REKLAMA
No i wykrakałem. Nie wiedziałem jak to będzie i chyba mało kto mógł to sobie w takich barwach przedstawić przed konklawe. Ale już pierwsze poczynania papieża Franciszka mogły zapowiadać, i okazały się zwiastunami kolejnych niespotykanych w ostatnich wiekach kroków papieża w Kościele. Pal sześć pelerynkę z gronostajem i czerwone buty na miarę. Mniejsza o przejażdżkę busikiem, telefony do szewca, sprzedawcy gazet i rozmowy z przygodnie spotkanymi w windzie. Chce mieszkać w domu Świętej Marty i obcinać premie temu i owemu – jego prawo.
Ale najtrudniejsze dla niektórych w Kościele okazują się być słowa, które prawie każdego dnia papież Franciszek wypowiada podczas sprawowania Mszy codziennej. To już nie konferencja prasowa, słowa wypowiedziane na korytarzu albo w windzie. Słowa wypowiadane podczas Liturgii mają w Kościele swój niepowtarzalny walor. Słowa wypowiedziane zza ołtarza, słowa wypływające z Ewangelii, słowa papieża. W naszym rozpolitykowanym Kościele w Polsce mogliśmy ostatnio trochę ten walor zatracić, ale „Roma locuta...”
Coraz więcej ciekawych, inspirujących, ostrych niczym miecz obosieczny słów papieża dochodzi z kaplicy domu Świętej Marty. Nasłuchujmy, rozważajmy, oceniajmy w ich świetle to, na co patrzą na co dzień nasze oczy. Słowa, które padły ostatnio, ugodziły niektórych obrońców Kościoła w Polsce w najczulsze miejsce. Bo żeby ludzi Kościoła oskarżać o karierowiczostwo i nazwać takich zbójami i złodziejami?
Gdyby któregoś z biskupów zbójem nazwała Magdalena Środa, już zwolennicy Frondy układaliby drewno na stos na placu Zamkowym w Warszawie. Nazwałby złodziejami niektórych choćby prałatów poseł z Biłgoraja, już by parlamentarny zespół zwalczający w Polsce ateizację wystąpił do Trybunału Stanu o pozbawienie go mandatu poselskiego. Napisałaby takie słowa o którymś z hierarchów Gazeta Wyborcza, Newsweek albo Fakty i Mity, już by najpobożniejszy w całej Unii Europejskiej minister sprawiedliwości wystąpił o odebranie koncesji, licencji albo i zlicytowanie redakcji. Gdyby takimi epitetami sypnął arcybiskup Marini, zmarły kardynał Martini albo żyjący Schoenborn, już by się z nimi rozprawił redaktor Terlikowski. Nic nie wspominam o niektórych dominikanach, o biskupie Pieronku albo proboszczu z Jasienicy.
Ale żeby takie słowa o ludziach Kościoła powiedział sam papież, to już przekracza wszelkie granice. To do kogo teraz na skargę ma pobiec ojciec dyrektor? Kto ulituje się nad prześladowanymi hierarchami w zdezelowanych autach za marne kilkaset tysięcy? Komu wyżali się biskup, któremu noga powinęła się na śliskiej ścieżce kariery? I ty Franciszku, przeciwko nam?