Filozof prawa i konstytucjonalista, publicysta, bloger
Bardzo przepraszam za tak idiotyczny tytuł, ale to nie ja wymyśliłem tylko Prezes - największy Geniusz Polityczny, Wybitny Strateg i Jedyny Mąż Stanu, który kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa, jeśli nie numerycznego to moralnego. I wiem to nie od resortowych dzieci z Gazety Wybiórczej, vel Koszernej, ale z samego źródła, czystego jak łza dziewicy (która akurat na tym nic nie skorzysta), a mianowicie oficjalnej strony PiS:
http://www.pis.org.pl/article.php?id=22625
do czytania której wszystkich Państwa zachęcam, zwłaszcza gdy macie chandrę, doła albo kłopoty z dziećmi lub PITem.
Prezes powiedział:
„Sądzimy, że jest w tej chwili jedna dobra droga, żeby to przełamywać i przełamać kryzys demograficzny. To stworzenie nowego filaru Unii Europejskiej, mianowicie polityki prorodzinnej. Polityka prorodzinna powinna być uwspólnotowiona, być przedmiotem wspólnej troski i finansowania”..
I dalej, za oficjalnym serwisem PiS:
„Szef PiS skonkretyzował, że każdej rodzinie na dziecko przysługiwałoby przynajmniej 100 euro na miesiąc. Różnicę od tej kwoty do 500 zł Polska musiałaby dopłacić z budżetu. Według szefa PiS „wyliczenia, z grubsza wskazują, że na tę politykę trzeba było wydać około 20 miliardów euro rocznie”.
Już niedawno Prezes oświadczył, że znalazł bilion złotych a teraz wyszukał kolejne 20 miliardów Euro. Jak już Państwu tu się kiedyś pochwaliłem, znam Jarosława od wielu lat i mam takie ciche ale bardzo mocne przekonanie, że matematyka mu się nie przyjęła. Że Jarosław (podobnie jak wielu innych gapowatych humanistów, np. ja) nie widzi wielkiej różnicy między milionem, miliardem, bilionem albo trylionem, uważając (poniekąd słusznie), że są to wszystko kategorie BDP (Bardzo Dużych Pieniędzy), których przecież normalny człowiek i tak nie zobaczy na oczy w postaci jednej kupki banknotów, a już tym bardziej bilonu. Gdyby więc ktoś Jarosławowi powiedział, że trzeba będzie wydać na jakiś zbożny cel 30 kotylionów, to pewno bez zmrużenia oczu by te pieniądze znalazł.
Jest jednak poważniejsza kwestia Unii. Oto słyszymy cały czas od PiS i jego akolitów, że mamy do czynienia z organizacją socjalistyczną (Eurokołchoz), zbiurokratyzowaną, wydającą na lewo i prawo olbrzymie pieniądze od nas wyłudzone i zagrażającą przez to naszej suwerenności – i oto Prezes wymyśla nowy „filar”, niczym jakiś projektant kolumn jońskich albo i doryckich, i lekką ręką każe Unii, jak tej dojnej krowie, rzucić na każdego polskiego smarkacza (i siuśmajtkę) sześć tysięcy zł rocznie.
A ponieważ Traktat Lizboński, o czym poufnie informuję Prezesa, który na wniosek Premiera Kaczyńskiego podpisał Prezydent Kaczyński (albo na odwrót), potwierdza bezwarunkową zasadę niedyskryminacji w ramach Unii, oznacza to, że każde maleństwo urodzone w Europie, od Tallina po Lizbonę, od Helsinek po Ateny, będzie dzięki hojności Prezesa dostawało po sto Euro na łepek do osiągnięcia wieku dojrzałego. Czy Prezes na pewno dobrze obliczył koszty? I czy to będą miliony, tryliony, czy kotyliony?
Póki co – perspektywa nie jest zła. 6 tys rocznie to jakieś 120 niezłych książek, albo trzydzieści naprawdę dobrych kolacji na dwie osoby w Warszawie, najlepiej U Kucharzy (że zamknęli? Otworzą…), albo sześć przelotów rocznie z Warszawy do Florencji porządnym przewoźnikiem, a nie jakimś Wizzem, albo… ech, milcz wyobraźnio! Pokusa jest silna, może jednak warto stać się „posiadaczem” kolejnego dziecka, dac się przekonać prorodzinnej partii Jarosława Kaczyńskiego i Krystyny Pawłowicz?
Jest tylko jeden kłopot. Oto już przytaczana wcześniej strona oficjalna PiS w tym samym wpisie ostrzega:
„Szef PiS zaznaczył, że bardziej szczegółowe wyliczenia i propozycje znajdą się w programie jego partii, który ma być przyjęty na kongresie w połowie lutego”.
No i co będzie, jeśli w połowie lutego okaże się, że to wcale nie były miliardy, albo nawet i nie miliony, ale np. kotyliony albo marcepany?