Romneya uważałem za kandydata partii bardziej egoistycznej, mniej oświeconej, będącej zakładniczką małej ale wpływowej frakcji paranoików z Tea Party. To już nie Republikanie spod znaku Nixona.
Wygrana Obamy jest moim zdaniem dobrą wiadomością dla Ameryki. Ale myślę tak nie dlatego, by Obama po 4 latach władzy budził mój wielki entuzjazm, ale dlatego, że Romney był dużo gorszym kandydatem. Oto dlaczego:
Romneya uważałem za kandydata partii bardziej egoistycznej, mniej oświeconej, będącej zakładniczką małej ale wpływowej frakcji paranoików z Tea Party. To już nie Republikanie spod znaku Nixona czy nawet Ronalda Reagana; to Republikanie, których symbolem stała się ignorantka Sara Palin. Więc sam Romney – choć jest politykiem umiarkowanym – byłby pod nieustającym ciśnieniem ze strony partii w istocie radykalnej.
Programowo – Romney był za takimi cięciami podatków, na których nieproporcjonalnie skorzystaliby najbogatsi (co wykazał dobrze “Economist”), a przy postulacie zwiększonych wydatków na armię, za drastycznie zmniejszonymi wydatkami socjalnymi na najuboższych. Obama podjął pierwszą realną próbą eliminacji humanitarnego skandalu, jakim jest pozostawanie 40 mln obywateli najbogatszego kraju świata bez ubezpieczenia medycznego.
Obama będzie miał okazję powołać kilku nowych sędziow sadu Najwyższego: czwórka z dziewiątki sędziów przekroczyła już 70-tkę. A gdyby tę szansę dostał Romney i spełnił swą obietnicę, powołałby sędziów konserwatywnych, zamieniając obecny podział 5:4 lub 4:5 (w zależności od sprawy) w trwałą większość moralizatorskiej ale pro-biznesowej prawicy (np. w sprawach dotyczących praw konsumentowi lub kontroli nad finansami w kampaniach wyborczych i lobbingiem).
W tym, co nas, nie-Amerykanów naprawdę dotyczy – czyli w polityce zagranocznej, różnice były naprawdę minimalne. Być może “reset” z Rosją zostałby złagodzony lub wręcz anulowany – ale trzeba by przyjrzeć sie szczegółom a nie metaforze. Natomiast w polityce bliskowschodniej bardziej bezwarunkowe wspieranie polityki obecnego rządu Izraela ze strony administracji Romneya nie byłoby moim zdaniem – rozsądne. Zdanie, że “Palestyńczycy naprawdę nie chcą wlasnego panstwa”, jakie na prywatnym spotkaniu wypsnęło sie Romneyowi, było przejawem okrutnej nieczułości, ale być może było ono wypowiedziane wyłącznie na użytek donatorów.
A zatem – raczej dobra wiadomość (z mojej perspektywy), ale nie dlatego, że Obama wygrał, lecz dlatego, że Romney przegrał.