
Na falach wszystkich stacji radiowych, po kilka razy dziennie. "Prawdziwe powietrze" to kit tego lata od Helu po Zakopane. Tańczy się do niego na fajfach w Ciechocinku i na plaży w Chałupach. To narodowa tragedia muzyczna.
REKLAMA
Wiemy, że muzyczne hity lata zwykle są koszmarkami, jeśli chodzi o ich poziom tekstowy, kompozycyjny i wszytko inne. Nie czepiamy się - są odpowiednio skrojonymi guIlty pleasures, które pasują do owocowego piwa, kiczowatego zachodu słońca i wakacyjnej głupawki. Żadne z nich nie mają aspiracji. Żadne z nich nie udają, że są czymś więcej niż są.
"Prawdziwe powietrze" LOKI aspiruje. To miała być fajna, wakacyjna piosenka bez obciachu, dla wszystkich, z bezpretensjonalnym teledyskiem, romantycznym feelingiem. Tymczasem jest to zły romans. I to dosłownie.
Refren tej piosenki jest mocno, mocno inspirowany refrenem "Bad Romance" Lady Gagi. Ktoś zdecydował słusznie – jeśli kopiować, to już najlepszych z najlepszych – ale jeśli ten ktoś uznał, że tego nie będzie widać to się przeliczył. Widać i to bardzo. Nie mówię, że ktoś tu kradnie, ale mówię, ze inspiruje się na tyle wyraźnie, że w trakcie refrenu "Prawdziwego powietrza" spokojnie można zanucić Gagę - tempo jest inne, inne jest kilka nut na początku i na końcu, więcej przeszkadzajek, ale generalnie wspomaganie z zagranicy czuć.
Może komuś to nie przeszkadza, może mało osób to słyszy – nam się to nie podoba, bo ta piosenka Gagi to arcydzieło popu, a "Prawdziwe powietrze" to jakieś popłuczyny, z klaskaniem w dłonie ( seriously?!). Już nie tylko u Rubika może klaskać "twoja stara", jak widać. Do tego refren kończy się klasycznym, polskim zaśpiewem męskim - "powieeeeetrzeeeeem" – to beczenie, które pojawia się w każdym kawałku Kupichy i jemu podobnych, a wszystko to w bujającym się, biesiadnym sosie i z tekstem od którego można dostać wysypki.
I jeszcze teledysk, który może nawet byłby fajny, gdyby zespół nie wyglądał jak podrasowane De Mono albo nieudane Maximo Park. Nie chcę już Rada Loka. Wolimy Radio Gaga. Wolimy słyszeć na początku kawałka "gaga u la la" niż klaskanie w łapki panów w złych marynarach.