Porozmawiam jak profesor z profesorem. Czy naprawdę nie dostrzega Pan zasadniczej różnicy między jednym (porównaniem dokonanym przez sędziego Tuleyę) a drugim (negowaniem Holcaustu)?
Filozof prawa i konstytucjonalista, publicysta, bloger
Pan premier profesor Gliński poskarżył się wczoraj na PiS-owskim blogu wpolityce.pl, że nałożona została na niego “blokada medialna” I że “w mediach mainstreamowych praktycznie nie istnieje”. By jakoś wynagrodzić Profesorowi tę niegodziwość, niniejszym relacjonuję jego wypowiedź w medium mainstreamowym, salonowym, niewątpliwie zblatowanym z władzą.
Oto pan premier oświadczył, nawiązując do głośnego w Polsce wydarzenia, że porównanie, dokonane przez sędziego Tuleyę, między nocnymi przesłuchaniami CBA a nocnymi konwejerami stalinowskimi, jest podobne do negowania Holocaustu. Nic nie zmyślam. Oto dokładnie co powiedział pan premier, by nie było że przeinaczam lub wyrywam z kontekstu, co byłoby jeszcze gorsze niż “blokada medialna”, jaką cierpi obecnie prześladowany medialnie premier:
„Jeśli ktoś nie rozumie, czym był stalinizm, jakie były metody stalinowskie, to znaczy, że nasza cywilizacja wisi na włosku. Bo to jest to samo, co podważanie Holocaustu. Przecież oba były porównywalne, choć poziom hipokryzji i liczba ofiar w systemie stalinowskim były znacznie większe”.
A teraz porozmawiam jak profesor z profesorem. Czy naprawdę nie dostrzega Pan zasadniczej różnicy między jednym (porównaniem dokonanym przez sędziego Tuleyę) a drugim (negowaniem Holcaustu)? Negowanie Holocastu jest zaprzeczaniem faktu I skali potężnego, masowego morderstwa. Przyrównanie (przyznaję, dość brawurowe) jednej konkretnej metody stosowanej przez CBA do jednej konkretnej metody stosowanej przez stalinowskich katów, nie jest zrównaniem całości działań CBA z całością stalinizmu. Publicyści przeprowadzający z Panem wywiad mogą tego nie zrozumieć, ale Pan, Panie Profesorze?
I druga różnica. Negowanie Holocaustu nie jest po prostu fałszywym stwierdzeniem historycznym. Jest przejawem rasizmu – konkretnie, antysemityzmu. A przejawem jakiego rasizmu, jakiej nienawiści do wielkiej grupy społecznej, jest analogia dokonywana przez sędziego Tuleyę? (I gdybym był wyposażony w takie umiejętności demagogii jak Pan, Panie Profesorze, dodałbym: Czy zrównywanie negacji Holocaustu z wypowiedzią sędziego Tulei samo w sobie nie jest podważaniem ogromu Holocaustu, a zatem przejawem antysemityzmu? Ale nie dodam).
Przykro aż tak wykładać wszystko kawę na ławę profesorowi, ale może to jednak dobrze, że panuje ta “blokada medialna”, bo ogranicza to możliwości dalszej auto-kompromitacji przez pana premiera. Ale a propos samej blokady… Skoro, jak wynika z tego samego wywiadu, nie wie Pan jeszcze dokładnie, Panie profesorze, czy zaproponowany przez Pana “rząd” będzie składał się z polityków czy z ekspertów, kogo Pan może mieć za koalicjantów I dokładnie kiedy złożone zostanie konstruktywne wotum nieufności (wszystko to – w wywiadzie o którym mówię) – to właściwie po co relacjonować Pana a nie Pańskiego pryncypała, który zapewne to wszystko wie, albo powinien wiedzieć?
Dygresja uboczna. W tym samym wydaniu portal wpolityce.pl, przeczytałem m.in. że Krzysztof Wyszkowski miał sen na temat Lecha Wałęsy; że z figury Matki Bożej Bolesnej w Jarosławiu “bez żadnej ingerencji I czynników zewnętrznych” spadła korona; a także że zdaniem red. Krzysztofa Skowrońskiego miłośnicy radia Maryja I ojca Rydzyka “nie mają jeszcze dostępu do telewizji” itp.
I naszła mnie taka oto smutna refleksja, totalnie sprzeczna z poprawnością polityczną, ale trudno, że różnica między “nami” a “nimi”, tzn nami a ludźmi wierzącymi w zamach smoleński, w to że Polska jest dyktaturą i krajem poddanym obcym – nie jest ot zwykłą różnicą poglądów, opinii czy ideologii, ale że jest to różnica podszyta też , nazwę to bardzo oględnie, kwalifikacjami kognitywnymi. I wcale mnie to nie cieszy – bo rozmawiać jednak trzeba, ale z ludźmi niemądrymi (a używam tu slowa szalenie wręcz łagodnego) rozmawia się bardzo trudno.