Dotarły już do mnie, przez Wielką Wodę, odgłosy polemik, sporów i oburzenia, wywołanego książką, napisaną przez panią Kanię, pana Targalskiego i jakiegoś trzeciego, o rodzicach znanych polskich dziennikarzy. Ta trójka – rzeczywiście, zawodowo mało wybitna – tłumaczy podobno sukcesy zdolniejszych od siebie kolegów i koleżanek ich genealogią rodzinną.
Filozof prawa i konstytucjonalista, publicysta, bloger
Przyjmuję tu jako aksjomat, niewymagający uzasadniania w porządnym towarzystwie, że czepianie się rodziców – wszystko jedno, oparte na prawdziwych lub sfałszowanych podstawach faktycznych – jest ostatnim aktem desperacji łajdaka. To jest oczywistość i przyjmijmy, że o to się nie spieramy, podobnie jak nie otworzymy dyskusji nad tym, czy ziemia jest okrągła a złodziejstwo jest złe. Ale skoro tak jest, bardzo chciałbym, by strona zaatakowana tym paszkwilem przyjęła właśnie taką zasadę, odpowiadając (lub nie, co jest chyba lepsze) jego autorom.
Bardzo więc bym prosił przyszłych polemistow, by w ogóle nie zastanawiali się nad zbieżnością nazwiska pani Kani z byłym I sekretarzem KC PZPR, Stanisławem Kanią, wcześniej odpowiedzialnym w Biurze Politycznym za służbę bezpieczenstwa i wojsko. To, czy pani Kania jest jego córką, siostrą albo i osobą całkowicie z nim niespokrewnioną – nie ma żadnego, ale to żadnego znaczenia dla rozmowy na temat, dlaczego tak dzisiaj pisze. Na rodzicow nie ma się wpływu – tak samo jak np na własny wygląd. Aparycja pani Kani należy do tej samej kategorii czynnikow całkowicie nieistotnych dla oceny jej publicystyki – i również bardzo proszę polemistów, by do tego nie nawiązywali, chyba że z troską o jej zdrowie, ale w końcu to jest wyłącznie jej prywatna sprawa
To samo dotyczy współautora pani Kani, Jerzego Targalskiego. Fakt, że jest synem czołowego PZPR-owskiego ideologa-historyka i autora biografii „Ludwik Waryński: próba życia”, nie ma żadnego znaczenia dla wytłumaczenia idiotyzmów, jakie Targalski od dłuższego czasu pisze. Nie należy więc wnikać w to, czy np przy wigilii w domu Targalskich śpiewalo się Miedzynarodówkę, po czym zasiadano do tradycyjnych kotletów mielonych, a przed snem zasłuchanemu Jurusiowi tata opowiadał o Marcelim Nowotko. Za swojego ojca Targalski wszak nie odpowiada. Już bardziej możnaby pytać o to, jaki związek z dzisiejszymi poglądami Targalskiego-juniora ma jego własny staż w PZPR – czy jest to przypadek tak wielu byłych PZPR-owców, ktorzy teraz stali się gorliwymi PiS-owcami, może by oczyścić się z faktu dawnego ześwinienia? Ale i tu należy zawahać się przed podjęciem tego tematu: być może przemożny wpływ dominującego ojca na młodego Targalskiego zdecydował o wstąpieniu do partii, niewykluczone że dla uczczenia któregoś Zjazdu PZPR – i jeśli tak, to nie należy Targalskiego o to winić, znów w oparciu o generalną zasadę moralną, że nie należy ludziom czynić wyrzutu z powodu faktów (sytuacja rodzinna etc) i cech (wygląd etc), na które nie mają żadnego, ale to żadnego wpływu.