Zakwitły kasztany, więc Kościół wraca do tematu matury z religii. Rząd Tuska leci w sondażach na łeb na szyję. Kościół pewnie kalkuluje, że premier może być bardziej uległy wobec żądań hierarchów. Pytanie, czy się nie przeliczy. Sprawa ma duży ciężar polityczny.
Rocznik 1974. Poseł do Parlamentu Europejskiego, Przewodniczący SLD w latach 2005-2008, Przewodniczący Klubu Poselskiego Lewicy w latach 2007-2009, Wicemarszałek Sejmu V kadencji, Minister Rolnictwa w rządach Leszka Millera i Marka Belki
Wygląda na to, że Kościół już szykuje się do kampanii wyborczej. Kalkulacja jest prosta, jeśli Tusk odmówi wprowadzenia matury z religii, wówczas biskupi mogą otwarcie przenieść swoje poparcie na PiS. Kościół już nie będzie podzielony, jak jeden mąż poprze partię Kaczyńskiego. W sytuacji spadającego poparcia, głos z tysięcy ambon może być gwoździem do platformianej trumny.
Jeśli jednak Tusk ulegnie biskupom, wówczas mogą odwrócić się od niego wyborcy zorientowani bardziej centrolewicowo. I też będzie to gwóźdź do trumny. Tyle, że wbity z drugiej strony.
"Maturzyści mogą zdawać WOS, chemię, geografię, biologię, ale religii nie. Na pytanie, dlaczego tak się dzieje, nie otrzymujemy odpowiedzi" – denerwuje się bp Marek Mendyk, przewodniczący komisji episkopatu ds. wychowania katolickiego.
Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Bo chemia, czy biologia to dziedziny wiedzy naukowej. Religia to nie nauka. A matury z wiary zdawać nie sposób!
Mam nadzieję, że w podobny sposób rozumuje również rząd.