wymiernymi kosztami, które z pewnością znajdą odbicie w znacznym wzroście rachunków za energię – a zapewne również w niższym wzroście PKB. I właśnie w takiej sytuacji najtrudniej nam zaakceptować straty w pieniądzu, bo głos sumienia nie jest specjalnie silny.