
Od niedawna medialne są kundelki ze schronisk. Ktoś, kto przygarnia znajdę, jest fajnym człowiekiem. Do tego kundelkom nie grozi to, co modnym rasom: te mają gorzej, bo zaczynają się nimi interesować ludzie wietrzący w rozmnażaniu psów zyski. Dla nich suka jest maszynką do rodzenia szczeniąt. Z Michałem Pręgowskim rozmawia Anna Maziuk
REKLAMA
Wywiad ukazał się w magazynie mobilnym „W Punkt” (pobierz bezpłatnie pełne numery w App Store)
Anna Maziuk: Dlaczego piszesz o psach?
Michał Pręgowski: To najliczniejszy gatunek spośród zwierząt towarzyszących człowiekowi i w odróżnieniu od kotów codziennie zajmują z nim przestrzeń publiczną. Ich obecność jest przyczyną wielu napięć – bo defekują, bo część osób się ich boi, bo nie wszędzie można z nimi wejść, nawet jeżeli są przewodnikami niepełnosprawnych. Bo się je kupuje na prezent i wyrzuca jak rzecz, wiąże się je na łańcuchach, ale też rozpieszcza i wydaje na ich pielęgnację grube pieniądze. Psy często stanowią żywy wyznacznik statusu społecznego opiekuna, mają uwiarygodnić jego wizerunek. Ktoś, kto chce budzić w otoczeniu respekt pomieszany ze strachem, nie kupi sobie yorka czy spaniela. Raczej nie przygarnie też miniaturowego kundelka.
Rola psów się zmieniała. Dziś są zwierzętami towarzyszącymi, dawniej przedstawiały raczej wartość użytkową.
– Nasze relacje są długie i skomplikowane. Według najnowszych badań blisko 32 tysiące lat temu doszło do genetycznego oddzielenia się psa od wilka. Następnie psy oswoiły się z obecnością człowieka – według archeologów około 15 tysięcy lat temu, być może wcześniej. Psy spełniały wiele ról, faktycznie głównie użytkowych. O czym wolimy nie wiedzieć – także rolę dodatkowego, łatwo dostępnego zasobu żywnościowego. Badania pokazują jednak i to, że już przed tysiącami lat bywały dla ludzi po prostu ważne. Niespełna 40 lat temu w Izraelu odnaleziono paleolityczny grób sprzed 12 tysięcy lat, w którym znajdowały się szczątki człowieka i psa. Ktoś ułożył ręce człowieka w taki sposób, by ramiona miał oparte na psich barkach, co podkreśla łączącą ich za życia więź.
Współcześnie w rozwiniętych krajach takich jak Polska pies jest już przede wszystkim towarzyszem. To skutek rewolucji przemysłowej i urbanizacji, które sprawiły, że zapotrzebowanie na psy obronne czy pasterskie zmalało. Miało to duży wpływ na kierunki hodowli psów rasowych, w których nacisk kładzie się na wygląd zewnętrzny psa, a nie jego wartości użytkowe. Z drugiej strony – im bardziej coś się zmienia, tym bardziej pozostaje takie samo. Celebrytki paradują z yorkami w torebkach od Prady, a na XVII-wiecznych portretach malowanych przez mistrzów holenderskich znajdujemy damy w eleganckich strojach i niewielkie pieski – pocieszacze, zwane po francusku „comforter”.
Psy mają jeszcze inną cechę - medialność.
– W sieciowych memach królują koty, ale psy są silniej eksponowane w tradycyjnych mediach. Tę medialność zawdzięczają w pewnym stopniu instytucji psa prezydenckiego, która w Stanach Zjednoczonych ma ponad sto lat. Pierwszym słynnym psem był Fala, piesek prezydenta Franklina Delano Roosevelta, który ocieplał wizerunek tego niepełnosprawnego męża stanu i jeździł z nim po świecie w czasie wojny, co z lubością opisywały amerykańskie media. Od tamtego czasu każdy lokator Białego Domu miał psa. W Polsce psy na stałe zagościły w Pałacu Prezydenckim za czasów Aleksandra Kwaśniewskiego, ale media bliżej się tym nie interesowały. Tabloidy zajęły się dopiero pupilami państwa Kaczyńskich, a obecnie także sunią prezydenta Komorowskiego.
Pies polityka występuje w mediach raczej nie na serio: a to wbiegł na ważną naradę, a to złamał protokół dyplomatyczny, witając się entuzjastycznie z królową Szwecji. Jednocześnie pies uwiarygodnia wizerunek dobrej rodziny – o czym od lat wiedzą spece od reklamy, a polscy politycy powoli się tego uczą. Medialność to oczywiście także świat celebrytów i rozmaitych mód. Od niedawna medialne są na przykład kundelki, zwłaszcza takie, które adoptuje się ze schronisk. Ktoś, kto przygarnia znajdę, jest fajnym człowiekiem.
Ty uważasz, że nie jest?
– Oczywiście, że jest. Psu, o czym piszemy w książce, jest wszystko jedno, czy ktoś go wziął, bo chce mieć plus 10 do lansu czy z potrzeby serca. Ważne, by miał dobre życie i był dobrze traktowany. Chcemy tego czy nie – psy podlegają wpływom mód w ludzkim świecie. Ta konkretna wydaje się korzystna, lepsza niż na przykład mody na poszczególne rasy psów. Historia uczy, że lawinowy wzrost zainteresowania daną rasą ściąga na nią problemy genetyczne i zdrowotne, a także te z pseudohodowcami. Modną rasą nieuchronnie zaczynają interesować się ludzie wietrzący w rozmnażaniu psów zyski. Dla nich suka jest maszynką do rodzenia szczeniąt. Kundelkom to nie grozi.
Dlaczego w książce za datę, która wyznacza istotną zmianę w relacji człowieka z psem w Polsce, przyjmujecie rok 1989?
– Chodziło o przejście od systemu, który wiązał Polskę z blokiem wschodnim do systemu kapitalistycznego. Wolni we własnym kraju, zachłystywaliśmy się możliwością wyboru, którą oferował rynek. Szczególnie silny wpływ miała na nas kultura anglosaska, za socjalizmu – owoc zakazany. Stamtąd szczególnie chętnie czerpaliśmy wzorce. Ameryka symbolizowała wolność, jeansy i wszystko, co najlepsze.
Jak ta zmiana wiąże się z psami?
– Zaczęliśmy na przykład wybierać inne rasy. Przed 1989 rokiem w Polsce nie było prawie w ogóle labradorów czy Golden Retrieverów, ras typowo amerykańskich (także popkulturowo, bo przecież kompletna rodzina z tamtejszego serialu czy komedii romantycznej miała sympatycznego i ciapowatego laba). Równolegle spadła u nas popularność sznaucerów czy pudli.
Zmiana dotyczyła też sfery codziennych zakupów. My, opiekunowie psów czy kotów, przywykliśmy już do tego, że wolny rynek dba aż do przesady o potrzeby naszych podopiecznych. Popatrzmy na same tylko suche karmy: możemy wybrać produkt dopasowany do wieku zwierzaka, do jego aktywności ruchowej bądź ewentualnych problemów z wagą. Tymczasem w 1989 roku nie mieliśmy nawet Pedigree Pal czy Whiskasa, które podbijały polski rynek dopiero od 1992 roku, a dzisiaj powszechnie uznaje się je za produkty fastfoodowe. Całe moje pokolenie doskonale pamięta jednak, że „twój kot kupowałby Whiskas”. Zmian było znacznie więcej: anglosaskie wzorce kulturowe przyniosły Polakom szersze zainteresowanie szkoleniem psów, nowymi sportami, jak agility, flyball czy obedience, a także dogoterapią.
Co zmieniło się w szkoleniu psów?
– Wielu szkoleniowców zrezygnowało nie tylko z kolczatek, lecz tak ze z karania jako metody pracy z psem. To też wpływ trendów zza oceanu. Zaczęto sięgać po wiedzę naukową, a odchodzić od przekonań wywodzących się z wojskowej musztry. Burrhus Frederic Skinner, słynny amerykański psycholog i twórca teorii warunkowania instrumentalnego, już w latach 50. minionego wieku zwracał uwagę, że proces uczenia się jest hamowany przez kary. Stres, który towarzyszy karze bądź obawie przed karą, sprawia, że uczymy się gorzej, trudniej utrwalamy wiadomości. Skinner mówił o tym osobom odpowiedzialnym za system edukacji szkolnej w Stanach Zjednoczonych, bo przecież kara, także cielesna, była kiedyś bardzo ważnym środkiem wychowawczym.
Jednocześnie sam badał, jak na bodźce pozytywne i negatywne reagują zwierzęta i w jaki sposób się uczą. Jego wnioski od dziesięcioleci wykorzystywane są w pracy między innymi z delfinami czy orkami, które trudno do czegoś zmusić siłą, a które chętnie uczą się, gdy są nagradzane. Ta sama metodyka pracy długo docierała do środowiska kynologicznego. Boom nastąpił za oceanem dopiero w latach 80., a w Polsce półtorej dekady później.
Z Zachodu przyszły również wzorce związane z pochówkiem zwierząt.
– Pierwsze współczesne cmentarze dla zwierząt powstały już pod koniec XIX wieku: Hartsdale pod Nowym Jorkiem, Asnières-sur-Seine pod Paryżem, a także nieformalny i nielegalny cmentarz w londyńskim Hyde Parku, gdzie trafiały nawet psy policjantów. To znamienne, bo przecież policjant mógłby chcieć ukarać samowolę inicjatora. W Polsce pierwszy cmentarz dla zwierząt powstał w 1991 roku w podwarszawskiej miejscowości Konik Nowy. Obecnie w kraju działa jedenaście zarejestrowanych placówek tego typu.
Jak wyglądają pochówki?
– Organizują je tylko niektórzy. Część osób korzysta z możliwości pochowania psa koło domu i robi to, choć nie jest to zgodne z przepisami. Inna, znacznie większa grupa osób zapewne nie zastanawia się, co dzieje się z ciałem ulubieńca, kiedy zostanie uśpiony u weterynarza. Dodam, że podlega ono utylizacji – nieładne słowo, które bardzo dobrze oddaje to, co się z tym ciałem dzieje. Utylizuje się również wycięte nowotwory albo zwierzęta hodowlane padłe w wyniku epidemii.
Część osób czuje jednak potrzebę pochowania podopiecznego ceremonialnie. Psie nagrobki są niewielkie, zdobią je inskrypcje z podstawowymi danymi, a często także kilka zdań upamiętniających zwierzaka i jego relację z opiekunami. W wielu aspektach przypomina to ludzkie pochówki – groby są dekorowane zniczami, kwiatami, lecz także przedmiotami należącymi do pupili. W Stanach Zjednoczonych zmarli podopieczni określani są najczęściej jako członkowie rodziny, a żegnając się z nimi sięga się do symboliki religijnej chrześcijaństwa i judaizmu. W Polsce pies jest przyjacielem, zazwyczaj „najlepszym”, a symbole religijne są zastępowane na przykład kolorowymi wiatraczkami, symbolizującymi tęczowy most, czyli zwierzęce zaświaty, krainę wiecznej szczęśliwości.
W książce pojawia się również napisany przez behawiorystkę i trenerkę Agnieszkę Wojtków rozdział poświęcony dogoterapii, która nie jawi się tak kolorowo, jak by się mogło wydawać.
– Dogoterapię łatwo postrzegać romantycznie. Niektórzy marzą, by pracować z psami zawodowo, jednocześnie niosąc pomoc innym. To zresztą dobrze wygląda: bezinteresowna miłość pieska, który z pełnym poświęceniem, ale i nieustającą radością, pomaga niepełnosprawnemu dziecku. Lubimy myśleć, że psy cokolwiek robią – to zawsze z radością i oddaniem. Problem w tym, że zazwyczaj nie wiemy, co widzimy, gdy patrzymy na psy.
Pies, który się oblizuje, nie musi być głodny, a taki, który się otrzepuje, niekoniecznie jest mokry czy brudny – oba zachowania są także formą odreagowania stresu. Psy dyszą nie tylko wtedy, gdy się zmęczą. Bardzo wielu ludzi, w tym większość opiekunów i część dogoterapeutów, nie ma zielonego pojęcia o mowie ciała psa, o tym, w jaki sposób psy okazują choćby dyskomfort i stres.
Jak w takim razie rozpoznać właściwie zachowania psa? Poradniki o tym nie informują?
– Niestety, większość poradników o tym, jak wychować psa, nie zawiera w ogóle informacji o komunikacji niewerbalnej i jej interpretowaniu. A że książkę o psach może wydać każdy, na rynku jest ich kilkadziesiąt, jeśli nie więcej. To zbyt duży wybór dla kogoś niezbyt zorientowanego. Na pewno warto zacząć od wprowadzenia, jakim jest króciutka książka „Sygnały uspokajające Jak psy unikają konfliktów” norweskiej trenerki Turid Rugaas. Doskonałą lekturą jest „Oczami psa” Alexandry Horowitz, która naukowo zajmuje się procesami poznawczymi zwierząt i prowadzi Dog Cognition Lab na uniwersytecie Columbia. Ta książka wyjaśnia, co nauka wie o psach, jak odbierają one świat i co nam komunikują. O psiej niewerbalności wspominają także niektóre poradniki szkoleniowe, na pewno warto zdobyć „Pozytywne szkolenie psów dla żółtodziobów” uznanej trenerki Pameli Dennison – wbrew tytułowi, to książka dla myślących i ambitnych psiarzy. O komunikacji niewerbalnej piszą także polscy autorzy, między innymi Katarzyna Harmata i Anna Biziorek.
Niedawno występowałeś na międzynarodowej konferencji poświęconej studiom nad zwierzętami „Ludzie i ich zwierzęta” organizowanej przez Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk. „Nasz Dziennik” i „Fronda” wyraziły zaniepokojenie tematami poruszanymi na konferencji, między innymi kwestią równouprawnienia zwierząt.
– Animal studies, czyli studia nad zwierzętami badają relacje ludzi i zwierząt, a nie same prawa zwierząt. Prawa zwierząt to też nie równouprawnienie w rozumieniu praw wyborczych albo ślubów ze zwierzętami – czym niektórzy starają się straszyć. Chodzi raczej o przemyślenie tego, co jest godne, a co niegodne i jakie postępowanie przystoi naszemu gatunkowi względem innych. Ale studia nad zwierzętami, czy też antrozoologia, to mnóstwo tematów w ogóle niezwiązanych z prawami zwierząt. Nie wiem, co ideologicznego może być w badaniu stosunku do bezdomności zwierząt albo w stawianiu pytań o etyczny wymiar prowadzenia ogrodów zoologicznych czy animaloterapii. Jeżeli część opiekunów związuje się z czworonogami emocjonalnie do tego stopnia, że przeżywa po nich żałobę, to dla badacza jest to interesujące zjawisko, które trzeba przeanalizować i spróbować zrozumieć.
Wywiad ukazał się w magazynie mobilnym „W Punkt” (pobierz bezpłatnie pełne numery w App Store)
Michał Pręgowski – dr socjologii, medioznawca, adiunkt na Wydziale Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej, wykłada na Uniwersytecie Warszawskim i w Szkole Głównej Handlowej, stypendysta Fulbrighta w programie Scholar In Residence (2014-2015); zajmuje się społecznymi aspektami tzw. nowych mediów, socjologią norm i wartości, a od dwóch lat przede wszystkim relacjami ludzie–zwierzęta (animal studies, antrozoologia); napisał „Zarys aksjologii internetu. Netykieta jako system norm i wartości sieci” (2012), współautor książki „Pies też człowiek? Relacje psów i ludzi we współczesnej Polsce” (2014)
Anna Maziuk – dziennikarka niezależna, pisze o sztukach wizualnych i kulturze. Publikuje m.in. w „Zwierciadle”, DziennikOpinii.pl, „Sukcesie”, „Wysokich Obcasach”, „Foto”, „Fragile”. Współpracowała z „Życiem Warszawy”. Zainteresowana perspektywą feministyczną, animalistyczną i gender w kulturze
