W odpowiedzi ministrom spraw zagranicznych
Pięciu byłych ministrów spraw zagranicznych wystąpiło wczoraj z listem otwartym, w którym poparli kandydaturę Bronisława Komorowskiego. Taką inicjatywę należałoby zignorować, gdyż wypowiadają się tu wszyscy formalni i zagorzali stronnicy PO. Andrzej Olechowski był jej założycielem i nadal pozostaje czynnym sympatykiem. Radek Sikorski to wiceprzewodniczący PO. Dariusz Rosati i Włodzimierz Cimoszewicz mają swoje miejsca w parlamentach gdyż startowali w wyborach z poparciem PO. Adam Daniel Rotfeld jest także na pensji rządu, gdyż jest przewodniczącym polskiego zespołu w polsko-rosyjskiej grupie ds. trudnych. Za porozumieniem z MSZ urzęduje w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Wszyscy sygnatariusze listu, są zatem dłużnikami rządzącej ekipy, która wystawiła Komorowskiego do reelekcji prezydenckiej.
Otwarta ingerencja byłych ministrów spraw zagranicznych w końcowym etapie kampanii wyborczej łamie jednak standardy. Od ministrów spraw zagranicznych oczekuje się, że będą dbali o konsens dla swojej polityki i nie będą się wikłać w bieżącą walkę wewnętrzną. To wystąpienie nie ma uzasadnienia merytorycznego. Odwołując się do fałszywych opinii szkodzi polskiej demokracji. Jest to też kolejna już stronnicza ingerencja. W kampanii 2011 r. ci ministrowie napisali wiernopoddańczy list do kanclerz Merkel w obronie rzekomo zagrożonych relacji polsko-niemieckich. Takie listy, kierowane do świata zewnętrznego przypominają ciemne inicjatywy z dawnej historii Polski.
Warto również prześledzić merytoryczną stronę listu i wskazać podtrzymywanie fałszywych mitów, którymi karmi Polaków koalicja PO-PSL od wielu lat.
1. Sygnatariusze listu utrzymują, że „Polska cieszy się gwarancjami bezpieczeństwa bez precedensu w historii”. W rzeczywistości Polska nadal ma gorszy status bezpieczeństwa niż nasi zachodni sojusznicy. Nie ma w Polsce stałych baz NATO ani instalacji obronnych. Rotacyjna obecność kilkunastu samolotów lub kompania żołnierzy w symboliczny sposób polityczny podtrzymuje nas na duchu. Ani samoloty ani ćwiczący żołnierze nie są włączeni w system obrony RP, ćwiczą jedynie ogólne umiejętności wojskowe, sztukę pilotażu, strzelanie etc. Na stałą obecność wojsk NATO w Polsce nie godzą się Niemcy. Czyli państwo, które od lat jest punktem odniesienia dla dyplomacji rządu i prezydenta. Ubiegłoroczny szczyt NATO zdecydował jedynie o powstaniu pięciotysięcznego korpusu szybkiego reagowania, tzw. szpicy. Sojusz jest jednak bliski kompromitacji, gdyż już 9 miesięcy poszukuje tych pięciu tysięcy żołnierzy, którzy byliby zdolni do działania w 3 dni. W tym czasie Rosja była w stanie zmobilizować i przerzucić kilkadziesiąt tysięcy wojsk na pogranicze ukraińskie. Na defiladzie moskiewskiej przemaszerowały wojska odpowiadające trzem natowskim szpicom.
2. Podtrzymywany jest kolejny mit o nieustającym rozwoju Polski. „Członkostwo w UE sprawia, że na naszych oczach kraj zmienia się na lepsze”. W rzeczywistości 26 lat po transformacji oraz po 11 latach członkostwa w UE jesteśmy pod względem zamożności na 5 miejscu, ale od końca. Mimo sporych dotacji europejskich ponad 2 miliony Polaków jest bez pracy, a kolejne 2 miliony wyemigrowało z kraju w poszukiwaniu możliwości przeżycia. Żadna z trzech (!) budowanych autostrad nadal nie została ukończona, choć od piłkarskich mistrzostw Europy mijają już trzy lata.
3. Ministrowie informują, że pojawiły się nowe wyzwania i zagrożenia. Wskazują na agresywną politykę Rosji oraz migracje z Afryki i Bliskiego Wschodu. Nie są to nowe zjawiska. O zamiarach imperialnych, zmiany europejskiego porządku, Rosja sygnalizowała już w 2007 roku. Agresja przeciw Gruzji powinna być ostatecznym alarmem dla naszego regionu. Ani prezydent Komorowski ani rząd PO-PSL nie dostrzegał narastającej agresywności polityki rosyjskiej. Po katastrofie smoleńskiej próbowano nawet utrzymywać, że właśnie wtedy możliwe byłoby polsko-rosyjskie pojednanie na kształt francusko-niemieckiego. Błędnie oceniano otoczenie międzynarodowe wokół Polski. Lekceważono też brak solidarności europejskiej. Nie chciano dostrzec, że w Europie nie ma wspólnej polityki zagranicznej, a tym bardziej polityki obronnej. Mimo tego braku nie starano się zacieśniać współpracy wojskowej z USA, ale próbowano jeszcze bardziej współdziałać z bezbronną Europą. Tej samobójczej polityce towarzyszyły działania osłabiające naszą obronność. Prezydent aprobował nieudolne uzawodowienie wojska. Nie protestował przeciwko zabieraniu z budżetu MON miliardów złotych. Co więcej, był patronem niekonstytucyjnej reformy systemu dowodzenia wojskiem, która wprowadza chaos organizacyjny i kompetencyjny, odchodzi od złotej zasady jednoosobowego dowodzenia.
4. „Polityka zagraniczna Polski musi opierać się na wiedzy i doświadczeniu”. Pełna zgoda. Jednak przypomnę, że polską dyplomacją kierował przez siedem lat najsłabiej wykształcony minister, po trzyletnich kursach licencjackich w Oksfordzie. Prezydentowi w sprawach zagranicznych doradzają też dwaj panowie, którzy mięli bardzo krótką przygodę w dyplomacji, gdzie doszli na pozycję średniej rangi dyplomatów. Szefem BBN jest zaś analityk wojskowy. Choć jest w stopniu generała, to jednak nigdy nie dowodził żadną jednostką wojskową.
5. Rezultatem błędów jest osamotnienie Polski. Nie jesteśmy liderem naszego regionu. Europa Środkowa nie jest zjednoczona w świetle agresji rosyjskiej. Polska dyplomacja nie zdołała pozyskać partnerów i sojuszników. Wbrew zaklęciom propagandowym nie zdołano reaktywować trójkąta weimarskiego. Konflikt rosyjsko-ukraiński rozgrywany jest przez format normandzki i miński bez naszej obecności. Partnerstwo Wschodnie zwiędło i wpadło w ślepy zaułek. Nikłe są szanse na zbudowanie bazy tarczy antyrakietowej. Polska nie jest też zabezpieczona w kwestiach energetycznych.
6. Wobec braku sukcesów dyplomatycznych wyciąga się zużyte slogany i stare zarzuty pod adresem rządów PiS. Zabiegi o podmiotowość i realizowanie interesów narodowych w dziedzinie bezpieczeństwa określa się jako awanturnictwo. „Polityka zagraniczna Polski musi być przewidywalna i wiarygodna”. Należy więc przewidywalnie akceptować decyzje podejmowane za nas i bez nas i wiarygodnie przyjmować do wiadomości. Taką politykę ma gwarantować prezydent Komorowski.
Będą to znowu slogany, że potrzeba więcej Europy, pogłębionej integracji i modernizacji. To nic, że pustosłowie, ale kojarzy się pozytywnie, kooperatywnie, w odróżnieniu od rzekomo wojowniczej retoryki PiS.