REKLAMA
A tak w ogóle co to jest ten orgazm??
8-letnia Zosia z serialu „Ja to mam szczęście“ emitowanego w Dwójce lubi pytać i żadna wymijająca odpowiedź jej nie zadowoli. Zero ściem. Liczą się konkrety.
Serialowa mama na pytanie Zosi, kompletnie zaskoczona próbuje znaleźć odpowiedź, gra na czas, głośno myśli: „ Co to jest orgazm? Co to jest...?“
Zosia nawet nie czeka, co powie mama, tylko puentuje: „ No, czyli prawda. Większość kobiet nie wie...“
Zosia nawet nie czeka, co powie mama, tylko puentuje: „ No, czyli prawda. Większość kobiet nie wie...“
Tekst świetny! A że modny i stanowiący mocny argument w procesach rozwodowych, to już temat na inny wpis...
Tak czy siak. Ubawiłem się na maksa! Ale też natychmiast poczułem ulgę, że ten temat mnie nie dotyczy.
Bo rozmowy z moją prawie 16-letnią córką są dojrzałe, szczere, nie wymagają lawirowania i zastępowania prostych słów synonimami. No i dają komfort bycia prawdziwym w relacji dziecko – rodzic.
Bo rozmowy z moją prawie 16-letnią córką są dojrzałe, szczere, nie wymagają lawirowania i zastępowania prostych słów synonimami. No i dają komfort bycia prawdziwym w relacji dziecko – rodzic.
A co by było, gdybym musiał, tak jak serialowi rodzice, rozmawiać na tematy pozornie łatwe i oczywiste ze swoim 7-letnim dzieckiem? A może jeszcze wspólnie odrabiać pracę domową z wychowania seksualnego? I wić się, jak wąż?
Nie wiem.
Pewnie zostawiłbym problem żonie.
Nie z powodu, że mi się nie chce. Ale dlatego, że moje dziecko na lekcji wychowania seksualnego zostało naszpikowane informacjami, które są dla niego nowe, nie do końca zrozumiałe, nawet szokujące, a ja nie mam pomysłu na to, jak to wszystko usystematyzować i po rodzicielsku wytłumaczyć...
Nie wiem.
Pewnie zostawiłbym problem żonie.
Nie z powodu, że mi się nie chce. Ale dlatego, że moje dziecko na lekcji wychowania seksualnego zostało naszpikowane informacjami, które są dla niego nowe, nie do końca zrozumiałe, nawet szokujące, a ja nie mam pomysłu na to, jak to wszystko usystematyzować i po rodzicielsku wytłumaczyć...
Wolę nie wiedzieć i cieszyć się, że to wszystko już poza mną.
Jakiś dziwny zbieg okoliczności sprawił jednak, że zanim zdążyłem zapomnieć o pytaniach serialowej Zosi, natknąłem się na autoprojekcję jakiejś pani w porannym programie telewizyjnym.
Szok!
Ona dyskutuje dokładnie o tym, o czym myślałem kilka dni wcześniej. I jeszcze mówi, że przygotowuje projekt ustawy. A wszystko o wychowaniu seksualnym dzieci.
Myślę sobie, że to jakiś cud, że wreszcie ktoś mądry się znalazł w naszym parlamencie i pomyślał.
Szok!
Ona dyskutuje dokładnie o tym, o czym myślałem kilka dni wcześniej. I jeszcze mówi, że przygotowuje projekt ustawy. A wszystko o wychowaniu seksualnym dzieci.
Myślę sobie, że to jakiś cud, że wreszcie ktoś mądry się znalazł w naszym parlamencie i pomyślał.
Niestety moja euforia trwa chwilę. Googluję, czytam i już znam treść projektu ustawy.
A projekt ów zakłada „wprowadzenie edukacji seksualnej dzieci od pierwszej klasy szkoły podstawowej w wymiarze jednej godziny tygodniowo, która ma być przedmiotem obowiązkowym. Na lekcjach mają być poruszane zagadnienia związane z seksualnością człowieka, rozwojem psychoseksualnym, tożsamością seksualną, dojrzewaniem, zdrowiem seksualnym i reprodukcyjnym, społecznymi i kulturowymi aspektami aktywności seksualnej, rozwojowej i partnerskiej normy seksualnej, prawami seksualnymi oraz odpowiedzialnym, świadomym rodzicielstwem (macierzyństwem i ojcostwem), w tym postępowaniem z noworodkami i niemowlętami oraz wychowywaniem dzieci i ich potrzebami, ochroną przed przemocą seksualną, a także metodami i środkami zapobiegania ciąży, sposobami zabezpieczania się przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, w tym HIV/AIDS, kształtowaniem wolnych od przemocy, partnerskich relacji w związkach oraz równością płci w społeczeństwie i w prawie”.
A projekt ów zakłada „wprowadzenie edukacji seksualnej dzieci od pierwszej klasy szkoły podstawowej w wymiarze jednej godziny tygodniowo, która ma być przedmiotem obowiązkowym. Na lekcjach mają być poruszane zagadnienia związane z seksualnością człowieka, rozwojem psychoseksualnym, tożsamością seksualną, dojrzewaniem, zdrowiem seksualnym i reprodukcyjnym, społecznymi i kulturowymi aspektami aktywności seksualnej, rozwojowej i partnerskiej normy seksualnej, prawami seksualnymi oraz odpowiedzialnym, świadomym rodzicielstwem (macierzyństwem i ojcostwem), w tym postępowaniem z noworodkami i niemowlętami oraz wychowywaniem dzieci i ich potrzebami, ochroną przed przemocą seksualną, a także metodami i środkami zapobiegania ciąży, sposobami zabezpieczania się przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, w tym HIV/AIDS, kształtowaniem wolnych od przemocy, partnerskich relacji w związkach oraz równością płci w społeczeństwie i w prawie”.
Przeczytałem.
Przeczytałem raz jeszcze i się przeraziłem.
Natychmiast wykonałem kilkanaście telefonów do przyjaciół i znajomych. Poprosiłem o ich opinie.
Przeczytałem raz jeszcze i się przeraziłem.
Natychmiast wykonałem kilkanaście telefonów do przyjaciół i znajomych. Poprosiłem o ich opinie.
Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo zdziwiła mnie część ich komentarzy!
To niewiarygodne, ale większość mojego towarzystwa była zafascynowana projektem tej ustawy!!!
To niewiarygodne, ale większość mojego towarzystwa była zafascynowana projektem tej ustawy!!!
OK.
Wziąłem wszystko na klatę.
Przetrawiłem fakt, że w oczach niektórych znajomych jestem zbyt zaściankowy, konserwatywny i nie na czasie.
Przeanalizowałem treści moich dyskusji z towarzystwem.
I w końcu zrozumiałem, że krytykę uprawiali ci, którzy mają dzieci w wieku przedszkolnym.
Coś w tym jest!
Wziąłem wszystko na klatę.
Przetrawiłem fakt, że w oczach niektórych znajomych jestem zbyt zaściankowy, konserwatywny i nie na czasie.
Przeanalizowałem treści moich dyskusji z towarzystwem.
I w końcu zrozumiałem, że krytykę uprawiali ci, którzy mają dzieci w wieku przedszkolnym.
Coś w tym jest!
Ale żeby było jasne! Nie jestem jakimś moherem!
Jestem zdecydowanym zwolennikiem edukacji seksualnej dzieci i ich uświadamiania. Jednak w mądry sposób i przemyślany. Realizowany przez nauczycieli będących świetnymi pedagogami i psychologami. Posiadających jednocześnie wykształcenie w zakresie seksuologii.
Nauczyciele z tzw. łapanki mogą dzieciom wyrządzić tylko krzywdę i wypaczyć ich psychikę.
Jestem zdecydowanym zwolennikiem edukacji seksualnej dzieci i ich uświadamiania. Jednak w mądry sposób i przemyślany. Realizowany przez nauczycieli będących świetnymi pedagogami i psychologami. Posiadających jednocześnie wykształcenie w zakresie seksuologii.
Nauczyciele z tzw. łapanki mogą dzieciom wyrządzić tylko krzywdę i wypaczyć ich psychikę.
Pomysł uchwalenia ustawy o wychowaniu seksualnym dzieci bez wcześniejszych analiz, studiów, profesjonalnego przygotowania nauczycieli, jest w mojej opinii idiotyczny.
Wychowanie seksualne dzieci to nie nauka dodawania i odejmowania. Proces zapoznawania ich z intymnymi sferami życia, najważniejszymi w życiu każdego człowieka, mającymi od najmłodszych lat olbrzymi wpływ na budowanie własnego światopoglądu, wartościowania siebie i otaczającego świata musi być realizowane przez profesjonalnie przygotowanych do tego nauczycieli. Tylko i wyłącznie!
Wprowadzanie dzieci w ten tajemniczy świat to przywilej rodziców, ale przede wszystkim ich obowiązek. To niestety strasznie trudne zadanie, temat bardzo delikatny. Wymagający dojrzałości i ogarnięcia. Ale kto może to zrobić najlepiej, jeśli nie oni?
Żyję w świecie zabieganych ludzi, pracujących za ciężko i za długo. Rozumiem, że w kryzysie każdy toczy walkę o przetrwanie biznesu, utrzymanie stanowiska w firmie. Że edukowanie własnych dzieci pozostawia się wychowawcy i szkole, bo łatwiej w przypadku jakichkolwiek problemów znaleźć winnego.
Chociaż uważam, że to niedojrzałe, mimo wszystko potrafię takie postawy zrozumieć.
Chociaż uważam, że to niedojrzałe, mimo wszystko potrafię takie postawy zrozumieć.
Ale gdy we własnym towarzystwie słyszę głosy, że taka ustawa to wreszcie dobry pomysł, bo dzieci będą miały szansę na prawdziwą edukację seksualną, zaczynam sie zastanawiać, czy właśnie nadszedł czas na odchudzenie listy kontaktów w moim telefonie, czy może publicznie powinienem poprosić niektórych o ponowną analizę i zweryfikowanie pomysłów na wychowanie swoich pociech???
I bardzo chcę przypomnieć popularny niedawno prezydencki apel. Tu i teraz, na trzeźwo:
Kochani! Nie idźcie tą drogą!!!
Kochani! Nie idźcie tą drogą!!!
