proboszcz parafii Narodzenia Pańskiego w Jasienicy
Jakiś czas temu pisałem w tym miejscu o zbliżającej się wizycie patriarchy Moskwy i wszech Rusi Cyryla w naszym kraju. Oficjalne przygotowania do tej wizyty okryte były tajemnicą, a treść wspólnego przesłania ujawniono na dwie godziny przed jego podpisaniem. Równolegle niektóre środowiska prowadziły akcję dyskredytowania dokumentu o potrzebie pojednania między Rosjanami i Polakami, a zwłaszcza osoby patriarchy Cyryla. Tyle już ważnych i mniej ważnych dokumentów podpisywano w Belwederze, na Zamku Królewskim i w siedzibie Episkopatu Polski, że i ten mógł spocząć w annałach oprawionych w skórę, by specjaliści, historycy i apologeci mogli doń zaglądać, zwłaszcza w okrągłe rocznice jego podpisania.
Ale stało się coś zupełnie niespodziewanego. Coś, czego nie przewidywała większość wierzących Kościoła Katolickiego w Polsce, a już z pewnością niemal nikt z niewierzących w naszym kraju. Dokument został podpisany w takich okolicznościach, w takiej oprawie i w obecności tylu ważnych dla naszego kraju i dla Kościoła w Polsce osób, że już sama oprawa określiła rangę tego spotkania i tego dokumentu. Sam cud zaczął się niewiele dni przed datą ogłoszenia tego orędzia. Otóż od wielu, wielu miesięcy rodzić się zaczęło, krzepnąć i zdobywać swoich zwolenników, a nawet kapelanów, coś, co jedni nazywali „religią smoleńską”, zaś inni „smoleńska herezją”. Według mnie oba te określenia były przypisywane temu zjawisku mocno „na wyrost”. Faktem jest jednak, że przedstawiciele niektórych partii, liczni duchowni niższego szczebla, ale i coraz liczniejsi biskupi życzliwym i często wybitnie ostrym słowem wspierali to dzieło. Zdawało się, że nic tej tendencji nie jest w stanie odwrócić. Próżno było wypatrywać autorytetu, który by temu szaleństwu położył kres. Zarzuty padały coraz mocniejsze, oskarżenia kierowano coraz dobitniej, media ojca Rydzyka dolewały oliwy do tego groźnego ognia, a hierarchowie, jeśli nie wspierali tych działań, to już z pewnością nie krytykowali.
I oto wystarczyło jedno wystąpienie arcybiskupa Michalika, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, by sytuacja zmieniła się diametralnie. Nagle, właściwie w ciągu jednego dnia, środowiska Gazety Polskiej, Frondy, Solidarni 2010, tygodnik Idziemy i inni występujący przeciwko temu aktowi i wyraźnie dyskredytujący patriarchę Cyryla - zostali bez wsparcia polskich biskupów. Słowa arcybiskupa Michalika zgasiły ogień, na który nie było mocnych. Chyba nie przewidział tego pan Pospieszalski i ksiądz Isakowicz-Zaleski, którzy jakby z rozpędu uderzali w patriarchę Cyryla, i to wtedy, gdy arcybiskup Michalik serdecznie witał gościa i wypowiadał się o nim z najwyższym szacunkiem. Gdy przed Zamkiem Królewskim demonstranci z tych środowisk rozwinęli swe transparenty, żaden z biskupów nie podszedł już do nich i nie udzielił im moralnego wsparcia. Arcybiskup Michalik dobitnie przypomniał polskim biskupom, że ich podpisy można bez trudu odnaleźć pod tym dokumentem, obok podpisu patriarchy Cyryla i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.
Cud, który się wydarzył, może okazać się jeszcze większy. Otóż jeśli media ojca Rydzyka nie zerwą z antyrosyjską i „smoleńską” frazeologią zdrady i zamachu, to wsparcie dla tych mediów ze strony biskupów może stopnieć z dnia na dzień i to bezpowrotnie. Gdy ongiś ojciec Tadeusz nazwał śp. prezydentową czarownicą i podpowiadał jej poddanie się eutanazji, biskupi nabrali wody w usta. Jeśli dziś telewizja Trwam będzie dawać głos ludziom dyskredytującym patriarchę Cyryla i napuszczającym Polaków przeciwko Rosjanom, krasnoarmiejcom i bolszewikom, to biskupi mogą zrezygnować z wspierania tych mediów, a to może być początek ich końca.
Ktoś, przeczytawszy ten teks, może sobie pomyśleć, ależ ten ksiądz Lemański naiwny i łatwowierny. Otóż, niektórzy wierzący tak mają. A swoją drogą, czyż byśmy nie chcieli, żeby nam takie cuda zdarzały się nad Wisła częściej?