REKLAMA
„ Jezus powiedział swoim uczniom: Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy.” / J 16,12-13 /
Powiedzieć do kogoś, że jest nieznośny, niesie ze sobą wyrzut, ale taki, który jeszcze nie rysuje ani mocną, ani nawet łagodną linią, perspektywy rozstania. Ten termin niesie treść odmienną od prostego, językowego znaczenia. Wszak jeśli coś lub ktoś jest nie do zniesienia, to właściwie dalej go znosić, to znaczy przebywać z nim, rozmawiać, współpracować - nie powinniśmy, bo jest to niemożliwe. Po prostu nie do zniesienia. A jednak ten wyrzut – jesteś nie do zniesienia, zawiera w potocznym rozumieniu raczej przypomnienie uciążliwości, jakie są konsekwencją takiej bliskości, ale tej bliskości nie przekreślają, a czasem nawet paradoksalnie podkreślają tę bliskość. Jezus mógł w tym miejscu powiedzieć coś o dysproporcji pomiędzy mądrością bożą i inteligencją apostołów. Mógł skupić swoją wypowiedź na skomplikowanej materii wymagających wyjaśnienia zagadnień. Mógł wskazać na niejednoznaczność i oryginalność terminów, których przyjdzie w tych kwestiach używać. Powiedział słowa, które według mnie łączą wszystkie te znaczenia i być może jeszcze wiele innych, nieodkrytych dotychczas. Powiedział słowa ukazujące przepaść i bliskość zarazem.
Warto pamiętać, że Ewangelista Jan w swojej relacji zbliża się w tym rozdziale do scen kończących publiczną działalność Mistrza z Nazaretu. Pisał wcześniej o takich słowach Jezusa, po których tłumy uczniów kroczących za Nim odeszły i pozostała zaledwie garstka. Wspominał Jan, że i tych którzy pozostali, Jezus zapytał, czy i oni również chcą odejść. Może więc to zwyczajnie ludzki strach przed odejściem garstki uczniów skłonił Jezusa do wypowiedzenia tych słów. Mam wam jeszcze tyle do powiedzenia... A tu już czas mój się kończy, grono słuchaczy niknie w oczach, a i ci, którzy pozostali, okazali się nienajwyższych lotów. Nikodem, choć uczony, nie rozumie. Józef z Arymatei nie przychodzi na dysputę. Faryzeusze, zamiast spierać się i stawiać trudne pytania, doszukują się w każdym słowie Jezusa ataku i odpowiadają tym samym. A Jezus ma jeszcze tyle do powiedzenia. Komu ma przekazać to bogactwo, którego okruchy okazują się być nie do zniesienia dla uczniów?
Czy dlatego, że znieść nie mogli, nie powiedział im, że mają zanieść Ewangelię Samarytanom, Grekom, Rzymianom, Egipcjanom, Germanom, Rusom i Lachom? Był z nimi tyle czasu, a o głoszeniu Ewangelii poganom musiał apostołów pouczyć natchniony Duchem prześladowca Kościoła. Dlatego że nie mogli znieść, czy też z innego powodu nie powiedział im wprost, że ani obrzezanie nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, tylko nowe stworzenie. Może dlatego nie zająknął się nawet wobec nich na temat homoseksualizmu, relikwii, kultu obrazów, sukcesji apostolskiej, odpustów, losu dzieci nienarodzonych, badań prenatalnych, transfuzji krwi, przeszczepów organów, modyfikacji genetycznych, struktury DNA, in vitro, uporczywej terapii...
Ciekawe, o czym jeszcze Mistrz chciał wtedy powiedzieć, ale widząc, że są jak „przeciekające bukłaki”, zdecydował się nie obciążać ich kolejną porcją mądrości z wysoka. Może chciał im coś powiedzieć o roli kobiet w normalnej społeczności, w tym również tej religijnej. Kościół wiedziony Duchem, ale i zwyczajnym rozsądkiem, dosyć szybko dostrzegł taką konieczność, choć do dziś dnia broni pewnych bastionów przed kobietami, argumentując to brakiem wskazań Mistrza z Nazaretu. A przecież mówił, że tego znieść nie mogli. Za trudne. Nie na męskie, szowinistyczne, zakute w wiekowe stereotypy głowy.
Może chciał im coś powiedzieć o wyznaczonych przez Stwórcę początkach i naturalnym kresie człowieka. Nie musiałby Jezusa po wiekach zastępować w tej roli pan Terlikowski. Ale co z tamtego niewygłoszonego kazania o szacunku dla życia poczętego zrozumieliby rybacy znad Jeziora Galilejskiego i pewien celnik, skoro ani Augustyn, ani Tomasz z Akwinu, choć święci, specjalnie się w tej materii nie rozeznali.
Czy to był dla słuchaczy ciężar zbyt wielki, by usłyszeli, po co ich Nauczyciel zamierza zstąpić do piekieł? Byłaby okazja rozstrzygnąć odwieczny spór, czy za natchnieniem księdza Hryniewicza pusto może być w piekle, czy raczej, za podszeptem pana Terlikowskiego, mało kto do nieba się dostanie. Czemu im nie powiedział, czy można będzie Eucharystię sprawować na ryżowych, sojowych czy bezglutenowych chlebach oraz na bezalkoholowym winie? Czemu nie wyjaśnił, co to znaczy chrzest za zmarłych? Czemu nie wspomniał nawet słowem o losie naszych prapraprzodków, którzy nie tylko Ewangelii nie znali, ale zbierali korzonki i walczyli o ogień? Czy widział wtedy, jaki los współcześni zgotują Ormianom, Prusom, Żydom, Indianom, Rwandyjczykom, Romom...
A właściwie, co by to zmieniło, gdyby im o tym wszystkim opowiedział. Mało, że znieść tego nie mogli. Oni niewiele by z tego zrozumieli, jeszcze mniej zapamiętali, że o zapisaniu dla potomnych nie wspomnę. Oni, oraz my, ich następcy, nawet prostych słów – Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody - nie zrozumieliśmy przez te blisko dwadzieścia wieków.
/ źródło-www.parafiajasienica.waw.pl /
