Reklama.
„ A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją. Upadli na twarz i oddali Mu pokłon..” / Mt 2,9-11/
Osobowy Bóg, Który myśli, kocha, zbawia - objawia się poganom. Wychodzi naprzeciw tym, którzy Go nie znają. Wiemy, że najdoskonalsza Inteligencja w realizacji swoich zamiarów nie będzie się posługiwać narzędziem wątpliwej jakości czy wręcz nieskutecznym. Do Maryi Bóg posyła anioła, Elżbiecie zsyła natchnienie Ducha Bożego, Jana zwanego Chrzcicielem tajemniczo poucza na pustkowiu, a poganom zapala gwiazdę. Mędrcy ze Wschodu podążyli ku Bożemu Objawieniu za przewodem gwiazdy. Swoista boska prakseologia.
Nawigacja w samochodzie potrzebuje chwili, by skutecznie wytyczyć drogę do celu nawet temu kierowcy, który ignoruje podpowiedzi z maleńkiego ekranu. Chyba mało kto uzna to techniczne cudeńko za mądrzejsze od siebie, a nawet od rozpoczynającego swą edukację dziecka. Jednak sprawność tego urządzenia budzi podziw i skutecznie pomaga w podróżowaniu nawet ludziom zupełnie nieobeznanym z mapą. Gdyby tamci mędrcy mieli w zasięgu ręki laptopa albo komórkę, wystającą dziś z kieszeni niejednego ucznia szkoły podstawowej, nie pytaliby o drogę Heroda ani uczonych w Piśmie, ani nawet ludzi przygodnie spotkanych w podróży. Czyż Mądrość przedwieczna nie mogła wyposażyć tamtych trzech w jeden gigabajt skutecznie kierujący do celu? Wszechmocny może wszystko, jednak blask odległej gwiazdy ma w sobie coś tak delikatnego, tajemniczego i powszechnie dostępnego, że trudno go zastąpić jakimś technicznym gadżetem albo elaboratem jerozolimskich specjalistów.
W pierwszym tygodniu pobytu w seminarium duchownym byłem świadkiem, jak nieopierzony kleryk, taki, co to jeszcze nie bardzo wie, co kryje się za wieloma seminaryjnymi drzwiami, zawstydził wytrawnego biblistę, gdy tamten zapisując na tablicy hebrajski termin pominął w zapisie jedną, ale znaczącą kropkę nad literą. Heniek był oczytany, inteligentny i dociekliwy. Nie dotrwał z nami nawet do końca pierwszego roku, ale pokazał, że i specjalistom zdarzają się błędy, a mogą je dostrzec, a nawet publicznie pokazać, uważni uczniowie. Dziś, w dobie otwartych archiwów, internetowych wyszukiwarek i rozbudowanych baz danych, każdy może sięgnąć do wiedzy w niewyobrażalnym jeszcze wczoraj zakresie. Na gwiazdy można spoglądać nie tylko z dysponującego oszałamiającą techniką obserwatorium, ale i zza stodoły w dowolnym zakątku ziemi. Papieskie encykliki, soborowe dokumenty i posynodalne adhortacje mogą przeczytać i zgłębić nie tylko urzędnicy watykańskich dykasterii, ale także studenci religioznawstwa, działacze ruchów antykatolickich, a nawet dociekliwi wyznawcy innych religii.
Jaką gwiazdę dla niewierzących współczesnego świata gotów jest dziś zapalić Kościół, by doprowadzić ich do skarbca prawdziwej wiary, której czuje się depozytariuszem? Czy potrafi, zapalając taką gwiazdę, nie wypytywać, nad czym pracowali do tej pory mędrcy w swych pracowniach, dlaczego do tej pory byli poganami, kto im drogę wskazywał, i czy obiecują, że po takim spotkaniu staną się chrześcijanami. Czy gotów jest Kościół łagodnym blaskiem zachęcić skutecznie, by ci, którzy wiary nie mają, poczuli się zaproszeni do wspólnego poszukiwania prawdy, sprawiedliwości, sensu istnienia i źródeł dobra.
Co pewien czas słyszymy, że jakiś kraj odwołuje swojego ambasadora uznając, że źle wywiązuje się z powierzonych mu zadań, czy wręcz szkodzi jego wizerunkowi. Iluż ambasadorów Niewidzialnego powinno być odwołanych, by nie kompromitowali Odwiecznego Dobra, Miłosierdzia i Mądrości? Czyż wielu reprezentantów Kościoła nie postępuje podobnie do wspomnianych przez Ewangelistę jerozolimskich uczonych, którzy wskazują drogę do nowo narodzonego króla, ale sami pozostają na ciepłych, wymoszczonych miejscach w stolicy i nie dołączają do pogan wędrujących we wskazanym kierunku.
Ostatnio mianowany prefekt Kongregacji Nauki Wiary zapalił poganom naszych czasów swoistą gwiazdę, nazywając ateizm religią ludzi niemądrych (mniej dyplomatycznie można by napisać religią głupców). Już widzę tłumy owych ateistów-głupców wyruszających ze wszystkich zakątków świata za przewodem takiej gwiazdy. Przewodniczący Episkopatu podzielił niewierzących na „niezawinionych” i „zawinionych”, oświadczając, że z zawinionymi niewierzącymi Kościół rozmawiał nie będzie. To też swoiste zaproszenie do dialogu. Iluż to odchodzących z Kościoła, widząc gwiazdę Frondy i słysząc jej ujadanie, zawróciło z błędnej drogi, by umacniać i pogłębiać swą wiarę w jej kojących promieniach? Z jak wieloma niewierzącymi podjęła ostatnimi czasy dialog komisja Episkopatu powołana właśnie do dialogu z nimi? Już sobie wyobrażam tłumy niewierzących zdążających na polski „dziedziniec pogan”, by porozmawiać szczerze z przedstawicielami polskiego Kościoła.
A właściwie to i tak dowód wielkiej odwagi ludzi Kościoła. Znów, jak co roku, świętujemy i wspominamy, jak to Bóg objawiał się poganom. Wspominamy to z otwartymi gębami, bo Bóg blaskiem gwiazdy porwał i poprowadził w nieznane mędrców, i zgiął ich kolana przed matką karmiąca niemowlę. A Kościołowi naśladownictwo takiej postawy idzie jak po grudzie. Potrafimy straszyć, ekskomunikować, palić na stosie i wyszydzać niewierzących. Zapraszanie do wspólnego stołu, do wspólnej fotografii, czy choćby do przyglądania się gwiazdom, udaje się niestety tylko nielicznym przedstawicielom Kościoła.