proboszcz parafii Narodzenia Pańskiego w Jasienicy
„ Jezus powiedział do apostołów: Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie mnie szukać, ale – jak to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię – dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie...” / J 13,33 /
O słodka naiwności. Może to po licznym zgromadzeniu przy grobie Łazarza nabrał Jezus takiego przekonania, że i Jego grób stanie się miejscem, do którego zdążać będą apostołowie, uczniowie, przyjaciele i wdzięczni słuchacze. A może taka myśl zaświtała Nauczycielowi z Nazaretu w głowie na widok tłumu zgromadzonego i opłakującego zmarłą córeczkę cudzoziemca, rzymskiego setnika. Będziecie Mnie szukać - zapowiada Jezus na kilka godzin przed swoją śmiercią, a my jakoś śladów tych poszukiwań ze strony apostołów nie dostrzegamy w zapisach żadnego z czterech ewangelistów. A może Mistrz nie miał na myśli swojej śmierci, ale te miejsca, na które trafił po nocnym pojmaniu w ogrodzie oliwnym? Może wypatrywał ich na drodze krzyżowej, na dziedzińcu Lithostratos, przed Wysoką Radą, albo i na samej Golgocie. Wtedy owo - „dokąd Ja teraz idę, wy pójść nie możecie” nabiera innego sensu. „Nie możecie” nie ma nic wspólnego z czyimś zakazem, fizyczną niemożliwością, czy trudnym do pokonania oddaleniem. To pełne realizmu spojrzenie na tę grupkę zwolenników, której wystarczy jedno głośniejsze tupnięcie, by uciekli i schronili się za zamkniętymi drzwiami wieczernika. Wy pójść nie możecie, ponieważ jeszcze we Mnie naprawdę nie uwierzyliście. Zarzekacie się, że jesteście gotowi na wszystko, że można na was liczyć, że gotowi jesteście pójść za Mną choćby na śmierć. A chwilę potem...
Jeszcze ich ludzkie wyobrażenia, plany, nadzieje, obawy i przerażenie mocniej do nich przemawiają niż wezwanie Mistrza - Idźcie ludzi łowić! Oni zamiast szukać Mistrza, Którego dopiero co w ogrodzie oliwnym pochwycono i zabrano im sprzed oczu, szukają nie Jego ciała, słowa, posłannictwa, ale nowego miejsca dla siebie w świecie bez Mistrza. Jedni idą do Emaus, inni wyruszają, by znów łowić ryby. Kto by chciał się przyłączyć do takich lękających się własnego cienia. Co oni mają do zaproponowania Piłatowi, Kajfaszowi, Samarytanom, Galilejczykom, Syrofenicjanom, Rzymianom, Grekom? On wykorzystywał każdą chwilę, by orędzie Dobrej Nowiny zanieść możliwie wielu. Oni milczą jak zaklęci nawet wtedy, gdy On do nich przemawia. On każdemu spotkanemu miał coś do ofiarowania. Oni kryją się, jakby zapomnieli już o wszystkim, co im powiedział i co uczynił na ich oczach. Umiłowany uczeń wchodząc do pustego grobu zapisał, że wtedy uwierzył w Niego. Czy aby na pewno? Jeszcze tego wieczora i w tydzień potem siedzi zalękniony w zamknięciu wraz z pozostałymi apostołami. Po jakimś czasie, spotkawszy Jezusa na brzegu jeziora, swoją wiarę wyraża szeptem na ucho Szymonowi, a już w obecności Zmartwychwstałego usta zapycha pieczoną rybą. Dlaczego nie wspomina o pytaniach, które Mu zadawali, o wyjaśnieniach, o które Go prosili, o obawach, które mu powierzali? Może dlatego, że ta ich wiara była mniejsza niż ziarnko gorczyczne.
Sprawny funkcjonariusz Kościoła może w odpowiednich uwarunkowaniach zabezpieczyć materialną bazę dla różnorakich działań organizacyjnych, propagandowych, edytorskich, szkoleniowych, formacyjnych, wizerunkowych i innych. Może się przyczynić do tego, że dobrze wyregulowany mechanizm będzie funkcjonował sprawnie, bez zbędnych zgrzytów, przestojów i komplikacji. Tacy wielcy zasłużą sobie na granitowe epitafia, mosiężne tablice fundatorów i wpisy do lokalnych, a może nawet narodowych kronik. Ale ci funkcjonariusze nie przyciągną do wnętrza nawet jednego nowego zwolennika tej drogi. Te coraz większe kościoły, coraz liczniejsze i wyższe pomniki, te coraz głośniejsze wystąpienia nie są w stanie zakryć smutnej prawdy, że zamykamy się coraz bardziej i bardziej we własnym gronie, gronie, które chudnie w oczach, traci swoją atrakcyjność i siłę przyciągania.
Ile w nas żywej wiary, a nie tylko przywiązania do tradycji, wierności obyczajom, zwartości i gotowości do wypełnienia powierzonych nam zadań funkcjonariuszy? Ile w nas gotowości, by pójść za Mistrzem tam, dokąd On podąża? Dokąd On idzie, my również powinniśmy podążyć, ale czy jesteśmy gotowi? Czy mamy w sobie dość wiary, nie tylko by trwać, ale i by się nią dzielić z tymi, którzy jej nie mają?